Zawiedzionych po barażach jest więcej niż zadowolonych

25.05.2022

Wyższe premie niż początkowo deklarowano, obsługa VAR, transmisje telewizyjne. Nadchodzi kulminacyjny moment sezonu przy Cichej. Sęk w tym, by wielka piłka do Chorzowa nie wróciła tylko na 90 minut, ale by to był początek. Dzisiaj Ruch może postawić krok w kierunku najlepszych, ale nie będzie to zadanie łatwe. Do niedzieli będzie to jednak cały czas jeszcze stąpanie po bardzo grząskim gruncie, i nie mamy tu bynajmniej na myśli dzisiejszej aury.

Marcin Bulanda/PressFocus

Pamiętamy, gdy latem ubiegłego roku w Chorzowie toczyły się rozmowy odnośnie przyszłości trenera Łukasza Berety. Z kilku wątków przebijał się również temat celu drużyny na najbliższy okres. Wtedy było jasne, że na awans do I ligi Ruch daje sobie dwa lata. „To jest nasz cel, pod tym kątem czasowym budujemy drużynę” - powtarzano. Teraz jednak chorzowianie mają okazję złamać te deklaracje, zresztą wiadomo było o tym już w połowie rundy jesiennej, gdy Niebiescy fantastycznie rozpoczęli sezon.

Na bezpośredni awans ostatecznie Ruchu nie było stać, może zabrakło zimnej krwi, może trochę szczęścia. A może po prostu zabrakło GKS Bełchatów w lidze do końca sezonu. Dzisiaj już nie ma co do tego wracać. Jedno jest pewne. Chorzowianie w tym sezonie, z różnych przyczyn, pokazali dwa momentami bardzo skrajne oblicza. I żadne z nich nie powinno upoważniać ich do gry w barażach.

Ruch, ale podobnie i rywale, do swoistej dogrywki przystępują z czystą kartą. W kilku przypadkach ostatnie mecze ligowe to właściwie była już rozgrzewka przed tym, co nastąpi w najbliższych godzinach. - Mieliśmy w ostatnim meczu kilka celów i wszystkie udało się zrealizować. Najważniejszym było rozsądne gospodarowanie siłami zawodników, którzy grali sporo w ostatnim czasie. Chcieliśmy utrzymać także trzecie miejsce, tak by ten udany rok podsumować u siebie dobrym występem – mówił po niedzielnym meczu z Hutnikiem Kraków trener Niebieskich, Jarosław Skrobacz.

Dotychczasowa krótka historia meczów barażowych pokazuje, że być może lepiej w tym dodatkowym biegu być czarnym koniem aniżeli faworytem. Może lepiej grać nawet na obcym terenie, bez zbędnej presji. - Wszystkie drużyny mają po 25 procent szans na awans. Dzisiaj baraże to jak rzuty karne, dlatego podchodzimy do tych dodatkowych meczów ze spokojem – mówi wprost prezes Ruchu Chorzów, Seweryn Siemianowski, apelując do wszystkich o wsparcie na ostatniej prostej tego sezonu. - Razem zjednoczeni możemy zakończyć ten sezon, tak jak chcemy.

Dzisiejszym rywalem Ruchu będzie Radunia Stężyca. Ruch i Radunia. Dwa kluby, które dzieli przepaść, jeżeli chodzi o historię, tradycję, ambicje i zainteresowanie środowiska. Wiosną jedynej porażki Ruch doznał jednak właśnie z Radunią. Jesienią chociaż w Stężycy wygrał, to również łatwej przeprawy nie miał. - Na pewno będziemy chcieli się zrewanżować Raduni – mówi Tomasz Foszmańczyk, a nie można zapominać, że zarówno Radunia, jak i Ruch to beniaminkowie drugiej ligi. - Dla nas to duży sukces, że jesteśmy wszyscy rozczarowani po tym trzecim miejscu. To najlepszy wyznacznik i komplement dla tej ekipy – dodaje popularny „Fosa”.

Teoretycznie chorzowianie w barażach mogą mieć wymarzone okoliczności. Ewentualnie dwa mecze u siebie, w drugim spotkaniu rywal podmęczony daleką podrożą. To wszystko może mieć znaczenie, jeszcze większe fakt, że wszyscy piłkarze Ruchu są zdrowi i gotowi do gry. Ostatni mecz ligowy z Hutnikiem Kraków też był pewnym wyznacznikiem. - Widzę progres w grze, zwłaszcza w pierwszej połowie, ale w drugiej też mogliśmy strzelić gola. Jestem dobrej myśli – mówił po ostatnim meczu Foszmańczyk. Bo z tych wszystkich czynników najważniejszy będzie ten, jaką robotę na boisku wykonają sami piłkarze Ruchu.

Kibice, którzy mieli przyjemność radować się z awansu poprzez baraże powtarzają, że są to niezapomniane chwile, które zostaną w pamięci na zawsze. Trzeba jednak pamiętać, że tych zawiedzionych po barażach jest zdecydowanie więcej.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również