Rafał Kędzior - ŁNP, kibcowskie zgody i pianino Pana Stanisława [WYWIAD]

08.09.2016
Były już rzecznik prasowy Górnika Zabrze stał się jednym z głośniejszych "transferów" tego lata na Śląsku. Z Roosevelta przeniósł się na Bukową, by zająć się marketingiem w "swoim" GKS-ie Katowice. O niepublikowanych nagraniach, pedagogicznej porażce, sercu kibica i ofercie z ŁNP - Rafał Kędzior w rozmowie ze SportSlaski.pl
Rafał Rusek/PressFocus
Łukasz Michalski: Nucisz sobie jeszcze "u nas zawsze jest kultura" w drodze do pracy?
Rafał Kędzior: Nie, teraz jest nowa piosenka kibiców "GieKSy", którzy śpiewają "jest charakter, jest ambicja, jest jeden cel" i to mi tak jakoś utkwiło. Ale faktycznie, choć nigdy w Zabrzu nie mieszkałem, nawet dziś jadąc na to spotkanie dzwoniłem do kolegi który cały czas pracuje w Górniku i kiedy opowiadał mi co u nich nowego, że przenoszą się do nowych biur, poczułem sentyment. A piosenka o którą zapytałeś zawsze będzie mi dudniła w uszach, bo była i jest rozpoznawalna w całej Polsce. Nawet rozmawiając z ludźmi mieszkającymi daleko stąd, mówili że muszą przyjechać na Roosevelta właśnie ze względu na tą piosenkę.
 
Pracując w Górniku przyczyniłeś się do jej promocji.
Z tych powodów o których mówiłem. Skorzystaliśmy z tej piosenki w akcji promocyjnej kiedy Pan Stanisław Oślizło tak pięknie zagrał jej melodię na fortepianie. To było coś nieprawdopodobnego usłyszeć to w takiej aranżacji. Myślałem, że będzie trzeba dla Pana Stanisława przygotować zapis nutowy, poprosiłem nawet znajomego żeby sam zagrał to na jakimś instrumencie, a okazało się, że wcale nie trzeba było. Mówię do Pana Stanisława, że przygotowujemy taką akcję promocyjną, że "gramy do końca" i powiedziałem, że jest taka jedna piosenka do zagrania, a on od razu wiedział o którą chodzi.
 
- U nas zawsze jest kultura? To ja sobie to dzisiaj w domu przećwiczę i jutro będę gotowy!
 
Byłem w szoku, że tak szybko dał radę, a odbiór w Polsce był bardzo pozytywny.
 
Wygenerowaliście wtedy pozytywny szum wokół klubu, który znalazł się w trudnym momencie. W końcu tłem mimo wszystko była walka o utrzymanie.
Zbierałem sobie później feedback jak to się ładnie mówi i okazało się, że podchwyciły to media sportowe w całej Polsce. To był jeden z tych miłych momentów pobytu w Górniku. Ważne, że wokół byli ludzie z otwartymi głowami, pozytywnie reagujących na akcję. Bardzo łatwo przyszło nam nakręcenie tego filmu. Ważna była otwartość ludzi Górnika, samych piłkarzy. Nie było problemów z Grzegorzem Kasprzikiem, zresztą nigdy nie było z nim tego typu problemów, dotyczących promocji klubu. Do tego trener Jan Żurek, który zagwizdał melodię, a znam ze 20 trenerów którzy powiedzieliby, że są od trenowania a nie wygłupów przed kamerą. To nie był wygłup, bo wyszło bardzo fajnie, a trener finalnie chyba też na tym zyskał, nucąc pod nosem melodię znaną z trybun. Pan Stanisław zagrał nam jeszcze wiele innych utworów, mam je nawet cały czas w telefonie zarejestrowanie. Może będzie taki czas, że ujrzy to światło dzienne? Akcja, która odbiła się fajnym echem była tworzona - mimo trudnego czasu - przez otwartych ludzi, rozumiejących że mają tysiące kibiców w Polsce chcących jakoś im pokazać, choćby tą piosenką, że się z nimi liczą, że warto coś dla nich zrobić.

