Okno zamknięte, a w kadrze dziury. "Szlagierowego transferu raczej nie będzie"

11.03.2019

Dwa mecze, zero punktów - tak fatalnego startu rozgrywek w Chorzowie z pewnością nikt nie zakładał. Co gorsza, brak wyników nie jest tym, co martwi fanów z Cichej najmocniej. Kłopot w tym, że rezultaty odnoszone przez ekipę trenera Marka Wleciałowskiego są pochodną gry, która póki co "Niebieskim" kompletnie nie idzie.

Norbert Barczyk/PressFocus

Początek wiosny miał być momentem, który zdefiniuje cele jakimi powinni się w tym sezonie kierować chorzowianie. Solidny start mógł pozwolić na spokojną grę w środku stawki i budowanie podwalin pod zespół, któremu poprzeczkę będzie można podnieść w kolejnych rozgrywkach. Porażki z GKS-em Bełchatów i Olimpią Grudziądz sprawiły jednak, że o spokoju przy Cichej mowy być nie może. Punkt przewagi nad strefą spadkową to moment, w którym 14-krotni Mistrzowie znowu muszą bić na alarm. - Stać tą drużynę na więcej, ale to nowy zespół. Jesteśmy w okresie przebudowy, to wszystko musi się zgrać. Nikt nie jest zadowolony z wyników. Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że potrzeba cierpliwości - komentuje początek wiosny dyrektor sportowy Ruchu, Marek Mandla.

Dziura w środku, dziury z tyłu
W grze chorzowian u progu wiosny widać przede wszystkim brak skutecznego pomysłu na kreowanie sytuacji bramkowych. Być może czujność ekipy z Cichej została uśpiona serią zwycięskich sparingów z drużynami z niższego poziomu rozgrywek. Bitwy o punkty obnażyły jednak słabość, z którą trzeba się przy Cichej borykać po sprzedaży Mateusza Bogusza. W rolę utalentowanego 18-latka nie potrafią dziś wejść ani próbowany na tej pozycji w Bełchatowie Michał Walski, ani ustawiony w środku w starciu z Olimpią Tomasz Podgórski. - Szukamy rozwiązania, ta drużyna jest w trakcie przebudowy. Mateusz pełnił konkretną, znaczącą rolę w tej drużynie - przyznaje szkoleniowiec "Niebieskich".

Kłopotem, który w Chorzowie mieli już jesienią, jest również optymalne zestawienie linii obrony. Na przestrzeni dwóch spotkań trener Ruchu dokonał w tej formacji szeregu korekt, ale trudno dziś mówić, że udało mu się znaleźć złoty środek na zabezpieczenie okolic własnej bramki. - Mecz z Olimpią pokazał, że wciąż mamy tu problem, zwłaszcza w stykowych, nieprzewidywalnych sytuacjach - zauważał Wleciałowski.

Okno zatrzaśnięte
Problem "Niebieskich" polega na tym, że na łatanie dziur jest już dziś po prostu za późno. Okienko transferowe dla ekip ze szczebla centralnego zostało zamknięte, a piłkarzy z kartą na ręce, których teoretycznie można by jeszcze dokooptować do zespołu na rynku brakuje. - Do 31 marca możemy jeszcze uprawnić wolnych zawodników. Liczba takich graczy jest ograniczona, ale nie można wykluczyć takiej opcji. Jeśli nadarzy się okazja, trafi do nas oferta, to z pewnością się nad nią pochylimy. Zakładam, że raczej żadnego szlagierowego transferu nie będzie - zapowiada Mandla.

Póki co nie udało się zastąpić ludzi, którzy zimą pożegnali się z klubem. Poza wspomnianym Boguszem z Cichą rozstali się m.in. Maciej Urbańczyk, Jakub Kowalski i Artur Balicki, czyli podstawowe ogniwa drużyny, która w lidze rywalizowała jesienią. - Wiemy, że jest problem, ale zawsze trzeba się zastanowić, czy na rynku są zawodnicy, którzy mogą zniwelować ubytki. Kształt tej drużyny to to, na co nas dziś stać. W momencie gdy odchodził Mateusz Bogusz nie było mnie jeszcze na stanowisku. Przyszedłem w trakcie okienka, dokańczałem transfery "nagrane" wcześniej. Zrobiłem wszystko, na ile miałem wpływ na ukształtowanie tej kadry. A jeśli chodzi o Artura Balickiego, zapewniam że ten ruch był najlepszym, jaki mógł nastąpić dla obu stron - przekonuje dyrektor sportowy.

Żółta kartka dla dyrektora
Ruchy kadrowe przy Cichej nie podobają się kibicom. Z tych dotychczasowych trudno rozliczać obecnego dyrektora sportowego, bo Marek Mandla stanowisko po Krzysztofie Ziętku zajął, gdy większość decyzji transferowych było już podjęte. Mimo to fani Ruchu zdążyli już oświadczyć, że były trener Walki Zabrze i BKS-u Bielsko Biała otrzymuje od nich "żółtą kartkę" za wypowiedź dla Katowickiego Sportu, w której zalecał spokój w kwestii przedłużania umów z graczami, którym kontrakty kończą się w czerwcu. "Proszę szanować ludzi Ruchu Chorzów, inaczej kibice nie będą Pana szanować. A jak się nie podoba, to zawsze można poszukać nowej pracy." - napisano w ostrym oświadczeniu podpisanym przez "Grupy Kibicowskie Ruchu Chorzów". - Oficjalny komunikat z Wydziału Gier o tym, że mam na koncie żółtą kartkę nie przyszedł - kwituje żartobliwie całą sytuację Mandla, choć po chwili przyznaje, że wkrótce spotka się z kibicami. - Media są od tego żeby pisać, ale wiadomości trzeba sprawdzać u źródeł i je weryfikować. Ale nie wszyscy muszą postępować tak, jak postępowałbym ja. Gdybym miał się spowiadać z każdego mojego zdania, lepiej byłoby dla mnie milczeć. Nie w tym rzecz, że ktoś coś gdzieś podsłyszy, czy komuś podpowie. Trzeba mniej zajmować się plotkami,  podawać rzetelne informacje, a nie takie, które mogą potem powodować zamieszanie czy śmiech - tłumaczy dyrektor sportowy przed rozmową z fanami, w której ma uczestniczyć również prezes Jan Chrapek.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również