#5 Piast z historycznym mistrzostwem, stypa w Katowicach i Chorzowie

01.01.2020

W maju zakończyło się większość piłkarskich rozgrywek w naszym kraju. Ale gdyby nie osiągnięty przez gliwickiego Piasta historyczny rezultat, śląscy kibice śmiało mogliby uznać ten miesiąc za jeden z najczarniejszych w historii.

Rafał Rusek/PressFocus

Zacznijmy jednak od postawy podopiecznych Waldemara Fornalika, którzy po zaklepaniu sobie miejsca na podium, wcale nie zamierzali spocząć na laurach. Gliwiczanie potwierdzili swoje wysokie aspiracje za sprawą wygranej na Łazienkowskiej z Legią, a następnie w meczu, którego końcówka wywołała nieprawdopodobne emocje. Mowa o pojedynku z Jagiellonią, w którym gliwiczanie do 89. minuty prowadzili 1:0 i spokojnie kontrolowali przebieg rywalizacji. Wszystko zmieniło się jednak za sprawą podyktowanego dla rywala rzutu karnego, który na bramkę wyrównującą zamienił Jesus Imaz. 

Od tego momentu kibice przy Okrzei byli świadkami prawdziwego rollercoastera, gdyż najpierw Piasta na prowadzenie wyprowadził Tomasz Jodłowiec, a chwilę później wspomniany wcześniej Imaz nie wykorzystał drugiego rzutu karnego. Nieprawdopodobna końcówka zakończyła się dla gospodarzy happy endem, a dzięki wywalczonej wygranej Piast wskoczył na pozycję lidera. Jak się później okazało, nie wypuścił już jej z rąk do ostatniej kolejki. Po wieńczącym sezon zwycięstwie z Lechem Poznań, „Piastunki” mogły rozpocząć ogromną fetę z okazji zdobycia historycznego, pierwszego tytułu mistrzowskiego. Warto również dodać, że Piast został tym samym pierwszą drużyną ze Śląska od 1989 roku, która zdołała triumfować w najwyższej klasie rozgrywkowej.

W pozostałych klubach z naszego województwa (a przynajmniej w zdecydowanej większości), nastroje po ostatnich kolejkach ligowych wyglądały zgoła odmiennie. W końcu aż cztery śląskie zespoły musiały pogodzić się z degradacją na niższy poziom rozgrywkowy - GKS Katowice spadł z pierwszej do drugiej ligi, natomiast szczebel centralny zgodnie opuściły Ruch Chorzów, ROW 1964 Rybnik oraz Rozwój Katowice. Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy piłkarzach z Bukowej, gdyż okoliczności ich degradacji były wyjątkowo kuriozalne.

Przed ostatnią serią gier podopieczni Dariusza Dudka mieli los we własnych rękach, a utrzymanie zapewniał im nawet remis w spotkaniu z Bytovią Bytów. I gdy wydawało się, że katowiczanie dopną swego i faktycznie zdobędą punkt w meczu z bezpośrednim rywalem o bezpieczną pozycję, nadeszła szósta minuta doliczonego czasu gry. Wówczas goście otrzymali ostatni rzut wolny, a najlepszy użytek z dośrodkowanej piłki zrobił… bramkarz Andrzej Witan. Zawodnik ten popisał się celną główką, wprawiając kibiców, sztab szkoleniowy oraz piłkarzy „GieKSy” w osłupienie. Chwilę później przy Bukowej rozległy się przeraźliwe gwizdy, a wszyscy zdali sobie sprawę, że najczarniejszy ze scenariuszy spełnił się w najbardziej nieprawdopodobny sposób. Na reakcje rady nadzorczej klubu nie trzeba było zbyt długo czekać. Zaledwie kilka godzin po spadku z posadami pożegnali się Dariusz Dudek oraz dyrektor sportowy Tadeusz Bartnik, a prezes Marcin Janicki oddał się do dyspozycji zarządu. 

W Chorzowie z kolei spadek zwieńczył fatalną wiosnę w wykonaniu „Niebieskich”. Choć przed rozpoczęciem rundy niektórzy przebąkiwali, że zespół może nawet włączyć się do walki o ścisłą czołówkę, po 33. kolejce stracił on jakiekolwiek szanse na utrzymanie. - Spadamy z ligi i to jest włącznie nasza wina. Nie ma się czym usprawiedliwiać. Jeżeli nie wygrywamy meczów z tyloma sytuacjami, to nie zasługujemy na bycie w tej lidze. Nie chcę mówić o szczęściu, bo szczęścia można nie mieć raz czy dwa. Brakowało nam po prostu umiejętności. Dziękujemy tym, którzy nas wspierali i miejmy nadzieję, że Ruch jak najszybciej wróci tam, gdzie powinien być – przyznawał po spotkaniu z Błękitnymi Stargard rozgoryczony pomocnik, Lucjan Zieliński. 

Równie minorowe nastroje zapanowały w obozach pozostałych śląskich drugoligowców - ROW-ie i Rozwoju, które zawodowy szczebel opuściły odpowiednio po 8 i 7 latach. - To co się stało można skwitować jednym zdaniem – przepłynęliśmy całe jezioro, a przy brzegu utopiliśmy się. Dużym naszym problemem była gra szczególnie u siebie i tutaj nie potrafiliśmy pokazać swojej wyższości. Dlatego dzisiaj nie możemy się cieszyć z utrzymania. Bardzo mi przykro z tego powodu - powiedział tuż po ostatnim meczu ówczesny trener rybniczan, Jacek Trzeciak.  

Sezon ligowy dla wielu śląskich kibiców zakończył się fatalnie, ale o drobną poprawę humorów mogli zadbać reprezentanci Polski do lat 20, bowiem właśnie w maju rozpoczęły się rozgrywane w naszym kraju mistrzostwa świata w tej kategorii wiekowej. Kadra trenera Magiery, w której aż 10 piłkarzy miało mniejszy lub większy związek z naszym regionem, zaczęła jednak turniej od porażki 0:2 z Kolumbią. Biało–czerwoni byli wyraźnie słabsi od rywali z Ameryki Południowej, a jedną z bramek dla przeciwnego zespołu zdobył… Angulo. Ivan Angulo. Polacy zdołali jednak poprawić swoją sytuację w grupie za sprawą efektownej wygranej z Tahiti.

Wracając na moment do piłki klubowej, dla GKS-u Tychy i Podbeskidzia koniec sezonu okazał się być początkiem kadrowych przygotowań do nowych rozgrywek. Przy Edukacji postawiono na stabilizację, przedłużając wygasającą umowę z trenerem Ryszardem Tarasiewiczem. „Górale” z kolei ogłosili pozyskanie pomocnika Rafała Figla z Rakowa Częstochowa, a także zaskoczyli wszystkich poprzez swoje zainteresowanie Sebastianem Boenischem. Reprezentant Polski oraz uczestnik Euro 2012 pozostawał bez pracodawcy od blisko 2 lat, jednak dla Podbeskidzia nie było to przeszkodą. Problemem nie do przejścia okazał się za to stan zdrowia piłkarza, z powodu którego nie zdołał on przejść testów medycznych. 

Podsumowanie maja kończymy hokejem oraz nieudanymi Mistrzostwami Świata dywizji IB. Mimo że biało-czerwoni przegrali w rozgrywanym w Tallinnie turnieju tylko jeden mecz, nie zdołali awansować do wyższej dywizji. O losie podopiecznych Tomka Valtonena zadecydowała nieudana dogrywka pojedynku z reprezentacją Rumunii. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również