 
Odchodząc z Górnika napisałeś na tweeterze, że trzeba wiedzieć "kiedy ze sceny zejść". Faktycznie, dokładnie zaplanowałeś moment pożegnania?
Szczerze mówiąc chciałem wcześniej. Wypowiedzenie złożyłem 1 sierpnia i mogłem odejść od razu. Nie chodzi o to, że zrobiłem jakąś nie wiadomo jak niesamowitą rzecz. Po prostu wiedziałem, że za chwilę otwarcie sezonu ze Stalą Mielec, potem duże wydarzenie w postaci Pucharu Polski z Legią Warszawa. Zwyczajnie niefajnie byłoby z dnia na dzień zostawiać z tym ludzi. Pracy przed startem sezonu jest bardzo dużo. Akredytacje, organizacja dnia meczowego. Do tego nowa liga, w której trzeba opanować nowe schematy działania. Niewiadoma co do frekwencji - dużo tego było. Nie chciałem z tą całą pracą zostawiać ekipy, która i tak została wcześniej ukruszona o Jurka Muchę. To też było dla mnie istotnym aspektem przy podejmowaniu decyzji, bo Jurek był osobą pracującą w dziale medialnym od lat i z automatu potrafił zorganizować mecz i jego obsługę medialną, a tak naprawdę z dnia na dzień nie było go w klubie. Gdybym do tego jeszcze ja zostawił chłopaków którzy byli w klubie, to byłoby już naprawdę trudno. Chodzi mi zwyczajnie o ludzi do pracy, o kolejną parę rąk, a nie jakieś nadzwyczajne umiejętności. Pomyślałem sobie, że może ten mecz z Legią będzie dla mnie ostatnim akcentem. 
 
Górnik wygrał, a w Zabrzu przez chwilę atmosfera wokół zespołu zrobiła się najlepsza od miesięcy.
Oglądałem mecz tak jak lubię, z poziomu murawy, blisko ławki rezerwowych. Te 16 tysięcy ludzi dopingujących zespół w wygranym meczu z Mistrzem Polski, cała otoczka sprawiły, że z tyłu głowy pojawiły się myśli czy nie zostać, czy jeszcze nie spróbować. Ale inne sprawy przesądziły o ostatecznej decyzji. Gdyby praca w klubie składała się tylko z dni meczowych, najlepiej jeszcze tych wygranych, nie byłoby o czym mówić zwłaszcza przy atmosferze, w jakiej odbywają się spotkania na Arenie Zabrze. To co robią tam kibice to coś nieprawdopodobnego. Ale jest jeszcze szara praca u podstaw, codzienność i to ten element który podpowiedział mi: nie Rafał, mecz jest raz na kilka dni, a między nimi wygląda to wszystko trochę inaczej.
 
Czym ująłeś szatnię, bo to jednak inne miejsce niż strefa biurowa w klubie?
Pracując jeszcze w Orange Sport kontakt z piłkarzami udało mi się nawiązywać. W Górniku widzieli, że nie jestem tylko osobą która czegoś od nich chce i o coś prosi, ale i do mnie można się o coś zwrócić. Jakieś kwestie administracyjne, transportowe nie wiem jak jeszcze to inaczej nazwać - zawsze mogli się do mnie zwrócić. Ważne są też momenty na zgrupowaniach. Mogłem pojechać i na słynny już obóz do Hiszpanii, i później do Opalenicy. Akurat zarówno trener Ojrzyński jak i Brosz mieli doświadczenie z Korony Kielce, gdzie Korona TV robi super pracę. Byli więc świadomi, że to ważne i pozwalali kamerze być blisko zespołu. Spędzając czasu na takich obozach, masz z tymi ludźmi wspólne tematy - to wszystko buduje relacje i zaufanie. Jeszcze jako dziennikarz miałem sytuacje, które wiele osób z tej branży wykorzystałoby jako sensacyjnego newsa, na przykład widząc "gdzieś" piłkarza. A ja chyba miałem wyczucie, które pozwoliło mi nawiązać dobre relacje w szatni.
 
