Starcie z ochroniarzem, czyli jak w Rybniku przyjmują gości

22.10.2009
Energetyk przegrał w sobotę z Rozwojem. - I nie mógł się z tym pogodzić. Jakiś dwumetrowy ochroniarz wziął mnie za ramię i kazał opuścić stadion - mówi Marcin Nowak, rzecznik katowiczan.
Dla rybniczan to dopiero druga porażka w tym sezonie. Do tego pierwsza na własnym terenie. - Ale traktowanie gości gorsze niż na opolskiej wsi. Tam też wygrywaliśmy, ale było sympatycznie, elegancko nas przyjmowali. A w Rybniku takie problemy... - dziwi się Nowak, który po spotkaniu przysłuchiwał się, jak dziennikarze przeprowadzają wywiady. I wówczas spotkała go przykra niespodzianka.

- Zaczęło się od tego, że jeden z działaczy ROW-u zaczął się wtrącać dziennikarzowi rozmawiającemu z naszym piłkarzem. Wytykał, że "pismaki" robią złą opinię jego klubowi. Prezes gospodarzy, pan Grzegorz Janik, podszedł do mnie i zapytał, co tu robimy (w strefie, gdzie przechodzą piłkarze). Kazał odejść za barierkę - relacjonuje Nowak. - Potem podszedł do mnie jakiś dwumetrowy ochroniarz, chwycił za ramię i ciągnął. Ale mu powiedziałem, żeby mnie puścił, że sam pójdę - wspomina rzecznik obecnie szóstej drużyny w III-lidze.

Okazało się jednak, że nawet stojąc za barierką Nowak... nie mógł się czuć bezpiecznie. - Rozmawialiśmy między sobą z dziennikarzami na temat tej sytuacji. I znów ten ochroniarz... Zapytał się kim jestem. Kiedy odpowiedziałem, kazał opuścić stadion. Do samochodu udałem się w jego asyście  - relacjonuje.

- Prezesowi Janikowi powiedziałem, że w Katowicach działacze Energetyka będą przyjęci tak samo, ale gdy nieco ochłonąłem doszedłem do wniosku, że zachowamy się zupełnie odwrotnie. Bez względu na wynik - kończy Nowak.
autor: Stanisław Hajda

Przeczytaj również