Pobudka w odpowiednim momencie. Polacy z historyczną wygraną w Lidze Narodów

07.09.2020

Choć po raz kolejny gra reprezentacji Polski pozostawiła trochę do życzenia, tym razem podopieczni Jerzego Brzęczka odrobili powstałe straty z nawiązką i odnieśli pierwsze zwycięstwo w historii swoich występów w Lidze Narodów. "Biało-czerwoni" pokonali w Zenicy Bośnię i Hercegowinę 2:1, a za głównego bohatera poniedziałkowego spotkania trzeba uznać Kamila Grosickiego, który zapisał na swoim koncie bramkę oraz asystę. 

Łukasz Sobala/PressFocus

Po piątkowym spotkaniu z Holandią, które było pierwszym oficjalnym meczem reprezentacji Polski od blisko dziesięciu miesięcy, na członków naszej kadry posypały się ogromne gromy. Głównymi zarzutami, które kibice oraz eksperci wysuwali wobec drużyny trenera Brzęczka, był przede wszystkim archaiczny styl gry, apatyczność, ograniczanie się głównie do przeszkadzania utytułowanemu rywalowi czy nietworzenie nadmiernego zagrożenia pod bramką Holendrów. Ogromna różnica klas pomiędzy Polakami a ich ostatnim rywalem była widoczna gołym okiem, przez co poniesioną porażkę 0:1 uznawano za najmniejszy problem. 

Przed kolejnym wyjazdowym pojedynkiem Ligi Narodów, tym razem w Bośni i Hercegowinie, ciężko było spodziewać się nagłej zmiany stylu gry „biało-czerwonych” czy poprawie nienajlepszej atmosfery wokół zespołu. - W grze polskiej kadry przede wszystkim w oczy rzucił mi się brak radości. Tak, jakby gra ich nie cieszyła, jakby celem było przesuwanie, wybijanie i szczęśliwy bezbramkowy remis. Za Nawałki zaczęliśmy grać całkiem skutecznie i przyjemnie dla oka atak pozycyjny. Doszło do tego, że w starciu z klasowymi rywalami potrafiliśmy, przygotowując sytuację, wymienić kilkanaście podań na połowie rywala. Gdzie to wszystko zaginęło? Co się z tym stało? - przyznawał dziennikarz Mateusz Borek w ostatnim felietonie w „Przeglądzie Sportowym”.

Selekcjoner kadry nie pozostał jednak bierny na słabą postawę swoich podopiecznych w Amsterdamie, dlatego przed meczem na Bałkanach dokonał w wyjściowym składzie aż pięciu zmian. Wojciecha Szczęsnego w bramce zastąpił Łukasz Fabiański, na lewej obronie pojawił się oczekiwany Maciej Rybus, na środku pomocy miejsce Mateusza Klicha zajął Jacek Góralski, na lewym skrzydle szanse gry otrzymał Kamil Grosicki, natomiast rolę wysuniętego napastnika przejął Arkadiusz Milik.

Do interesujących zmian doszło również w składzie Bośniaków, gdyż trener Bajević postanowił pozostawić na ławce rezerwowych obrońcę Seada Kolasinaca, a także swoją czołową strzelbę - Edina Dżeko. Dodatkowo do składu reprezentacji nie mógł wrócić nowy nabytek FC Barcelony, Miralem Pjanić, który wciąż jest w trakcie kwarantanny po pozytywnym wyniku testu na obecność koronawirusa. 

Czy poczynione zmiany przyniosły wyczekiwany progres w poczynaniach „biało-czerwonych”? Pierwsza połowa w wykonaniu Polaków, a przynajmniej jej dłuższa część, wyglądała bliźniaczo podobnie do gry, którą prezentowaliśmy na Johan Cruyff Arenie. Goście ponownie notowali sporo strat we wszystkich formacjach, razili niedokładnością, brakowało im dynamiki oraz kreatywności w grze, umiejętności wychodzenia na pozycje czy jakiegokolwiek pomysłu na zaskoczenie dobrze dysponowanej defensywy rywala. Na dodatek Polacy popełnili jeden istotny błąd we własnym polu karnym (a dokładnie Jan Bednarek, uniemożliwiający Elvirowi Koljiciowi oddanie strzału głową), który zakończył się podyktowaniem przez Cuneyta Cakira rzutu karnego. I co prawda Łukasz Fabiański wyczuł intencje strzelającego Harisa Hajradinovicia, ale bośniacki pomocnik popisał się bardzo dokładnym uderzeniem przy prawym słupku i zapewnił swojej ekipie w pełni zasłużone prowadzenie.