Od początku rozmawiamy o samych pozytywach, co więc takiego działo się w trakcie tych dni między meczami, które jak powiedziałeś były kluczowe dla decyzji o odejściu?
Trudno mi wskazać jedną rzecz i jeden moment w którym pomyślałem, że to już nie ma sensu. Od dłuższego czasu nakładało się wiele czynników. Na przykład ostatnie zmiany. Ja trafiłem do klubu w którym pracował inny zarząd. Ten zarząd widział mnie na stanowisku, wyznaczył kompetencje, dał konkretne narzędzia i ludzi do pracy. Czasem mając coś na co dzień tego nie doceniamy, nie zauważamy pewnych spraw, dopóki ich nie brakuje. Tak było w Górniku, pozbywano się ludzi, lub oni odchodzili sami. Asia Haśnik, Darek Hermiesz, Jurek Mucha, a nikt nie przychodził w zamian. Robota do wykonania zostawała ta sama, oczekiwania kibiców te same i to zaczęło stanowić problem. Trzeba medialnie obsłużyć klub z tak wielką tradycją, rzeszą kibiców. To jest nieprawdopodobne - wpisujesz coś na facebooku i nagle masz tysiące reakcji - polubień lub hejtów. Odzew i zainteresowanie klubem są ogromne. W pewnym momencie nie byliśmy w stanie wyjść naprzeciw oczekiwaniom fanów. Chcieli więcej, lepiej, oczekiwali contentu video, transmisji, a tak naprawdę na stały, wysoki poziom nie było szans.

Oczekiwania kibiców rozjeżdżały się z tym, co za niezbędne uważali twoi pracodawcy, czy oni byli zdania, że da się to zrobić mniejszym zespołem ludzi?
Ja po prostu trochę inaczej pojmowałem rolę rzecznika. Inaczej pracuje się na tym stanowisku w klubie, a inaczej w strukturze samorządowej. Ja rolę rzecznika pojmowałem bardziej skupiając się na sporcie. Na pewno popełniałem też błędy, ale bardziej skupiałem się na pracy w promowaniu marki Górnika, meczów, a gorzej czuję się w pisaniu różnego rodzaju oświadczeń i formułek.

Wolałeś skupić się na budowaniu wizerunku, a nie jego pudrowaniu?
Ty to powiedziałeś.

Od początku było trudno. Kilka dni po objęciu stanowiska do klubu dotarła tragiczna wiadomość o śmierci Krzysztofa Maja. On miał wpływ na twoje zatrudnienie?
Na pewno nie bezpośredni, ale wiem, że wydał dobrą opinię która pomogła w tym, że trafiłem do Górnika. Krzysztof był sercem tego klubu, powtarzał to w Zabrzu każdy. I teraz zaczynasz pracę, a to serce pęka. To było trudne, tak zwyczajnie po ludzku. Komunikacyjnie również - jak poinformować o śmierci tak ważnej i lubianej w środowisku osoby? Postanowiłem, że w tym temacie nie będziemy zachowywać się jak agencja prasowa, która musi jako pierwsza podać "newsa", choć niektórzy mieli takie oczekiwania. Do mediów przedostawały się nie do końca sprawdzone i pewne informacje. Ja wychodziłem z założenia, że to tak trudna i delikatna sprawa, że najważniejsze by to najbliżsi mieli pełną i stuprocentową informację. To był taki początek, że było... ciężko...

I później - choć kolejne problemy trudno zestawiać ze wspomnianą tragedią - też nie było łatwo?
Ale był fajny grudzień. W klubie wszystko determinują wyniki. Wygraliśmy z Piastem 5:2, było zwycięstwo w Białymstoku, w Lubinie. Potem wiosna, która sportowo była jaka była, ale wyzwań nie brakowało. Wielkie Derby Śląska dla 25 tysięcy widzów, to były nieprawdopodobne doświadczenia. I jakkolwiek bym nie wspominał tej pracy zawsze będę powtarzał, że nabrałem tu dużego doświadczenia i wielu rzeczy się nauczyłem. Nie w czasie szkoleń, a dzięki temu co udało się tu przeżyć.

Wspomniałeś o - jak to powiedziałeś - słynnym zgrupowaniu w Hiszpanii. Obserwując to wszystko miałeś wrażenie, że buduje się ekipa która tego Górnika utrzyma?
Wydawało mi się, że ci chłopcy mocno pracują i efekty muszą przyjść. To jak prezentowali się w może nielicznych sparingach sprawiało wrażenie, że wszystko idzie w dobrą stronę. Może nie wszystko było zorganizowane na "tip top" i z zegarmistrzowską precyzją, ale pomyślałem, że przecież to, że boisko jest trochę za krótkie nie spowoduje że w lidze będziemy przegrywać mecz za meczem. Przyszło przecież kilku naprawdę świetnych zawodników - Paweł Golański, Szymon Matuszek, Jose Kante i Ken Kallaste. Przecież ostatnia dwójka dalej jest w Ekstraklasie, a tu nikt nie trafia za piękne oczy. Umiejętności piłkarskie były i to nie jest tak, że zespół był tak słaby by spaść.

