Rok 2014 przyniósł oczekiwany w Tychach awans koszykarzy do I ligi. Beniaminek pierwszej części sezonu w nowym otoczeniu nie może zaliczyć do w pełni udanych. Na całościowej ocenie zaważyła przede wszystkim końcówka rundy. W rozmowie z Tomaszem Jagiełką, trenerem GKS-u Tychy, odnieśliśmy się do minionych dwunastu miesięcy.
Koszykarski GKS Tychy: awans i gra w kratkę
SportSlaski: Po pierwszej części sezonu zajmujecie 12. miejsce w stawce 14 drużyn. Z 13 spotkań wygraliście 5. Jak Pan ocenia debiutancką rundę w I lidze?
Tomasz Jagiełka: Graliśmy bardzo nierówno, to się rzucało w oczy. Potrafiliśmy zagrać fenomenalne zawody, a tydzień później zaprezentować zgoła odmienną koszykówkę. Każdy z nas miał wyższe oczekiwania, przede wszystkim z stosunku do siebie samego. Apetyty były wyższe. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała plany, niektórzy zawodnicy zderzyli się ze ścianą. Nasz bilans nie jest zły, ale nie lubię minimalizmu. Powinniśmy mieć na koncie o dwa zwycięstwa więcej, przegraliśmy dwa wygrane mecze. Mam na myśli pojedynki z Astorią Bydgoszcz oraz SKK Siedlce. Bylibyśmy znacznie wyżej w tabeli, atmosfera byłby inna. Nie udało się wtedy wygrać. Graliśmy w kratkę niemal przez całą rundę.
Z czego wynikały wahania formy?
– Nie chcę nas usprawiedliwiać, ale nie dokonaliśmy przed startem sezonu wielkich wzmocnień. Długo zmagaliśmy się z urazami graczy wysokich. Teraz mam do dyspozycji pięciu, bywały mecze, w których grał jeden bądź dwóch.
Nie mamy w składzie słabych zawodników. Udowodnili w kilku meczach, że potrafią dorównać najlepszym w tej lidze. Zawodziła momentami koncentracja, momentami za bardzo chcieli. Wkładali w każdy mecz maksimum zaangażowania. Czasami jak się chce za bardzo, to nie wychodzi. To siedzi gdzieś w głowach. Rąk nie załamujemy. W nowy rok wchodzimy z optymizmem. Przed nami cała runda rewanżowa.
Oceniając postawę pana zespołu w pierwszej rundzie, można powiedzieć, że awans do play-offów jest jak najbardziej realny.
– Oczywiście, powalczymy o play-offy, w których może wiele się wydarzyć. Liga jest bardzo wyrównana, nikt zdecydowanie nie dominuje, nikt nie odstaje. Walka o awans do play-offów będzie zapewne trwała do samego końca. Zespoły w środkowej strefie są blisko siebie, jesteśmy na 12. miejscu, a mogliśmy być na 5. Odpoczęliśmy fizycznie i psychicznie przez święta. Teraz bierzemy się do pracy.
Jakie mocne i słabsze strony GKS-u Tychy, z perspektywy pierwszej części sezonu w I lidze, mógłby pan wskazać?
– W kilku meczach zagraliśmy bardzo dobrze. Świetnie zaprezentowaliśmy się w Warszawie, pokonaliśmy Legię, o której pisze i mówi się najwięcej. Fenomenalne zawody zaliczyliśmy z zespołem z Krosna. Dobrze prezentowaliśmy się w obronie, taktycznie, świetnie jako zespół. Pokonaliśmy lidera.
Minusy? Na pewno okres przygotowawczy nie przebiegał po naszej myśli. Wspomniane kontuzje zawodników wysokich pokrzyżowały nam plany. Ponadto z drużyny na dłużej wypadł jej lider. Tomasz Bzdyra w ostatnich latach był czołową postacią zespołu. Jako beniaminek płacimy frycowe. Wielu zawodników na tym poziomie gra po raz pierwszy, kilku, m.in. Marceli Dziemba, Rafał Sebrala, czy Jakub Garbacz, po raz pierwszy w większym wymiarze czasowym.
Rok 2014 to rok awansu i debiutu w I lidze. Całokształt można ocenić pozytywnie?
– Pod względem sportowym pierwsza połowa roku był lepsza. Nie byliśmy faworytem do awansu, ale taki cel sobie założyliśmy i udało się go zrealizować. Udowodniliśmy swoją wartość, wygraliśmy ligę w dobrym stylu. W finałowej rozgrywce okazaliśmy się lepsi od drużyny z Gliwic, która była faworytem i wygrała pierwszy mecz w naszej hali.
Pokazaliśmy w I lidze, że potrafimy grać w koszykówkę, nawiązać równorzędną walkę z najlepszymi. Liczę na to, że w 2015 roku będzie dużo lepiej.
Weszliśmy w nowy rok. Jaki stawia pan cel przed zespołem?
– Naszym celem zawsze jest zwycięstwo w najbliższym meczu. Tak podchodzimy do tematu rozgrywek. Przed trzema meczami kończącymi pierwszą część sezonu mieliśmy dobry bilans, skoczyliśmy rok z dużo gorszym. Nie wybiegamy za daleko w przyszłość. Chcemy zagrać w play-offach.