Skra płaci frycowe i czeka na przełamanie. "Będziemy coraz lepsi"

11.08.2021

Tegoroczny skład I-ligowców jest wyjątkowo obfity w drużyny z województwa śląskiego, ale ciężko powiedzieć, by mogły one zapisać dwie pierwsze kolejki sezonu 2021/2022 do udanych. W końcu z sześciu ekip zwycięstwo odniósł na razie jedynie GKS Jastrzębie, a znaczna większość wspomnianych zespołów zgromadziła zaledwie jedno oczko. Na otwarcie swojego punktowego dorobku wciąż czeka za to beniaminek z Częstochowy, ale nie jest też tak, że przy „Lorecie” nie da się znaleźć jakichkolwiek powodów do optymizmu.

Krzysztof Porębski/PressFocus

Przedstawiciele naszego województwa z drugiego poziomu rozgrywkowego musieli dość skrajnie podejść do zanotowanego przez siebie startu rozgrywek. Patrząc bowiem na pierwsze z brzegu przykłady - o ile GKS Katowice zapisał na swoim koncie remis oraz porażkę i nikt z tego powodu nie zamierza przy Bukowej rozdzierać szat, tak identyczny start w Tychach czy Bielsku-Białej z pewnością traktuje się jako naprawdę spory falstart. Warto jednak wspomnieć, że aż pięć z sześciu ekip z naszego regionu zdołało już otworzyć swój punktowy dorobek, a jedyną drużyną, wciąż czekającą na swoją szansę, jest wracająca na drugi szczebel rozgrywkowy po niemal 70 latach przerwy Skra Częstochowa.

Po dwóch inauguracyjnych seriach gier, klub z Jasnej Góry osiadł na dnie I-ligowej tabeli, a wpływ na ten stan rzeczy miało kilka czynników. Przede wszystkim podopieczni trenerskiego tria Rokosa-Dziółka-Gerega nie mieli zbyt dużego szczęścia w momencie układania terminarza rozgrywek. Pomijając fakt, że całe sierpniowe granie „Skrzaków” będzie się opierać na meczach wyjazdowych (właściwie w ich przypadku tak będzie wyglądał cały sezon, ale to temat na osobny tekst…), to ponadto na inaugurację beniaminek został wrzucony na dość głęboką wodę. W końcu jak inaczej określić wagę starć z Koroną Kielce oraz ŁKS-em Łódź, zgodnie typowanymi przez ekspertów do walki o bezpośredni awans. 

Zgodnie z przypuszczeniami, beniaminek nie zdołał sprawić sensacji w starciach z wyżej notowanymi drużynami, ale też nie można powiedzieć (pozostając w terminologii wodnej), że Skra we wspomnianej głębokiej wodzie się utopiła. Choćby w ostatnim pojedynku w stolicy województwa łódzkiego, zespół spod Jasnej Góry pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie, strzelając dwa gole faworyzowanemu przeciwnikowi i walcząc o urwanie mu jednego punktu do ostatniego gwizdka. Zresztą, na ciężary „Rycerzy Wiosny” zwracali również uwagę łódzcy dziennikarze, akcentując w swoich publikacjach, że wynik ŁKS-u był lepszy niż gra, a faworyci najedli się pewnego strachu. 

- Błędy własne spowodowały jednak, że straciliśmy aż trzy gole i to w dużej mierze zadecydowało o naszej porażce. Nie chcę się tłumaczyć, że przyszło sporo nowych zawodników i musimy się zgrywać, bo to sprawa oczywista. Z każdym meczem będziemy coraz lepsi, chociaż też zdajemy sobie sprawę, jaka rywalizacja w 1. Lidze będzie zacięta - przyznawał po ostatnim spotkaniu trener Jakub Dziółka, podkreślając również w swojej wypowiedzi kwestię zapłaty swoistego frycowego.

Powracając jednak do kwestii zgrania, ten element w obozie Skry z pewnością pochłonie jeszcze kilka najbliższych tygodni przygotowań. W końcu po wywalczeniu historycznego awansu, popularną „Loretę” nawiedziło prawdziwe trzęsienie ziemi. Dość powiedzieć, że w porównaniu do znanego jeszcze z boisk eWinner II Ligi składu, miejsce w „11” na mecz z ŁKS-em zachowało jedynie pięciu starych, dobrych znajomych. Beniaminek nie próżnował na rynku i starał się jak najlepiej dostosować zespół do pierwszoligowych realiów, ale paradoksalnie, do tej pory na listę strzelców wpisali się jedynie zawodnicy, dobrze znani kibicom świeżo upieczonego beniaminka. Mowa o Adamie Mesjaszu oraz, co szczególnie może satysfakcjonować lokalnych sympatyków, Kamilu Wojtyrze.

Przyszłość króla strzelców II Ligi długo bowiem wisiała na włosku (jego usługami miały być zainteresowane ekstraklasowa Stal Mielec czy nawet kluby z włoskiej Serie B), ale supersnajper pozostał pomóc swojemu dotychczasowemu klubowi i nie zdecydował się go opuścić na rok przed końcem swojej umowy. Na razie 23-latek zaliczył na zapleczu Ekstraklasy jedynie dwa krótkie epizody, co w dużej mierze wynika z faktu, że niemal cały okres przygotowawczy spędził on na leczeniu kontuzji. Mimo to częstochowianin zdołał już otworzyć swój bramkowy dorobek, zdobywając kontaktowego gola w Łodzi i umiejętnie wykorzystując zagranie… swojego młodszego kuzyna Dawida.

Rekonwalescent słusznie zaznaczył jednak po 2. serii gier, że takie „wejście smoka” satysfakcjonowałoby go znacznie bardziej, gdyby zdobyty gol zapewnił choćby jedno ligowe oczko. - Przy stanie 3:1 musieliśmy zaryzykować, bo nie mieliśmy nic do stracenia. Szkoda, że zabrakło nam już czasu na gola wyrównującego. A jeśli chodzi o moje zdrowie, wydaje się, że wszystko jest już z nim w porządku - zapewnił Wojtyra, po cichu licząc na to, że mecz 3. kolejki uda mu się rozpocząć w wyjściowym składzie. Czy tak się stanie? Przekonamy się o dość wyjątkowej porze - w końcu kolejna kolejka Fortuna 1. Ligi zostanie zainaugurowana już w najbliższy czwartek, a częstochowianie zmierzą się w niej na Stadionie Miejskim w Rzeszowie z Resovią. 

I stojące przed „Skrzakami” zadanie z pewnością będzie urastać do miana dość wymagającego. W końcu zespół trenera Radosława Mroczkowskiego wyrósł w ostatnim czasie na pogromcę śląskich drużyn, najpierw odrabiając dwubramkową stratę przy Bukowej, a następnie zaskakująco ogrywając GKS Tychy 1:0. Czy beniaminek odwróci wspomniane fatum? 

Być może w realizacji tego celu pomoże nowy nabytek popularnych "Skrzaków" - 21-letni  Przemysław Sajdak, który w środowe popołudnie został zarejestrowany z Polskim Związku Piłki Nożnej jako nowy zawodnik Skry. Środkowy pomocnik ostatnie dwa sezony spędził w ŁKS-ie Łódź, notując w drużynie "Rycerzy Wiosny" m.in. siedem występów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nowy nabytek podpisał z beniaminkiem dwuletnią umowę. - Będę chciał podnieść jakość drużyny i cieszę się, że trener widzi mnie w zespole - przyznał "na gorąco" Sajdak tuż po ogłoszeniu jego transferu definitywnego.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również