A samo budowanie zespołu, jego atmosfery?
Z tego słynął trener Leszek Ojrzyński, choć mi się wydaje że metody powinny być zróżnicowane w zależności od tego jakim się dysponuje materiałem. Być może trener chciał iść tym samym sznytem co w Kielcach, a tu miał inny zespół i nie wszytko zadziałało? Ale ja mogę się zastanawiać i analizować, ale nie pokuszę się o oceny i diagnozy tego, co było przyczyną spadku.

Mówiłeś też o Wielkich Derbach i otwarciu stadionu dla szerszej publiki. Popsuł wam to wydarzenie Ruch Chorzów wygrywając przy Roosevelta, ale kibice poza wynikiem wspominają m.in. kolejki i bałagan przy wchodzeniu na obiekt. Czułeś, że coś poszło nie tak?
Jasne, że nie było wszystko zorganizowane w stu procentach, ale jak się robi coś pierwszy raz to wyciąga się wnioski, by wprowadzić je później w życie. Nie było perfekcji, ale nie było też katastrofy. Ludzie przyszli przecież na kolejne mecze - na Lecha Poznań, na Koronę Kielce, tworząc kapitalna atmosferę. To nie było tak, że po derbach kibice się odwrócili. Frekwencja była już nieco niższa, ale każdy klub ma swoje apogeum. Dla Górnika mecze z Ruchem, czy z Legią mogą być tymi generującymi maksymalną liczbę widzów. Były kolejki przed stadionem, sam czułem, że nie jest w porządku. Nie chcę wdawać się w szczegóły ale wiedziałem dlaczego tak jest. Znałem niuanse techniczne z których to wynikało. Nie było w tym złej woli, po prostu pewnych rzeczy do końca nie można było przewidzieć. To, że sprzedaliśmy tak wiele biletów przez internet w tak krótkim czasie to był jakiś obłęd. Wiedziałem, że Górnik ma rzesze kibiców, ale te dni pokazały, że to wyobrażenie nie było dostatecznie duże. Pretensje były później o to, że zbyt mało było biletów w sprzedaży stacjonarnej. Mogliśmy tymczasem przeznaczyć całość do sprzedaży internetowej - tak robi PZPN przy meczach reprezentacji. Wiedzieliśmy, że struktura kibiców Górnika czy innych klubów jest jednak różna, i może nie każdy czuje się na tyle biegle by zalogować się do systemu i kupić bilet, więc daliśmy możliwość sprzedaży stacjonarnej. Okazało się, że kolejki były, swoje trzeba było wysłuchać i wyciągnąć wnioski, ale potem tych problemów nie było. To było najważniejsze - nauczyć się czegoś na błędach i naprawić to, co było nie tak.

Sezon skończył się spadkiem. Jaka była twoja rola w tym, by pomóc się zawodnikom komunikować z mediami i kibicami, choćby po meczu w Niecieczy?
Wychodzę z założenia, że piłkarze zawsze powinni rozmawiać z mediami. Przeprowadziłem takie małe szkolenie podczas zgrupowania w Hiszpanii na temat tego co i jak mówić. Jedni to chłoną inni nie, ale kilka wskazówek dostali. Nie było jakichś większych wpadek z wypowiedziami. Czasami zamiast unikać mediów wystarczy zaznaczyć, że na dany temat nie chcesz rozmawiać.

Z drugiej strony są sprawy o które trudno z perspektywy dziennikarza nie zapytać, zwłaszcza w kontekście spadku z ligi.
Chciałem żeby zawodnicy czasem trochę ochłonęli, przemyśleli. Nie zawsze się da, bo choćby w Canal+ jest obowiązek, by stanąć do rozmowy na ściance. Niektórzy czują się w tym mocni, a dziennikarze wolą rozmawiać z tymi, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia. Nigdy nie miałem sytuacji w której musiałem coś blokować, cenzurować. Ograniczyliśmy trochę jedynie pewne medialne aktywności medialne. Wiedząc, że niezadowolenie kibiców się zbiera i cokolwiek nie wpuścimy do sieci zostanie sprowadzone do tego jak wyglądamy na boisku, uznałem że trzeba trochę ciszy. To jest też tak, że jak wrzucisz po wygranej białą kartkę na tweetera, ludzie będą się nad nią rozpływać, jak zrobisz to samo po porażce, każą wziąć się do roboty i zbierania punktów, a nie zajmowania się głupotami. 
 
