Tomasz Jagiełka: O zwycięstwie nie decyduje ostatnia akcja

29.10.2014
Tyski beniaminek I ligi w dwóch ostatnich meczach zanotował dwa zwycięstwa, oba wywalczył po emocjonujących końcówkach. Koszykarze GKS-u w decydujących momentach trafiali za trzy. – O zwycięstwie w meczu nie decyduje ostatnia akcja – podkreśla w rozmowie z naszym serwisem Tomasz Jagiełka, trener GKS-u.
gkstychy.info/Patrycja Hołojda

SportSlaski.pl: Z Pogonią Prudnik pana zespół przegrywał 70:71, rzut za trzy punkty Jakuba Garbacza w ostatniej akcji przesądził o zwycięstwie. W Warszawie również przegrywaliście – 73:75 – tym razem bohaterem ostatniej „trójki” został Paweł Olczak.
Tomasz Jagiełka: Nie planowaliśmy takich końcówek. Oba mecze miały zacięty przebieg, tak się złożyło, że zwycięstwa zapewniliśmy sobie ostatnimi rzutami. Pisze i mówi się o naszych meczach w kontekście decydujących rzutów za trzy, a o zwycięstwie nie decyduje ostatnia akcja. Przez całe spotkanie zespół pracuje na końcowy sukces.

- Kluczowe akcje przebiegały według schematów, które nakreślił pan podczas przerw w grze?
T.J.: Zawsze przedstawiam drużynie kilka opcji. Zarówno w meczu z Pogonią, jak i Legią zawodnicy dostali po dwa rozwiązania. Udało nam się ostatnie akcje zakończyć celnymi rzutami. Rzut można oddać, chodzi o to, żeby był celny. Koszykówka to gra błędów, gra w której zdobywa się punkty. Ten kto błędów popełni mniej, a punktów zdobędzie więcej, ten wygrywa. Warto zaznaczyć, że w Warszawie to gospodarze przeprowadzili ostatnią akcję meczu, piłka wykręciła się z kosza.

- Zawodnicy wykazali się dużą odpornością na presję wynikającą z upływającego czasu. Ostatnie akcje były perfekcyjne.
T.J.: W Warszawie akcję rozegrali Radosław Basiński i Paweł Olczak, to doświadczeni zawodnicy. Pawłowi ręka nie zadrżała, wcześniej trafił dwie „trójki”.

- Legia Warszawa przed własną publicznością przegrała pierwszy raz od niespełna dwóch lat.
T.J.: Prowadziliśmy praktycznie na przestrzeni całego meczu, narzuciliśmy Legii swój styl. Nasza skuteczność rzutów była na wysokim poziomie, przy tak niskim wyniku trafiliśmy aż 11 „trójek”. Zatrzymaliśmy rywala grającego u siebie na 75 punktach, dobrze zagraliśmy w defensywie. Żywiołowy doping miejscowych kibiców mobilizował nas. Legia zagrał bez Cezarego Trybańskiego, my ciągle musimy sobie radzić bez Tomka Bzdyry oraz Piotra Konska. Na domiar złego wypadł nam kolejny wysoki zawodnik. W szóstej minucie meczu Mariusz Markowicz został uderzony łokciem przez Bartłomieja Bojko. Miał szytą powiekę, ma dziurę na siatkówce oka. Nie zagra przez miesiąc.

- Po pięciu meczach GKS Tychy ma na swoim koncie trzy zwycięstwa i dwie porażki. To dobry bilans?
T.J.: Powiem tak. Ze względu na problemy kadrowe, z którymi się borykamy, taki bilans brałbym przed startem sezonu w ciemno. Szkoda meczu ze Spójnią, szanse na zwycięstwo i bilans 4-1 były. W Ostrowie byliśmy od rywala zespołem słabszym.

- W najbliższym meczu podejmiecie drużynę z Łańcuta. Sokół ma na swoim koncie cztery zwycięstwa i porażkę. Zapowiada się trudny mecz.
T.J.: Wspomnianą porażkę Sokół poniósł na własne życzenie, prowadził w Krośnie po pierwszej połowie 20 punktami. Według mnie, jest to jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy zespół w I lidze. Preferuje ofensywną koszykówkę, w składzie ma doświadczonych zawodników. Nie mamy nic do stracenia, będziemy walczyć. Myślę, że zawodnicy poczuli, że nie są w tej lidze od nikogo gorsi.

- Dziękuję za rozmowę.
T.J.: Dziękuję.

źródło: SportSlaski.pl

Przeczytaj również