Pomysł na Szombierki. "Cudów nie trzeba, tylko solidnej roboty"

08.06.2022

Szombierki Bytom w weekend pożegnają sezon 2021/22. Sportowym wynikiem "Zieloni" muszą być rozczarowani. Znowu - zamiast gry o awans - ocierali się o zagrożenie spadkiem. - Od dwóch lat jest po prostu źle - jasno stawia sprawę prezes Tomasz Buczyk. Mowa jednak tylko o kwestiach sportowych. Te organizacyjne pozwalają myśleć o tym, by przy Frycza-Modrzewskiego znowu bili się o coś więcej, niż tylko IV-ligowe punkty.

Szombierki Bytom/Facebook

- Gdzie tkwią przyczyny naszych ostatnich boiskowych problemów? Nie mogę wskazać jednoznacznie. Mieliśmy remont, chłopaki nie mogli przez pewien czas nawet korzystać z szatni, przyjeżdżali już przebrani. Do tego pandemia. Może ona też wpłynęła na to, jak prezentujemy się w lidze? - zastanawia się głośno Tomasz Buczyk. - Nie chcę teraz nikogo obarczać winą, szukać jej wśród zawodników, trenerów. Dogramy sezon do końca, a potem budować od nowa - zapowiada Buczyk

Sportowy kryzys

"Jest po prostu źle" - taka diagnoza mogłaby brzmieć niepokojąco, gdyby dotyczyła również aspektów organizacyjnych. O te w Szombierkach są spokojni. Na ów spokój trzeba było sobie zapracować. Jest efektem ostrożnego, przemyślanego prowadzenia klubu. Regularnej spłaty zadłużenia, które początkowo wynosiło 650 tysięcy złotych i zostało "wyczyszczone" na stulecie. Wydawania tego, co się ma, a nie zakłada, że będzie się miało. 

W kontekście sportowym kryzys jest ewidentny. Szombierki, odkąd przed ponad dekadą "wygrzebały się" z okręgówki, niemal zawsze grały o awans do III ligi, bądź utrzymanie na czwartym szczeblu w kraju. Przez 9 lat "Zieloni" tylko raz wypadli poza IV-ligowe pudło. Jeszcze latem 2020 roku wobec przerwania rozgrywek na skutek pandemii, jako zwycięzca rundy jesiennej zagrali o awans z LKS-em Goczałkowice. Później nadeszły chude miesiące przy Frycza-Modrzewskiego. Sezon 2020/21 Szombierki kończyły na 9. miejscu w lidze. Niby nie tak nisko, ale z przewagą raptem 4 punktów nad zdegradowanymi Sarmacją Będzin i Dramą Zbrosławice. Teraz będą finiszować jeszcze niżej, choć tym razem z bardziej bezpieczną przewagą nad spadkowiczami.

Trenerska karuzela

Słabe wyniki przełożyły się na częste zmiany trenerów, choć można się zastanawiać, czy to częste rotacje na szkoleniowym stołku nie przeszkodziły w sprawniejszym działaniu piłkarskiej maszyny. Po kilka lat drużynę prowadzili Krzysztof Górecko, a później Radosław Osadnik. Kolejni czasu dostawali zdecydowanie mniej. Janusz Kluge poprowadził "Zielonych" do wspomnianego wcześniej barażu z Goczałkowicami, ale po fatalnym starcie kolejnych rozgrywek i okopaniu się na dnie tabeli w październiku 2021 roku ustąpił miejsca Marcinowi Molkowi. Molek utrzymał "stołek" 12 miesięcy. Wydostał Szombierki z kryzysu, by znów się w niego wpakować. Kiedy wydawało się, że drużyna pomalutku podnosi się pod wodzą Krzysztofa Kiełba, również ten szkoleniowiec niespodziewanie pożegnał się z pracą. Na ostatnie kolejki zespół przejął Sebastian Gawełczyk, z góry było jednak wiadomo, że to wybór tymczasowy i latem w Bytomiu znów pojawi się "nowa miotła". - Przygotowania zaczniemy z nowym szkoleniowcem. Nie sądzę, że przy wymienionych zmianach zabrakło mi cierpliwości - ucina prezes zastrzegając, że nie chce zdradzać szczegółów które zmuszały go do ostatnich decyzji, Zapewnia jednak, że miał powody, dla których zdecydowane ruchy były nieuniknione.

Celować w III ligę

Po latach spędzonych na pracy dla bytomian trudno sternikowi Szombierek nie zaufać. Tym bardziej, że jego plany wciąż są ambitne, a jednocześnie brzmią całkiem realnie. Te sportowe opierają się o awans do makroregionu. - Chciałbym wrócić do III ligi. Byliśmy tam już za mojej kadencji, spadliśmy z powodu reformy, mimo że zajęliśmy wtedy 10. miejsce. Daję sobie na budowę drużyny i realizację tego celu dwa lata - deklaruje Buczyk, choć dodaje po chwili, że "nie obrazi" się, jeśli sukces przyjdzie prędzej.

