Powrót na zwycięską ścieżkę. "GieKSa" spędzi zimę w "zielonej strefie"

13.12.2020

Czerwona kartka Jarosława Fojuta oraz złota bramka Flipa Kozłowskiego - tak w skrócie można opisać wydarzenia w niedzielnym meczu Stali Rzeszów z GKS-em Katowice. Podopieczni Rafała Góraka odnieśli na zakończenie 2020 roku minimalne zwycięstwo na Podkarpaciu, niemniej dzięki niemu umocnili się na drugim miejscu w tabeli oraz zrównali się punktami z liderującym Górnikiem Polkowice. 

Łukasz Sobala/PressFocus

W miniony weekend piłkarze GKS-u Katowice zakończyli swoją znakomitą serię siedmiu zwycięstw z rzędu, gdy na stadionie przy Bukowej zostali wręcz wypunktowani przez Chojniczankę Chojnice. Podopieczni Rafała Góraka nie byli w stanie wykorzystać długo posiadanej przez siebie inicjatywy, w efekcie czego stracili oni pozycję lidera na rzecz Górnika Polkowice. - Przede wszystkim kluczowe jest to, by nasze błędy nie skutkowały golami dla przeciwnika. Czasami jesteśmy po prostu szalenie nieodpowiedzialni. Drużyna jeszcze nie jest doskonała - podkreślał wspomniany wcześniej szkoleniowiec po zakończeniu niedzielnej rywalizacji.

Zawodnicy GKS-u zamierzali jednak zakończyć rundę jesienną w dobrym stylu, a ich ostatnim rywalem w 2020 roku był zespół, z którym „GieKSa” zdecydowanie zamierzała wyrównać pewne rachunki. Katowiczanie wybrali się do Rzeszowa na spotkanie ze Stalą, która to niecałe pięć miesięcy temu wygrała bezpośredni pojedynek w ramach I rundy baraży i pozbawiła rywala szans na awans do Fortuna 1. Ligi. 

- Bardzo chcemy powtórzyć ten sukces. Będziemy walczyli, aby wygrać - zapewniał przed pierwszym gwizdkiem trener Stali, której formę trzeba było jednak uznać za sporą niewiadomą. Z powodu licznych zakażeń koronawirusem w obozie drugoligowca, rzeszowianie rozegrali swój ostatni ligowy mecz 21 listopada, a na zwycięstwo czekają oni jeszcze miesiąc dłużej. Spotkanie przy Hetmańskiej zapowiadało się zatem wyjątkowo ciekawie, a nadrzędnym celem „GieKSy” na tą rywalizację na pewno było odniesienie zwycięstwa. W końcu wywalczony komplet punktów na Podkarpaciu zapewniłby im zrównanie się z liderem drugoligowej tabeli. Druga pozycja jest już bowiem raczej pewna, gdyż Wigry Suwałki nie odrobią przed końcem roku ligowych zaległości i nie rozegrają pierwotnie odwołanego meczu z Górnikiem Polkowice. 

W pierwszym kwadransie nieco bliżsi objęcia prowadzenia byli katowiczanie, którzy próbowali zaskoczyć rywala po stałym fragmencie gry. Po dośrodkowaniu Adriana Błąda z rzutu rożnego piłkę otrzymał Marcin Urynowicz, ale jego strzał z bliskiej odległości tylko zatrzymał się na słupku. Gospodarze nie byli jednak bierni w ofensywie, a największe zagrożenie starali się sprawiać po akcjach lewą stroną boiska. Szczególnie aktywny w swoich poczynaniach był Piotr Głowacki i to właśnie po jego wrzutce, piłka po rykoszecie nieznacznie minęła poprzeczkę bramki Mrozka.

Do pewnego momentu spotkanie w Rzeszowie było naprawdę wyrównane, ale wiele zmieniło się w 24. minucie po kolejnym nieodpowiedzialnym zachowaniu Jarosława Fojuta. Doświadczony stoper był tego dnia wyjątkowo słabo dysponowany, a po swoich dwóch spóźnionych interwencjach obejrzał dwie żółte kartki i przedwcześnie opuścił boisko. Zachowanie obrońcy okazało się być wodą na młyn dla podopiecznych trenera Góraka, którzy w kolejnych minutach rzucili się do ofensywy i starali się szybko wykorzystać powstałą liczebną przewagę. Gerard Bieszczad wykazał się jednak świetnymi paradami przy próbie Arkadiusza Woźniaka z ostrego kąta, a także przy bardzo dogodnych okazjach Arkadiusza Jędrycha oraz Filipa Kozłowskiego. 

Wymiernego efektu nie przynosiły również liczne wrzutki w pole karne, więc z powodu braku dokładności oraz dobrej postawie golkipera, w pierwszej połowie na placu gry utrzymał się bezbramkowy remis. Można było jednak przypuszczać, że po zmianie stron obraz gry będzie wyglądał podobnie, a GKS zrobi wszystko, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Starania przyjezdnych dość szybko przyniosły upragniony skutek, bo już w 52. minucie na listę strzelców wpisał się Filip Kozłowski. Snajper wykorzystał dokładne podanie od Adriana Błąda i choć piłka po jego strzale odbiła się jeszcze od jednego z defensorów, ostatecznie znalazła ujście w siatce. 

25-letni napastnik zdobył swoją szóstą bramkę w tym sezonie 2. Ligi i, jak się później okazało, ustalił tym samym wynik niedzielnej rywalizacji. W kolejnych minutach katowiczanie próbowali jeszcze podwyższyć korzystny wynik - w dobrej sytuacji znaleźli się chociażby Krystian Sanocki oraz Marcin Urynowicz, ale pierwszy z wymienionych piłkarzy przegrał pojedynek sam na sam, natomiast próba środkowego pomocnika z dystansu zatrzymała się na poprzeczce. W dużej jednak mierze „GieKSa” starała się zachować dość minimalistyczne podejście, przede wszystkim broniąc wywalczonego prowadzenia. Podopieczni trenera Góraka mogli być za to oddanie inicjatywy skarceni, ale w obozie klubu z Rzeszowa brakowało stricte piłkarskich argumentów oraz odpowiedniego elementu zaskoczenia w ofensywie.

Mimo nerwowej końcówki goście dowieźli jednobramkowe zwycięstwo do końca, w efekcie czego zespół wrócił na zwycięską ścieżkę i na pewno zakończy 2020 rok na drugim miejscu w drugoligowej tabeli. 

Stal Rzeszów - GKS Katowice 0:1 (0:0)

0:1 - Filip Kozłowski 52’

Składy:

Stal: Bieszczad - Głowacki, Góra, Fojut, Sadzawicki - Sławek (87’ Szczepanek), Reiman, Szeliga (46’ Kotwica), Michalik (61’ Kłos) - Olejarka (61’ Olejarka), Maciejewski (32’ Kostkowski). Trener: Marcin Wołowiec

GKS: Mrozek - Rogala (26’ Pavlas), Janiszewski, Jędrych, Wojciechowski - Sanocki (70’ Kiebzak), Błąd (70’ Kościelniak), Urynowicz (83’ Jaroszek), Gałecki, Woźniak - Kozłowski. Trener: Rafał Górak

Sędzia: Paweł Kukla (Kraków)

Żółte kartki: Fojut, Szeliga, Reiman, Głowacki (Stal) - Błąd (GKS)

Czerwona kartka: Fojut (24’, za dwie żółte)

Widzów: bez publiczności

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również