Tak umiera legenda. Burza na zrujnowanym Olimpie

19.12.2018

Zrujnowany stadion, ogromne długi, działacze obrzucający się wzajemnymi oskarżeniami, drużyna na piątym szczeblu rozgrywek i - co najsmutniejsze - brak jasnego pomysłu na przyszłość. Bytomska Polonia znalazła się na największym zakręcie w historii. Zakręcie, z którego dziś trudno dostrzec choćby małe światełko w ciemnym i smutnym tunelu.

Łukasz Michalski/SportŚląski.pl

Funkcjonujący od niedawna nowy zarząd Bytomskiego Sportu na wtorkowej konferencji prasowej po raz pierwszy zajął stanowisko w sprawie problemów spółki. Dotychczas władze klubu wstrzymywały się z komentarzami, tłumacząc, że najpierw muszą zapoznać się z pełną dokumentacją pozostawioną wraz z bałaganem, jaki miały zastać po poprzednikach. Wstępne wnioski postanowiły przekazać w korytarzach przeznaczonego do rozbiórki klubowego budynku przy Olimpijskiej. - Wybraliśmy to miejsce, by unaocznić z czym mamy do czynienia, z czym musimy się zmagać - oznajmił prezes Sławomir Kamiński.

Olimp w ruinie
Jeśli stan obiektu przy Olimpijskiej jest obrazem tego, co dzieje się u 2-krotnych Mistrzów Polski, to trudno nie utwierdzić się w przekonaniu, że w Bytomiu jest dziś gorzej niż źle. Pracownicy klubu "urzędują" w budynku przeznaczonym do rozbiórki. Zawodnicy przebierają się zdewastowanych, zawilgotniałych szatniach, a młodzież w ciemnych korytarzykach wykonuje ćwiczenia zaordynowane przez bezradnych wobec całej sytuacji trenerów. - Ten budynek po kilku kontrolach Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego uchwałą zarządu został wyłączony z użytkowania ponad rok temu. Jego użytkowanie poza warunkami bytowo-higienicznymi po prostu zagraża zdrowiu i bezpieczeństwu i urąga ludzkiej godności - przyznaje nowy prezes BS-u, Sławomir Kamiński.

Miało być zupełnie inaczej. Jeszcze dwa miesiące temu fani Polonii byli przekonywani, że lada moment z kopyta ruszy budowa stadionu z prawdziwego zdarzenia. Miało być 8470 krzesełek, porządne zaplecze szatniowe, możliwość rozbudowy, słowem - obiekt godny 2-krotnego Mistrza Polski. Co jest? Zgliszcza nienadające się do użytku: rozebrane zadaszenie, wymontowane krzesełka i wspomniany już, wyglądający na zajęty przez dzikich lokatorów budynek przeznaczony do rozbiórki. Spółka S-Sport z powodu braku gwarancji finansowych wypowiedziała umowę na przeprowadzenie modernizacji obiektu, teraz obie strony przerzucają się argumentami mającymi świadczyć na wzajemną niekorzyść.

Pierwszą, mającą budzić poważne wątpliwości Bytomskiego Sportu inwestycją prowadzoną przez S-Sport był remont boisk treningowych. Współpracę z generalnym wykonawcą referował kierownik do spraw inwestycji, Mariusz Kosiorz. Wyliczał kolejne niedotrzymane terminy i problemy formalne dotyczące powstawania wspomnianych obiektów, co doprowadziło do naliczenia kar umownych i wezwań generalnego wykonawcy do wyjaśnień. Ostatecznie budowę ukończono, ale na wykonawcę nałożono kary opiewające łącznie na 400 tysięcy złotych. - A do nas wciąż zgłaszają się podwykonawcy, którzy nie zostali zaspokojeni przez S-Sport. Firma, która robiła podbudowę czeka na 112 tysięcy netto, a firma która dostarczała sprzęt sportowy na 94 tysiące netto - opisywał Kosiorz.