To co działo się po meczu w Niecieczy, kiedy okazało się, że lecicie z ligi?
W takiej sytuacji możesz mieć plany, schematy działań, a potem jest mecz i emocje. Prawdziwe emocje, bo ci ludzie spadają z Ekstraklasy. To nie jest tak, że - jak czasem mówią kibice - piłkarze mają to "gdześ". Oni to autentycznie przeżywają. Widziałem niezadowolenie kibiców po meczu w Niecieczy, i co miałem powiedzieć? Nie idźcie tam? Zostańcie w szatni? Nie jesteś w stanie przewidzieć co się stanie w szatni. Wszyscy spadliśmy - piłkarze, pracownicy klubu. Nie ma się co chować, wszyscy spadliśmy i też brałem w tym udział. Nie mówiłem do piłkarzy wychodźcie albo zostańcie - to już ich decyzja.

Ciebie kibice żegnali dosyć ciepło, choć przecież swoją twarzą firmowałeś raczej trudny okres w klubie.
Miałem robotę do wykonania i ją robiłem. Sam byłem zaskoczony tym pozytywnym odzewem. Czasami z tego korzystałem. Na przykład w momentach, w których trzeba było przekazać jakąś trudniejszą wiadomość w mediach społecznościowych pisałem ją z prywatnego profilu. Personalnie trudno zaatakować, łatwiej zaatakować klub jako całość. Faktycznie, kibice dość pozytywnie ocenili moją pracę, ale nie wiem z czego to się wzięło. Tak po prostu wyszło.

Rozmawialiśmy o budowaniu atmosfery przed WDŚ, budowaniu atmosfery walki o utrzymanie. Nie widziałem za to jasnego sygnału przed startem sezonu, haseł o walce o awans. Dlaczego?
Ten okres letni to był czas sporych zmian. Nowy prezes, nowy trener, za chwilę nowy dyrektor marketingu. Mniej osób w dziale medialnym. Trudno było wypracować jakiś konkretny projekt promocji klubu, nie wiedząc jak będzie wyglądał zespół i jakie cele będą przed nim postawione. Wydaje się to niby jasne - skoro Górnik spadł, to musi walczyć o awans. Ale musieliśmy uważać, bo załóżmy że odeszłoby poza Romanem Gergelem kilku innych kluczowych piłkarzy, a my wcześniej postawilibyśmy na hasło o powrocie do elity. Trochę byśmy się ośmieszyli. Były więc oczekiwania co się wydarzy. Stąd powściągliwość i wygląda na to, że słuszna.

Mówisz, że udzielałeś zawodnikom wskazówek i w okresie twojej pracy nie było problemów z wypowiedziami. Po awanturze wokół ostatnich wpisów Grzegorza Kasprzika, czy Dominika Sadzawickiego odetchnąłeś z ulgą, że nie jesteś już rzecznikiem?
Rozmawiałem z Grzegorzem na ten temat i śmiałem się, że to moja porażka pedagogiczna. Nie wdając się w szczegóły - takie rzeczy nie powinny się zdarzać. Śledziłem wcześniej aktywność Grzegorza w internecie i byłem zbudowany, że on nie jest sztucznie "pompowany". Wiele klubów podrzuca swoim zawodnikom treści do publikacji wiedząc, że są aktywni w mediach społecznościowych. On sam z siebie wrzucał fotki z autokaru, "jedziemy po trzy punkty" i fajnie to budował. To co się stało, nie powinno mieć miejsca i nie ma niczego na usprawiedliwienie, ale rozmawiałem z Grzegorzem o tej sytuacji i bardzo jej żałował. Był na siebie zły, choć "zły" to i tak mało powiedziane. Szkoda, ale myślę że już w życiu tego nie powtórzy.

