To się w głowie nie mieści. "Niebiescy" co wy robicie?

18.09.2017
Nie można się już tłumaczyć brakiem doświadczenia. Ruch Chorzów miał w poniedziałek wszystko by w końcu sięgnąć po zwycięstwo, ale grając z przewagą jednego zawodnika i prowadząc po samobóju rywala znowu po frajersku wypuszcza punkty z rąk!
Łukasz Laskowski/PressFocus
Trener Juan Ramon Rocha delikatnie zamieszał w składzie "niebieskich". Miejsce kontuzjowanego Kamila Słomy na lewej flance zajął Vilim Posinković, w ataku od pierwszych minut wystąpił z kolei Artur Balicki. Na ławce rezerwowych znowu zaczął Bartosz Nowak, szansę od początku otrzymał za to Giacomo Mello. Po niespełna kwadransie trzeba było wprowadzić jeszcze jedną korektę - uraz Marcina Kowalczyka sprawił, że argentyński szkoleniowiec musiał wpuścić za niego Miłosza Trojaka.

W pierwszej odsłonie działo się niewiele. Pod bramką Nikalaya Bankova najgroźniej zrobiło się po stracie Macieja Urbańczyka i potężnej bombie Michała Suchanka, po której piłka przeleciała 25 metrów i trafiłą w słupek. Ruch raz trafił nawet do bramki, ale przedwczesną radość Bojana Markovicia przerwał arbiter uznając, że defensor Ruchu w momencie dośrodkowania od Michała Walskiego był na spalonym. Kolejna decyzja Mirosława Góreckiego spotkała się już z pozytywną reakcją publiki - jeszcze przed przerwą z boiska za dwie żółte kartki wyleciał Łukasz Wiech, więc drugą część gospodarze grali z przewagą jednego zawodnika.

Wydawało się, że Ruch od początku drugiej połówki mocno ruszy na oslabionego rywala, tymczasem przez bite 20 minut na murawie przy Cichej kompletnie nic się nie działo. Goście usiłowali ukraść nieco czasu, gospodarze psuli kolejne, dość ślamazarne natarcia. Tymczasem w 65. miniucie zupełnie nieoczekiwanie piłka wylądowała w bramce Sergiusza Prusaka. Po dośrodkowaniu Miłosza Przybeckiego niefortunną interwencją skierował ją tam... defensor gości, Arkadiusz Kasperkiewicz. 

Gol w żaden sposób nie zmienił obrazu gry. Gospodarze przeważali, ale niekreowali okazji do podwyższenia rezultatu. Wyjątkami były dwa stałe fragmenty gry. Najpierw po rzucie wolnym wykonanym przez Vilima Posinkovicia, Prusak odbił piłkę nad poprzeczkę. Na 7. minut przed końcem po kornerze piłka trafiłą w nogę Bojana Markovicia, ale nie wpadła do siatki przyjezdnych.

Kiedy wydawało się, że tym razem kompletu nikt i nic Ruchowi już nie odbierze, łęcznianie zdecydowali się wyjść z własnej połowy. Dośrodkowanie z lewej strony celnym strzałem wykończył Łukasz Tymiński i Nikolay Bankov musiał sięgnąć do siatki. Chorzowianie mieli jeszcze - razem z doliczonym czasem - dziesięć minut na zdobycie drugiego gola, ale znowu - nie potrafił stworzyć sobie klarownej okazji by to uczynić. A goście? Wyszli na połowę Ruchu po raz drugi. Ich akcję pięknym precyzyjnym uderzeniem wykończył Grzegorz Bonin i komplet punktów pojechał do Łęcznej.

Ruch Chorzów - Górnik Łęczna 1:2 (0:0)
1:0 - Kasperkiewicz 65'-sam
1:1 - Łukasz Tymiński 84'
1:2 - Grzegorz Bonik 90'

Ruch: Bankov - Villafane, Kowalczk (14' Trojak), Marković, Hołownia - Przybecki, Walski, Mello (66' Zawal), Urbańczyk, Posinković - Balicki. Trener: Juan Ramon Rocha.

Górnik: Prusak - Kasperkiewicz, Wiech, Sosnowski - Bonin, Sasin, Tymiński, Makowski (73' Karbowy), Szysz, Suchanek (46' Jarecki) - Pitry. Trener: Tomasz Kafarski.

Sędzia: Mirosław Górecki (Ruda Śląska)
Żółte kartki: Przybecki, Trojak, Walski, Urbańczyk (Ruch), Wiech, Jarecki, Sosnowski (Górnik)
Czerwona kartka: Łukasz Wiech 45' (Górnik, druga żółta), Marković 90' (Ruch)
autor: ŁM

Przeczytaj również