Tyle zostało dziś ze stadionu Polonii przy Olimpijskiej... (fot. Łukasz Michalski/SportSlaski.pl)

Modernizację obiektów przy Olimpijskiej realizowano na podstawie odrębnej umowy. I znowu - z punktu widzenia BS-u - pojawiły się niedociągnięcia ze strony wykonawców. - 6 kwietnia została podpisana umowa, na mocy której w ciągu 5 tygodni wykonawca powinien dostarczyć projekt wstępny. Nie było go do lipca, pojawiały się za to jakieś koncepcje, których inwestor nie zamawiał. Takie "widzi mi się" wykonawcy, próbującego mocno zmieniać program funkcjonalno-użytkowy, do którego realizacji się zobowiązał. Odrzucaliśmy to, przedstawiane rysunki wręcz urągały tego typu projektom. Na spotkaniach wykonawca bardzo lawirował odnośnie projektu wstępnego. Został on w końcu dostarczony 15 listopada, ale nie został zaakceptowany. Dlaczego? Jako inwestor świadomie zmieniliśmy jedynie lokalizację szatni kontenerowych, stwierdziliśmy bowiem że lepiej od razu zaprojektować szatnie w budynku. Okazało się, że wykonawca zmienił dosłownie wszystko. Pozostawił stare nasypy, pozbawił nas terenu mogącego służyć jako parkingi. Projekt po prostu znacząco odbiegał od PFU - tłumaczył Kosiorz. Relacja z przebiegu budowy podana przez Mariusza Kosiorza momentami brzmiała dramatycznie. - Ochroniłem Bytomski Sport przed wywiezieniem przez S-Sport wygrodzeń, ogrodzeń i wszystkiego, co było warte jakichkolwiek pieniądzy, a do czego prawa rościł sobie wykonawca. Chroniłem naszą firmę przed grabieżą - opowiadał Kosiorz.

Operacja chaos
Bytomski Sport przekonuje, że S-Sport po raz pierwszy umowę wypowiedział 15 października. Do spółki dokument trafił dokładnie w dniu, w którym w Biurze Promocji Bytomia strony zapewniały, że inwestycja przebiega zgodnie z planem. Okazuje się jednak, że wspomniane wypowiedzenie mogło nie mieć żadnej mocy sprawczej. Wszystko dlatego, że zostało podpisane przez osobę nieposiadającą faktycznych pełnomocnictw do przedstawienia tego typu pisma. 29 października sprawa ujrzała światło dzienne, ale obie strony oficjalnym oświadczeniem rozwiały wątpliwości przekonując, że umowa nie została niczym wzruszona. Co ciekawe, na piśmie widnieje podpis Krzysztofa Bochni, który tego dnia nie sprawował już funkcji prezesa Bytomskiego Sportu.

Tego samego dnia - 29 października - został podpisany aneks do umowy. Tym razem przez faktycznie urzędującego już prezesa, Zbigniewa Cienciałę, który stanowisko objął raptem kilkadziesiąt godzin wcześniej. - Pracownicy dostali polecenie służbowe, by aneks trafił do sekretariatu z dużym opóźnieniem. Ono wyniosło około miesiąca - zaznacza Kamiński. Jego poprzednik broni się, że o aneksie w klubie i w mieście wiedzieli, jego istnienia nie krył zresztą również Adam Kaczyński, dyrektor S-Sportu przekonując, że dokument nie naraża BS-u na dodatkowe koszty, ani na wydłużenie okresu realizacji całego przedsięwzięcia. Dlaczego w takim razie był tak istotny? - Poruszając się w reżimie prawa zamówień publicznych podpisywanie takich aneksów jest bardzo trudne i możliwe w ściśle określonych warunkach. W dokumencie pojawiła się zmiana dat pośrednich, czyli etapów jakie wykonawca powinien terminowo finalizować przed ostatecznym ukończeniem prac. Zmiana tych terminów powoduje, że wykonawca patrząc wstecz mógł nie dotrzymać terminów, które przewidywała pierwotna umowa - tłumaczy Kamiński. Czy to oznacza, że Bytomski Sport został pozbawiony możliwości nałożenia kar umownych za niezrealizowane wcześniej, a określone konkretnym terminem etapy prac? - Nie chcę tego jeszcze finalnie oceniać. Wygląda jednak na to, że te zmiany miały istotne znaczenie - odpowiada Kamiński.

Drugie wypowiedzenie umowy do S-Sportu trafiło w grudniu. Tym razem wiążące, bo Bytomski Sport nie był w stanie przedstawić gwarancji finansowych na żądanie wykonawcy. - Mamy duże wątpliwości, czy ta inwestycja została zabezpieczona. Mamy informację, że Europejski Bank Inwestycyjny nie wyraził zgody na finansowanie projektu, a to z tytułu tego kredytu modernizacja miała być realizowana - zaznaczył Adam Fras, wiceprezydent Bytomia. Skoro u podstaw wypowiedzenia umowy leży wina zamawiającego, teoretycznie S-Sport może teraz żądać od niego odszkodowania. - To galimatias prawny, który trzeba dokładnie wyjaśnić by wyciągnąć wnioski. Formalnie spółka S-Sport odstąpiła od umowy z winy zamawiającego na skutek nieprzedstawienia gwarancji, a taka konstrukcja prawnie jest dopuszczalna. Nie chciałbym jednak na tym etapie ferować wyroków, lub mówić kto wobec kogo będzie miał roszczenia. To dopiero przed nami. Bytomski Sport niezależnie od sytuacji będzie dochodziła swoich praw do czasu, do którego starczy mu sił i środków - zapewnia prezes Kamiński.