To już jednak nie był twój problem, od kilku dni pracujesz dla GKS-u Katowice. Jaka jest twoja rola?
Stoję na czele działu marketingu. Nie jest to już stricte współpraca z dziennikarzami, pisanie informacji prasowych i tak dalej. W klubie jestem dopiero kilka dni, też muszę poznać jak on w środku funkcjonuje. Teraz w moich kompetencjach jest na przykład promocja meczów GKS-u - i tego piłkarskiego, i siatkarskiego i pozostałych sekcji. Do tego dochodzą tematy okołosponsorskie, choć tym zajmuje się dobrze funkcjonujący dział sprzedaży. Będę się zajmował sprawami marketingowymi i wizerunkowymi.

Skupiając się na piłce, trudne zadanie przed tobą. Marketingowo według wielu przy Bukowej jest już Ekstraklasa, a to nie przekłada się na frekwencję i atmosferę wokół klubu.
Trzeba odbudowywać frekwencję, to nasz główny cel. Chcemy wytworzyć styl życia mieszkańców Katowic wokół klubu. Nie modę, bo moda przemija. Chcemy by katowiczanie chodzili na "GieKSę" czy to piłkarską, czy siatkarską, czy hokejową. Trochę rozumiem kibiców, bo ile razy można przychodzić na mecze z tymi samymi drużynami, których nazwy - z całym szacunkiem - nie elektryzują. Trzeba walczyć o coś. Kiedyś Czesław Michniewicz opowiadał mi, że jeden z prezesów Lecha Poznań powiedział mu wprost: "Ty mi graj o mistrzostwo albo o utrzymanie, bo miejscami 6-8 ludzi na trybuny nie przyciągniesz". Tymczasem "GieKSa" od momentu awansu do I ligi nie miała sezonu w którym do końca liczyłaby się w grze o awans, albo musiała drżeć o utrzymanie. Myślę, że teraz jest ten moment, w którym po niezłym początku sezonu tworzy się fajny zespół. Jest jakiś styl, są wyniki, choć tutaj wszyscy doświadczeni przeszłością nie pompują balonika. I liga jest tak specyficzna i nieprzewidywalna, że każdy może włączyć się do gry o awans. Ale widzę jak to jest tworzone, jak trener Brzęczek buduje zespół. Dzieje się coś fajnego i ważne by dostrzegli to również kibice, dając szansę tej drużynie i przychodząc na każdy mecz przy Bukowej. Ja pamiętam jak przychodziłem tu z wypiekami na twarzy jako mały chłopak nie tylko na europejskie puchary ale i na ligową piłkę. Był pełny "blaszok", pełna trybuna główna i mówiło się, że obiekt zaczyna być za mały. Dziś z frekwencją jest pewien problem, ale będziemy nad tym pracować. Ale nie da się uciec od tego, że zainteresowanie klubem budują wyniki na boisku.

Nie masz poczucia, że tą trwającą blisko dekadę I-ligową stagnacją GKS stracił całe pokolenie fanów, którzy zaczęli wybierać inne stadiony?
To nie jest też tak, że teraz GKS nie grał w Ekstraklasie więc kolejne pokolenia będą dopingować inny klub. Nie znam zbyt wielu takich przykładów. Znam wiele osób które przestały chodzić na mecze, ale nie zmienili klubu. Mam wrażenie, że w 90 procentach klub wybiera się na całe życie. Ci kibice teraz drzemią, śpią i musimy zrobić bum i pokazać im że jest fajnie, a może być jeszcze lepiej.

A Górnik Zabrze to dla was konkurencja w walce o kibica? Rywal z tej samej ligi, z tego samego regionu, o podobnych celach. Tymczasem klub chętnie identyfikuje się z kibicowskimi zgodami.
Jest takie trudne pojęcie "synergia". Współdziałanie może nam pomóc. Rywalizujemy o trochę innych kibiców. Moim zdaniem to nie przeszkadza. Rywalizujemy o punkty i w tym kontekście to dla nas konkurencja, ale z punktu widzenia marketingowego wspólnie jesteśmy w stanie dotrzeć do szerszej grupy kibiców. Dobrze pokazać ludziom, którzy nie znają piłki od środka, a mają o niej złe zdanie w związku z wydarzeniami z ubiegłych lat, że można z uśmiechem i humorem się podszczypywać, ale jednocześnie rywalizować zdrowo. Bo dzisiaj wyżej my, a jutro wy - taki jest sport.

