Tyskie skoki adrenaliny

08.06.2009
- Podczas tych rozgrywek przeżyłem praktycznie wszystko. Adrenalina mocno skakała - powiedział na gorąco tuż po ostatnim gwizdku, Mirosław Smyła, trener GKS-u Tychy.
Po ostatnim meczu sezonu, kiedy GKS przegrał z Zagłębiem Sosnowiec, w Tychach panowały mieszane uczucia. - Nie tak to miało wyglądać - kręcił głową Maciej Mańka, obrońca GKS-u, mając na myśli bezbarwny pojedynek oraz incydenty, do których doszło na trybunach. Najważniejszy cel został jednak osiągnięty. - Inne wydarzenia, choć trudno o nich mówić, pójdą w niepamięć. Najważniejsze, że utrzymaliśmy się bez konieczności gry w barażach i to powinno utkwić w naszych głowach - dodał.

Pewności pozostania w lidze nie miał jednak trener Mirosław Smyła. - Czy na pewno? - pytał tuż po ostatnim gwizdku. - Chętnie zadzwonię do kogoś, aby mi potwierdził, bo przecież zamieszanie w tej sprawie było spore. Przed meczem nie mieliśmy pojęcia, czy jest to "sparing”, czy pojedynek o "życie” - przyznał szkoleniowiec.

- Zresztą muszę powiedzieć, że był to bardzo barwny sezon. Podczas tych rozgrywek przeżyłem praktycznie wszystko. Były wzloty i upadki. Serie zwycięstw i porażek. Chwile radosne oraz smutne. Walka o ligowy byt do ostatniej minuty. Adrenalina mocno skakała - opowiadał Smyła. Dodatkowo nerwy trenera nadszarpnęli fani. - Nie na tym polega kibicowanie - dodał z żalem. Skutkiem zachowania pseudokibiców będą nie tylko kary finansowe. Na najbliższym walnym zgromadzeniu członków (1 lipca) zarząd klubu poda się do dymisji.
autor: Mariusz Polak

Przeczytaj również