Siłownia na piętrze budynku klubowego przy Olimpijskiej (fot. Łukasz Michalski/SportSlaski.pl)

Pusta kasa, nie ma wypłat
Niewykluczone tymczasem, że wspomnianego czasu zostało niewiele. Tuż po zakończeniu konferencji urzędującego prezesa okrążył wianuszek pracowników, którzy przed zbliżającymi się świętami mają nadzieję na odebranie zaległych wypłat. - Pytali o pieniądze. Spółka nie ma w tej chwili płynności finansowej. Mierzymy się z dużym problemem - przyznawał Kamiński. 

Swoje wystąpienie na konferencji zaczął zresztą właśnie od wyliczenia finansowych kłopotów, w jakiej nowe władze zastały spółkę:
- blokady komornicze na kwotę 1 523 554 zł
- zaległe zobowiązania wobec ZUS i Urzędu Skarbowego o łącznej wartości 1 026 000 zł
- zaległe zobowiązania wobec kontrahentów o łącznej wartości 510 000 zł
- zobowiązanie wobec BPK z tytułu dostaw wody i prądu w wysokości ok. 500 000 zł
- błędy formalne skutkujące brakiem wypłaconej dotacji na boisko treningowe ze sztuczną nawierzchnią
- brak płynności finansowej
- zaległe zobowiązania wobec etatowych pracowników

- Nie bez wpływu na tą sytuację było udzielanie przez spółkę pożyczek podmiotom zewnętrznym, których suma daje około 500 tysięcy złotych. Poza tym Bytomski Sport przystąpił do długu K.S Polonia Bytom S.A., a łączna wartość tego zobowiązania to kolejne kilkaset tysięcy - tłumaczy Kamiński. Część zadłużenia uda się zniwelować dzięki złożeniu stosownych dokumentów, które gwarantują szybką wypłatę środków z ministerstwa. Jeśli pieniądze trafią na konta, w pierwszej kolejności mają zostać przekazane czekającym na wypłaty pracownikom. - Sytuacja wciąż jest jednak bardzo trudna. To wszystko co się stało nie wydarzyło się z dnia na dzień. Sytuacja byłą systematycznie nadmuchiwana i w końcu pękła, Nie mówimy tu o ostatnich tygodniach, ani nawet miesiącach. To trwało - przekonuje Kamiński.

Korytarz w klubowym budynku, z którego wciąż korzystają piłkarze Polonii (fot. Łukasz Michalski/SportSlaski.pl)

Efekt jest taki, że zarządzający spółką nie wykluczają postawienia jej w stan upadłości. Mowa tymczasem o podmiocie, który w bólach, raptem półtora roku temu został zgłoszony do rozgrywek jako prowadzący pierwszą drużynę IV-ligowej Polonii Bytom. Trudno przypuszczać, by w obliczu likwidacji Bytomskiego Sportu Śląski Związek Piłki Nożnej przymknął oko na kolejne "przepoczwarzenie" zadłużonego klubu i raz jeszcze pozwolił mu wstąpić w swoje szeregi. - Historia Polonii trwa już tak długo, że ona przeżyje niejedną spółkę. Ta legenda, jeśli będzie trzeba to niezależnie od rozwiązań jakie nastąpią przeżyje też Bytomski Sport, nie mam co do tego wątpliwości. A w przyszłości trzeba opierać się na możliwościach finansowych i realizmie, który zaprezentujemy dopiero w styczniu - zapowiada Kamiński.

Spojrzą prawdzie w oczy
Fakt, że na wtorkowej konferencji nie padło ani jedno wiążące słowo dotyczące przyszłości Polonii i jej stadionu pewnie najbardziej martwi fanów ekipy z Olimpijskiej. Dziś bytomianie są liderem IV-ligowej stawki, mają solidną drużynę, której utrzymanie ma ponoć kosztować 100 tysięcy złotych miesięcznie. To - jak na warunki piątego szczebla zmagań - budżet naprawdę ogromny. Należności kontraktowe wobec piłkarzy były opłacane na bieżąco. Pojawiły się jedynie zaległości za poprzedni miesiąc, nie wypłacono również tych bieżących. - Właściciel spółki, czyli gmina Bytom, oczekuje ode mnie przedstawienia konkretnych rozwiązań. Zanim je znajdziemy musimy kontynuować głęboką analizę tego, co dzieje się dziś. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i zastanowić się, co dalej. Spotkałem się z zawodnikami i poprosiłem ich o czas do początku roku. Dziś jesteśmy w tabeli na pierwszym miejscu, czego im pogratulowałem, bo wraz ze sztabem wykonali dobrą pracę. Teraz mają przerwę, którą chcemy wykorzystać na przedstawienie im propozycji na przyszłość - mówi sternik BS-u.