Na szczęście gra Polaków, w której długo nie można było znaleźć jakiegokolwiek pozytywnego elementu, zdecydowanie ruszyła do przodu w ostatnich dziesięciu minutach pierwszej połowy. Bardzo dobry poziom zaczęli prezentować przede wszystkim skrzydłowi - Kamil Jóźwiak i Kamil Grosicki - bo to przez nich przechodziły niemal wszystkie tworzone sytuacje przez "biało-czerwonych". To właśnie dwójkowa akcja naszych pomocników mogła przynieść upragnione wyrównanie, gdy Jóźwiak dokładnie dośrodkował futbolówkę w stronę piątego metra, jednak uderzenie głową popularnego „Grosika” było niedokładne i nie sprawiło Asmirowi Begoviciowi większego problemu. 

Ostatecznie bośniacki golkiper musiał przed końcem pierwszej połowy wyciągnąć piłkę z siatki, gdyż Polacy uczynili najlepszy możliwy użytek ze stałego fragmentu gry. W 45. minucie skrzydłowy West Bromwich Albion dokładnie dośrodkował piłkę z rzutu rożnego. Z kolei już w polu karnym świetnym wyczuciem wykazał się Kamil Glik, który wyrwał się spod opieki defensywie gospodarzy i popisał się efektownym oraz, co najważniejsze, celnym strzałem głową. 

Trafienie pochodzącego z Jastrzębia-Zdroju obrońcy niejako potwierdziło dobry okres w grze „biało-czerwonych” i dało nadzieję na to, że po zmianie stron zdołają oni na dobre przejąć inicjatywę nad boiskowymi wydarzeniami. Po dość wyrównanym okresie gry i jednej stuprocentowej okazji, niewykorzystanej przez rezerwowego Edina Viscę, goście zaczęli wyglądać znacznie lepiej pod względem wydolności oraz wszelkich innych aspektów fizycznych. Dodatkowo nasz zespół umiejętnie odcinał od podań wprowadzonego z ławki Edina Dżeko, a do nieco lepszej gry dołożył również swoje w ofensywie. Potwierdzeniem tego stanu była sytuacja z 67. minuty, gdy Maciej Rybus dokładnie dośrodkował z lewej strony w szesnastkę, a tam niemrawość defensywy wykorzystał Kamil Grosicki. Pomocnik pokonał Begovicia strzałem głową i sprawił, że Polacy po raz pierwszy w nowej edycji Ligi Narodów wyszli na prowadzenie. 

Co prawda w kolejnych minutach gospodarze zaczęli wykorzystywać pewne nasze momenty dekoncentracji, ale ich uderzenia albo przelatywały nad bramką, albo dobrymi interwencjami wykazywał się Łukasz Fabiański. Dogodną akcję na zamknięcie rywalizacji mieli również Polacy, gdy w 87. minucie przeprowadzili niemal bliźniaczo podobną akcję do tej, która zapewniła im prowadzenie. Tym razem jednak w rolę strzelca wcielił się Mateusz Klich, ale piłka po jego strzale głową trafiła prosto w golkipera rywali. Jeszcze w ostatniej akcji bramkarza z rzutu wolnego próbował zaskoczyć Arkadiusz Milik, ale jego bezpośrednie uderzenie przeleciało nieznacznie obok prawego słupka.

Kilkanaście sekund później sędzia Cakir zakończył spotkanie, które ostatecznie zakończyło się pierwszym zwycięstwem Polaków w 2020 roku. Co prawda początek poniedziałkowej rywalizacji w ogóle na to nie wskazywał, na szczęście pod koniec pierwszej połowy "biało-czerwoni" przebudzili się i zaczęli tworzyć sobie jakiekolwiek groźne sytuacje bramkowe. Dzięki wywalczonej wygranej podopieczni Jerzego Brzęczka opuścili ostatnie miejsce w swojej grupie Ligi Narodów i w dobrych nastrojach mogą wyczekiwać kolejnych meczów, które odbędą się już w październiku. 

Bośnia i Hercegowina - Polska 1:2 (1:1)

1:0 - Haris Hajradinović 23’ (k.)

1:1 - Kamil Glik 45’

1:2 - Kamil Grosicki 67’

Składy:

Bośnia: Begović - Civić (82’ Milosević), Sanicanin, Bicakcić, Krvzić - Hajradinović, Hadziahmetović, Besić (60’ Dżeko) - Gojak (46’ Visca), Koljić, Hodzić. Trener: Dusan Bajević

Polska: Fabiański - Rybus, Glik, Bednarek, Kędziora - Krychowiak (68’ Klich), Góralski - Grosicki (80’ Szymański), Zieliński (85’ Linetty), Jóźwiak - Milik. Trener: Jerzy Brzęczek

Sędzia: Cuneyt Cakir (Turcja)

Żółte kartki: Hadziahmetović (Bośnia) - Bednarek, Milik (Polska)

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również