Zgoda - Słupia 31-21

10.01.2009
Zgoda wygrała drugie z rzędu spotkanie. Tym razem pokonała Słupię Słupsk i jest coraz bliżej zapewnienia sobie miejsca w play-offach. - To był jednak ciężki mecz - zapewniał trener rudzianek, Krzysztof Przybylski.
Najtrudniejsze dla Zgody były zwłaszcza pierwsze minuty spotkania. Już po sześćdziesięciu sekundach Słupia miała na koncie dwie zdobyte bramki i wydawało się, że mecz w Rudzie Śląskiej może przypominać ten z Chorzowa. W potyczce z Ruchem, Słupia również zaczęła od prowadzenia i ostatecznie wyjechała ze Śląska bogatsza o dwa punkty. - Byłem spokojny. Nie prosiłem o czas gdy przegrywaliśmy, bo wiedziałem, że nasz potencjał jest większy - przyznał po meczu Krzysztof Przybylski, który jednak dopiero w ostatnich minutach pierwszej połowy mógł odetchnąć z ulgą. Rudzianki głównie za sprawą Katarzyny Gleń tuż przed przerwą wyszły na pięciobramkowe prowadzenie.

W drugiej odsłonie przewaga gospodyń systematycznie rosła. Warto jednak dodać, że Słupia przyjechała na ten mecz tylko w dziewięcioosobowym składzie, na dodatek z dwiema bramkarkami co znacznie ograniczało pole manewru trenera Adama Fedorowicza. Więc gdy w 40 minucie Anna Pniewska została ukarana czerwoną kartką stało się jasne, że Zgoda to spotkanie musi wygrać. W ekipie gości na ławce była bowiem już tylko rezerwowa bramkarka. - Brak możliwości dokonywania zmian ma duży wpływ na grę. Mecz ogólnie nie stał na najwyższym poziomie, ale to jest gra błędów. Jak oceniam swój występ? Przeciętnie - oceniła samokrytyczna wobec siebie Joanna Waga, zdobywczyni sześciu bramek.

W pewnym momencie Zgoda prowadziła nawet trzynastoma bramkarkami. W końcówce jednak przewaga zmalała do dziesięciu trafień, na co błyskawicznie zareagował trener Przybylski, prosząc o czas. - Musiałem coś zrobić. W innym meczu takie straty mogą być na wagę punktów. Nie możemy do takiego czegoś dopuszczać - wyjaśnił szkoleniowiec zwycięskiej ekipy.
autor: DAN

Przeczytaj również