Co ze stadionem? - Umowa z wykonawcą generalnym już nie obowiązuje. Jedyne co możemy zrobić to zacząć od zera. Podstawą by snuć jakiekolwiek plany jest zapewnienie spółce Bytomski Sport płynności i twarda gwarancja posiadania środków finansowych na wybudowanie jakiejkolwiek infrastruktury - przyznaje prezes Kamiński. Mówi się nawet o zlokalizowaniu obiektu w zupełnie nowym miejscu, konkretnych planów wciąż jednak brakuje. - Poprzedni prezydent deklarował wielką determinację w dążeniu do budowy kompleksu sportowego. To do niego należy kierować pytanie, dlaczego przez sześć lat nic tu nie powstało, a w dodatku doszło do zrujnowania tego co przy Olimpijskiej było. Moim zdaniem ta idea od początku była mocno naciągnięta jeśli chodzi o jej finansowanie. Bytom zasługuje na stadion, ale nie stać go na budowę tak obszernego i wybujałego kompleksu. Pojawił się pomysł na wykorzystanie terenów w Szombierkach, przy hali "Na skarpie". Jeśli miasto miałoby się zdecydować na budowę kompleksu sportowego, to w oparciu o częściowo istniejącą tam już bazę. Wiem, że ten pomysł wzbudza emocje i kontrowersje, ale trzeba się otworzyć na nowe rozwiązania. Chciałbym, by decyzje zapadły tak szybko jak to możliwe. Trzeba poszukać finansowania na realizację realnej inwestycji, a nie czegoś wykraczającego poza nasze możliwości i potrzeby  - przyznawał wiceprezydent Fras, uznając temat za pilny i nagły.

Bazarowa atmosfera
Zapaść, w której znalazł się klub raptem dekadę temu reprezentujący miasto na salonach Ekstraklasy obrazuje również - a może nawet przede wszystkim - przebieg spotkania zwołanego we wtorkowe południe. Na sali poza dziennikarzami stawili się między innymi kibice, radni reprezentujący poprzednie władze miasta i byli prezesi: Krzysztof Bochnia i Zbigniew Cienciała. Obecny sternik zarzucał poprzednikom nadmierną rozrzutność. Wspominał o wydaniu kilkunastu tysięcy złotych na zaprojektowanie nowego logo spółki, zakup drona o wartości 8 tysięcy, czy błędnie dokonaną wpłatę na konto rzecznika patentowego związaną z zastrzeżeniem znaku klubu sportowego. Bochnia zabrał głos tłumacząc trudną sytuację, w jakiej była spółka w trakcie jego kadencji, wyjaśniając skąd wzięło się zadłużenie i referując swoje działania wobec głównego wykonawcy modernizacji stadionu przy Olimpijskiej. Swoje racje starał się przedstawić również Cienciała, ale w trakcie jego wypowiedzi na zamknięcie spotkania zdecydował się wiceprezydent Fras. - Jesteśmy w tak krytycznej sytuacji, że pomóc może tylko szczera rozmowa o faktach. Wtorkowe spotkanie miało charakter otwarty, stąd każdy mógł się na nim wypowiedzieć - komentował awanturę, jaka rozpętała się na finiszu konferencji prezes Kamiński.

Byli sternicy zamierzają zabiegać o spotkanie z nowymi władzami spółki. - Mamy okres przedświąteczny, sezon spotkań w pełni otwarty - ironizował Kamiński. - Uważam, że warto się spotykać, tylko... w jakim celu? Każdy odpowiada za okres swojego funkcjonowania w zarządzie, a to co pozostawia po sobie to dokumenty. To one podlegają dziś analizie - konkludował sternik Bytomskiego Sportu...

UWAGA
Celem uzyskania komentarza kontaktowaliśmy się z przedstawicielami firmy S-Sport, którzy nie zgadzają się z zarzutami jakie padły na wtorkowej konferencji, zapowiadając wydanie stosownego oświadczenia po Nowym Roku.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również