Dziś trzyma kciuki za to, by czerwcowy baraż o awans wygrały rezerwy Rakowa. W regularnym sezonie częstochowianie od dwóch lat nie mają sobie równych. Rok temu przegrali jednak dwumecz z Odrą Wodzisław i jeśli znów podwinie im się noga, szanse IV-ligowej konkurencji z grupy I na wygranie ligi w kolejnym sezonie będą znacznie zredukowane. - W takiej lidze jak nasza trzeba uważać. Budowa drużyny zawsze jest ryzykiem. Inwestycja w zespół może w pierwszej fazie sezonu nie wypalić, a w rozgrywkach, w których nawet zwycięzca nie ma zagwarantowanego awansu, margines błędu prawie nie istnieje. Łatwo przeinwestować. Szczerze mówiąc, gdybyśmy mieli w przyszłym roku walczyć z Rakowem, nie widziałbym dla nas dużych szans. Jesteśmy jak większość IV-ligowców - nasi gracze pracują, mają rodziny, piłce poświęcają się w ramach dodatkowego zajęcia. Nie mamy możliwości by zbliżyć się do warunków, jakie gwarantują częstochowianie - wyjaśnia prezes Szombierek. Deklaruje jednocześnie, że jest gorącym orędownikiem połączenia obu IV-ligowych grup i systemu rozgrywek, których zwycięzca ma zapewniony bezpośredni awans.

Prezent od Kubusia

Poza ambicjami sportowymi, w Szombierkach sporo myślą też o tym, co do zrobienia jest poza boiskiem. Długi wspomniane na wstępie są już dawno spłacone. Ostatnio wypiękniał i nabrał godnych kształtów klubowy budynek. - Miasto zrobiło termomodernizację. Bardzo za to dziękujemy, bo wreszcie jakoś to wygląda. Nam pozostało tylko się umeblować. W marcu wzięliśmy na siebie utrzymanie obiektu. Uczymy się, jak o niego dbać. Marzy mi się, by trochę ten stadion odświeżyć. Przenieść sektor gości bliżej zegara, stworzyć dodatkowe miejsca dla kibiców, a tu, gdzie dziś muszą pomieścić się wszyscy, przygotować miejsca vipowskie. Do tego wymienić dach. Cudów nie trzeba, tylko solidnej roboty - rysuje swoje pomysły prezes Buczyk. - Marzy mi się, by robić z Szombierek fajny, rodzinny klub. Dać ludziom warunki do oglądania meczu, przy okazji spędzenia czasu z dziećmi, znajomymi - dzieli się pomysłami szef Szombierek.

Wizje nabierają kształtów realnych tym bardziej, że w Szombierkach spodziewają się pieniędzy z transferu swojego wychowanka, Jakuba Kamińskiego, z Lecha Poznań do niemieckiego Wolfsburga. W kuluarach mówi się o "bańce" w europejskiej walucie, która - w transzach - ma zasilić konta bytomian. - Trzeba jeszcze poczekać. Kuba w Wolfsburgu formalnie będzie od 1 lipca, póki co jest jeszcze piłkarzem Lecha. Życzyłem mu, by wyjeżdżał z Polski jako Mistrz kraju. Będziemy jeszcze rozmawiać z przedstawicielami Poznania na temat szczegółów, transz. Na pewno fajnie byłoby dostać te środki. Chciałbym na przykład zbudować na naszych obiektach "balon". Boisko kryte, pozwalające na trening zimą, byłoby takim prezentem od Kubusia - zdradza prezes "Zielonych", a jego pomysł na inwestycję w pewnym sensie zdradza rząd kwot, jakie mogą wkrótce trafić na Frycza-Modrzewskiego.

Chłodne głowy

Wygląda na to, że zapowiadający się na bardzo solidny, zastrzyk gotówki trafi do Bytomia w bezpieczne ręce. Latami prezesury Tomasz Buczyk udowodnił, że do pieniędzy podchodzi ze stoickim spokojem i nie daje się ponieść "zakupowym" szaleństwom. - Nie wydaję więcej niż zarabiam i zawsze muszę mieć coś odłożone. Mam taką zasadę, przekładam ją na klub. Przydała się na przykład w okresie pandemii, bo dzięki niej nasze funkcjonowanie było płynne. Zaryzykuję, że transfer Kamińskiego zagwarantuje nam spokojne życie na 5-8 lat. Bez szaleństw, bez robienia wyników na siłę, z chłodną głową - analizuje sternik "Zielonych".

W klubie jest już przeszło 15 lat. Początkowa, "dorywcza" pomoc, zamieniła się w pasję, której trudno się opierać. - Chciałem pokazać, że coś można zrobić. Najpierw byłem wiceprezesem, członkiem zarządu, no i po latach objąłem stery. Wtedy byliśmy już w IV lidze, ale brałem udział w całej drodze po wycofaniu zespołu na najniższy szczebel - wspomina swoje początki Buczyk. - Przez te wszystkie lata stałem się "Zielony". Takie zaangażowanie przekłada się na życie prywatne i zawodowe. Marzyłem o tym, by bardziej rozbudować własną firmę, a zawsze znajdowały się ważniejsze sprawy. Absolutnie nie narzekam, po prostu wsiąknąłem w to wszystko. Nigdy nie byłem przy tym sam. Wielkie podziękowania należą się wszystkim tym, na których zawsze mogłem liczyć i z którymi miałem i mam przyjemność pracować. Teraz moim marzeniem jest, by to wszystko przejął kiedyś Kuba. Czuje dużą więź z Szombierkami, a mimo młodego wieku jest dziś bardzo dojrzały. Ale... na to trzeba jeszcze lat. Ma dopiero 20 lat, więc jak będzie kończył karierę, to ja już będę "dziadek" - śmieje się prezes IV-ligowca.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również