Tylko czy to nie jest stąpanie po cienkim lodzie, biorąc pod uwagę, że świat kibicowski jest niezależny od klubowych gabinetów?
Trudno mi się do tego odnieść. Mam nadzieję, że to nie będzie tak że za chwilę się coś pozmienia, bo wiemy jak ostatnio ta scena kibicowska ewoluuje. Jeśli jest ok, to dlaczego tego unikać? Musimy korzystać z tego co daje nam dziś przyjaźń kibiców Górnika i GKS-u. 

Praca szefa działu marketingu to - po rzecznikowaniu w Zabrzu - kolejny krok oddalający cię od dziennikarstwa. Wyobrażasz sobie powrót do tej branży?
Ja mam nadzieję, że do końca życia będę pracował w ekstraklasowym GKS-ie Katowice. Każdemu dziennikarzowi życzę, by na jakimś etapie pracy poznał funkcjonowanie klubu od środka. Też miałeś okazję współpracować z klubem i wiesz, że to zmienia nieco spojrzenie. Dziś byłbym bardziej powściągliwy w ocenie postawy zawodników na boisku, znając to wszystko od wewnątrz.

Tylko w pracy dziennikarza taka powściągliwość się nie sprzeda.
Tak, ale to jest o wiele bardziej sprawiedliwe. Kibic czy dziennikarz ocenia czasem tylko to jak kto kopnął, a nie zna fundamentów takiej postawy. To zresztą tylko jeden aspekt. Chodzi też o same posunięcia klubu - dlaczego dokonuje takich a nie innych transferów. Zasady na jakich piłkarze trafiają do klubu, kulisy negocjacji - taka wiedza to jest background z którym można być lepszym dziennikarzem. Choć na tę chwilę powrotu do dziennikarstwa nie zakładam, bo - tak jak powiedziałem - mam nadzieję że będę z GieKSą w ekstraklasie wiele lat.

Wiązałeś się już z jakimś pracodawcą mając takie założenia?
GieKSa jest dla mnie domem. Jako mały chłopak trenowałem tu w trampkarzach, na pewien czas trafiłem do Rozwoju. Chodziłem na mecze z ojcem, później sam. Miałem tu swoich idoli - Adam Kucz, Sławomir Wojciechowski, Janusz Jojko, Adam Ledwoń, Jan Furtok... Trudno się od tego odciąć i fajnie być dziś częścią tego klubu. Czy kiedyś miałem już tak w innym miejscu? Fajnie pracowało mi się w Orange Sport. Była super ekipa, świetna atmosfera do pracy. Mieliśmy po dwadzieścia kilka lat i w tym wieku mogłem skomentować mecz ekstraklasy. To było dla mnie szokiem! No i ta ekipa! Łukasz Wiśniowski robiący dziś cuda w Łączy Nas Piłka, Leszek Bartnicki - dziś dyrektor Chojniczanki Chojnice, Mateusz Święcicki komentujący najlepsze ligi świata w Eleven. To wszystko fajni ludzie z którymi do dziś mam kontakt. To, jaki zespół stworzył Janusz Basałaj to coś nieprawdopodobnego! Wielu ludzi mówi - być może kurtuazyjnie - że brakuje im tego Orange Sport, takiego sportowego kanału informacyjnego. Mecze, informacje sportowe co godzinę. Dla nas to było trochę męczące, bo jak gdzieś pracujesz to zawsze na coś ponarzekasz. Ja będąc odpowiedzialny za południową Polskę musiałem na przykład obsługiwać konkursy skoków w Zakopanem. Trzeba było marznąć 6 godzin pod skocznią i być na tych tzw. "lajfach".Teraz jak sobie wspominam, to byłą super fantastyczna praca. Dzięki temu poznałem blisko warsztat trenerów Nawałki, czy Fornalika. Byłem z reprezentacją Polski w Dubaju, w Kiszyniowie, w Podgoricy. Rozmawiałem z Justyną Kowalczyk, Robertem Lewandowskim, byłem blisko tych wielkich sportowców. To przecież marzenie każdego chłopaka! A nam jeszcze za to płacili - super!

