Rafał Górak: "Nic nie wydarzy się za pstryknięciem palców"

04.06.2019

- Wiem jak będzie wyglądał GKS jeśli chodzi o strukturę w najbliższych dniach, ale to tematy o których nie powinienem głośno mówić. Uznałem, że to bardzo odpowiedzialny projekt. A gdybym nie miał co do tego wszystkiego pewności, nie ruszałbym się z Torunia w którym miałem ugruntowaną pozycję - mówi Rafał Górak. Nowy trener GKS-u Katowice przed nadchodzącym sezonem zaleca przede wszystkim cierpliwość.

GKS Katowice

Łukasz Michalski: Prezes Elany Toruń dał do zrozumienia, że pana przenosiny wymagały negocjacji z GKS-em Katowice. To pewnie nobilitacja, że "GieKSa" była aż tak zdeterminowana w zamiarach zatrudnienia u siebie Rafała Góraka?
Rafał Górak (trener GKS-u Katowice):
To pewnie duży plus, ale w moim odczuciu niczego nie zmienia. Miałem ważny kontrakt z Elaną, która zrobiła dla mnie jako trenera bardzo dużo. Wydaje mi się, że to była po prostu uczciwa sprawa i nie ma co jej szerzej komentować.

Samo odejście z klubu, w którym z sukcesami budował pan zespół przez ostatnie dwa lata stanowiło duży dylemat, czy oferta Katowic i powrót na Śląsk były po prostu propozycjami nie do odrzucenia?
Kilka rzeczy po zakończeniu sezonu jeśli chodzi o Elanę było dla mnie trudnych. Nie chodzi tylko o względy sportowe i organizacyjne. Próbowaliśmy to jakoś wspólnie ustawić i pewnie coś by z tego jednak było. Przyszła jednak propozycja z GKS-u, a wiadomo, że emocjonalnie to dla mnie oferta wyjątkowa na tle innych. Sprawa ruszyła, poparcie z Katowic było z każdej strony, stąd moja determinacja by to wszystko dopiąć.

Pewną posadę w Toruniu zmienia pan na wyjątkowo gorące ostatnio krzesło w Katowicach. Pan już raz potrafił jednak dość długo utrzymać przy Bukowej posadę trenera. Jaka jest recepta na poradzenie sobie w GKS-ie z oczekiwaniami i urastającą do rangi mitu presją?
Presję wrzuciłbym do kosza. Do kosza wrzuciłbym też hasło "Ekstraklasa albo śmierć". Najważniejszą sprawą, która musi nam towarzyszyć jest cierpliwość. Nie interesuje mnie, że wielu trenerów się tu sparzyło. Wszyscy mieli pewnie jakiś plan, który z różnych względach nie wypalił. Wiadomo, że to klub miejski z kibicami, którzy poszliby za nim w ogień. Ale to dopiero podwaliny pod zrobienie wyniku sportowego.

Przy Bukowej wiele jest dziś znaków zapytania. Nie jest pewna przyszłość prezesa Marcina Janickiego, oficjalnie nie poznaliśmy nowego dyrektora sportowego. Z kim zatem negocjował pan warunki swojej umowy?
Negocjowałem ze wszystkimi, z którymi powinienem negocjować. Nic nie było tu oparte o znaki zapytania, interesowały mnie tylko i wyłącznie pewniki. Ja wiem jak będzie wyglądał GKS jeśli chodzi o strukturę w najbliższych dniach, ale to tematy o których nie powinienem głośno mówić. Uznałem, że to bardzo odpowiedzialny projekt. A gdybym nie miał co do tego wszystkiego pewności, nie ruszałbym się z Torunia w którym miałem ugruntowaną pozycję.

Celem takiego klubu jak GKS musi być szybki powrót do I ligi?
Ale nie opowiadajmy o tym, bo przez grube lata mówi się że GKS walczy o jakiś awans, a ten klub zamiast tego spadł niżej. Musimy na razie oblać się zimną wodą, zejść na ziemię i twardo po niej stąpać. Cierpliwość, ciężka i tytaniczna praca, w wielu aspektach być może nawet od podstaw - na to powinniśmy się nastawić. To ogromne wyzwanie dla klubu. Wszystkich nas dziwi, że GKS znalazł się na takim poziomie, ale widocznie coś do tego doprowadziło. Odkręcimy to, ale trzeba cierpliwości.

Jest już rys zespołu, jakim będzie pan dysponował jesienią?
Plan się klaruje. Mocno nad nim pracujemy, brakuje nawet trochę czasu na urlop. Staramy się wszystko w racjonalny sposób równoważyć. Być może będziemy podejmować niepopularne decyzje, ale o nich opowiemy w najbliższych dniach. Podobnie jak o kształcie sztabu szkoleniowego. 

Pan zna II ligę i wie na czym można się tu sparzyć. Co może zaskoczyć kibiców GKS-u na tym szczeblu?
 Każdy klub, który spada do niższej ligi jest przekonany, że da sobie w niej radę bo trafia do niej z wyższego szczebla. W każdej lidze panuje specyficzny klimat, w każdej trzeba grać i do tej gry się bardzo przyłożyć. Jestem zdania, że niejeden piłkarz z Ekstraklasy miałby kłopoty z przestawieniem się na ligę III i poradzeniem sobie w niej na tyle, by wyglądać na gracza kompletnego. To kwestia wielu aspektów. Trzeba się naprawdę bardzo natrudzić, by wygrywać w którejkolwiek lidze. Musimy się teraz przygotować do wyzwania. Nie mówmy jeszcze o tym co zrobić, by wygrać II ligę.

Gdy rozmawialiśmy jesienią dziwił się pan, że śląscy ligowcy nie sięgają po graczy, których pan zabiera z regionu do Torunia. Wraz z pana zatrudnieniem w politykę GKS-u wpisze się opieranie na zawodnikach ze Śląska? Wiem, że to dość ogólnikowe pytanie, ale biorąc pod uwagę kondycję naszych klubów wydaje się ważnym.
Tak, to ogólnikowe pytanie. Pewnie, że wielu zawodników udało mi się stąd wyciągnąć, ale oni po prostu na szerszą skalę wyjeżdżają z regionu. Na wprowadzenie typu polityki o który pan pyta potrzeba czasu. To nie jest tak, że jutro Rafał Górak sprowadzi do GKS-u Katowice dziesięciu ludzi z regionu i oni będą wszystko wygrywać. To wymaga czasu, selekcji, później doprowadzania poszczególnych zawodników do optymalnej formy. Nic nie wydarzy się za pstryknięciem palców. To będzie ciężka, żmudna praca, ale wydaje mi się, że GKS ma wieloletni plan i nikt się stąd nigdzie nie wybiera.

Wraca pan do Katowic po sześciu latach. Czego nauczył pana poprzedni pobyt przy Bukowej?
To był okres, który nazywam "Ekstraklasa albo śmierć". Przed klubem widniała tymczasem przede wszystkim śmierć. Pamiętamy, jakie były wówczas stosunki właścicielskie, jak klub wyglądał organizacyjne. Ktoś tamten slogan wymyślił, na pewno nie byli to kibice, których wtedy zarażono tymi oczekiwaniami. Stało się wówczas to, co się stało. Dziś głównym hasłem powinno być więc: "Cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość". GKS wróci na swoje miejsce i jestem o tym święcie przekonany, ale na pewno nie wydarzy się to jutro.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również