"Gdyby nie żona, to nie znalazłbym się w Katowicach"

10.03.2018
Trener Jacek Paszulewicz po wygranej 2:1 z Rakowem Częstochowa podziękował nie tylko piłkarzom i kibicom, ale też... swojej żonie. - Gdyby nie ona, to nie znalazłbym się w Katowicach - przyznał.
Rafał Rusek/Press Focus
Przed meczem GKS-u Katowice z Rakowem Częstochowa trudno było wskazać zdecydowanego faworyta. Katowiczanie byli gospodarzami, ale częstochowianie dokonali ciekawych wzmocnień, no i byli wyżej w tabeli. To tylko zapowiadało wielkie emocje przy Bukowej - i trzeba przyznać, że ich nie brakowało.

- Przyjechała do nas bardzo mocna drużyna, o której dużo wiedzieliśmy, bo widzieliśmy kilka ich meczów, podobnie jak oni naszych. Obydwa zespoły pokazały swoje atuty. Raków piłkarsko prowadził grę. My mieliśmy swój plan i udało się go konsekwentnie realizować. Druga żółta kartka dla Adriana Frańczaka spowodowała, że musieliśmy się cofnąć do głębokiej defensywy i tak naprawdę bramkę straciliśmy będąc w 9 na boisku. Zaangażowaniem, realizacją założeń i charakterem udało się utrzymać korzystny wynik do końca - podsumował Jacek Paszulewicz.

Większość trenerów na pomeczowej konferencji dziękuje piłkarzom za walkę, a kibicom za doping. Nie inaczej postąpił Jacek Paszulewicz, który jednak podziękował jeszcze komuś. Swojej... żonie. - Podziękowania dla drużyny za to, że uwierzyli, że ten pomysł może się udać i ciężka praca już w pierwszym meczu przynosi efekty. Kibice w trudnym momencie, rozpaczliwej obrony, dopingowali nas - przyznał trener. - Nigdy nie robię prywaty, ale chciałbym podziękować żonie, bo gdyby nie ona, to nie znalazłbym się w Katowicach - zakończył Paszulewicz.

Przeczytaj również