Tym bardziej nasuwa się pytanie, czy nie ryzykujesz schodząc w nieco innym kierunku?
Ale to już inny etap w życiu. Patrzę na stabilizację, mam rodzinę. Jestem w moim mieście w którym mieszkam. Miałem taką propozycję, zaraz po przejściu do Górnika Zabrze, dzięki której - nie wchodząc w szczegóły - pewnie właśnie wracałbym z Rio, a wcześniej był na Euro 2016. Dlatego nikt nie może mi zarzucić że uciekłem z Górnika - miałem wcześniej bardzo dobrą ofertę pracy, ale wtedy zaczynałem w Zabrzu i nie chciałem tego zmieniać.

Im mocniej utożsamiasz się z klubem, tym bardziej tracisz opinię obiektywnego.
Zgadzam się z tobą, to jest pewne zagrożenie. I może gdybym dziś spróbował wrócić do pracy w telewizji ktoś by to wytykał. Ale z drugiej strony - spójrzmy na Canal+. Rafał Dębiński grał w Legii, Marcin Rosłoń grał w Legii, jest tam jeszcze kilku legionistów, a są dobrymi dziennikarzami i nie mają z tym problemu. Przecież ja kibicem "GieKSy" byłem również wtedy, gdy komentowałem kilka meczów tego klubu na antenie Orange Sport. Pamiętam pierwszy, z Pogonią Szczecin. Janusz Basałaj mówił: pamiętaj, żebyś za mocno nie eksponował strzelonych przez GKS goli. A potem przeczytałem na 90minut.pl komentarz, w którym ktoś podejrzewał że jestem ze Szczecina bo sprzyjałem Pogoni. Jeśli tak było, to dla mnie znaczyło że jest ok. Nie pozwoliłbym sobie na stronniczość w pracy - wielokrotnie relacjonowałem mecze Ruchu Chorzów, Legii Warszawa i to kibicowanie się zupełnie wyłącza. Większe niebezpieczeństwo jest takie, że stajesz się nieobiektywny bo np. w pewnym momencie w Piaście Gliwice była super ekipa i wtedy trudniej było kogoś skrytykować. Tak samo wyglądało to w Ruchu Chorzów. Nie patrzysz już na znaczek na koszulce, tylko ludzi z którymi współpracujesz.

Teraz możesz przeżywać mecze zupełnie inaczej, możesz pozwolić sobie na to by serce mocniej biło na meczach twojego zespołu.
Tak, bo to było takie uśpione. Mecze Górnika przeżywałem. Był taki moment że te spotkania przestały mnie emocjonować. Było tego tyle, byłeś na tylu stadionach, że stają się podobne, wydaje ci się że nic cię już nie zaskoczy. Nie przeżywasz tego, czy ktoś strzeli karnego czy nie. A teraz, przy okazji pracy z Górnikiem i dziś w Katowicach to wróciło. Znowu mogę wyskoczyć z trybuny i ucieszyć się, że Foszmańczyk strzelił na 2:0 Podbeskidziu! A wcześniej? Znaczyłoby to dla mnie tyle, że w tygodniu zawodnicy Katowic będą bardziej rozmowni i przyjadę na materiał. 

Mówisz, że poczułeś głód kibicowania, takich prawdziwych piłkarskich emocji. Zakładając, że za jakiś czas może pojawić się głód pracy w dziennikarstwie - z kim z kolegów z Orange Sport zamieniłbyś się obecnie na robotę?
Normalnie powiedziałbym, że z Łukaszem Wiśniowskim, ale - o czym teraz już mogę powiedzieć bo minęło kilka lat - odrzuciłem propozycję pracy dla Łączy Nas Piłka. Miałem robić to wspólnie z Łukaszem. Zaproponował mi to Janusz Basałaj, ale nie chciałem się wtedy przeprowadzać do Warszawy. Tym bardziej, że pracując dla Orange byłem u siebie w Katowicach, a jeździłem na mecze w całej Polsce i to mi odpowiadało. Z perspektywy czasu mówię: kurcze, może szkoda? Ale nie ma co patrzeć wstecz. Spytaj kolegów z Orange czy chcieliby się zamienić na pracę ze mną. Pewnie kilku by chciało.

Czytaj także: Sebastian Nowak - Cicha bez wody, torba Ruchu przy Roosevelta i wielki futbol na wsi [WYWIAD]
autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również