Przyjechał na mecz prosto... ze straży pożarnej. "Zawału można dostać"

09.05.2010
- Podjąłem zwykłą pracę i już z tego nie zrezygnuję. Futbol jest dziś bardzo niepewny. Człowiek nigdy nie wie, czy będzie miał z niego jakieś grosze - mówi Robert Żbikowski, lider Pniówka Pawłowice.
Cały czas utrzymuje się w wysokiej formie, choć nie jest już przecież najmłodszy - ma 34 lata - a na dodatek od pewnego czasu poświęca się pracy strażaka. - Na wczorajsze spotkanie z Rozwojem Katowice przyjechałem właśnie swoim autem prosto ze straży - mówi były zawodnik Piasta Gliwice czy GKS-u Jastrzębie. Mimo wielu niedogodności, z łączenia tych dwóch profesji rezygnować jednak nie zamierza. Powody są dwa.

- Jeden jest taki, że wciąż mam siły i chcę biegać za piłką. Drugi? Futbol jest dziś bardzo niepewny. Człowiek nigdy nie wie, czy będzie miał z niego jakieś grosze. Choć akurat w Pniówku jest pod tym względem bardzo dobrze... - zaznacza doświadczony snajper. Inna sprawa, że nie potrafi odpowiedzieć, czy w Pawłowicach Śląskich zostanie.

Pewne jest natomiast to, że - mimo upływających lat - jakoś nie ciągnie go zbytnio do trenerki. Przynajmniej na razie. - Nie wytrzymałbym przy ławce. Na boisku można rozładować napięcie, a z boku to co najwyżej zawału dostać - śmieje się Żbikowski.
autor: Kamil Kwaśniewski

Przeczytaj również