GKS bez pomysłu na grę. Dotkliwa porażka na własnym stadionie

17.08.2018
W drugim z rzędu meczu u siebie tyszanie mieli pewnie sięgnąć po kolejne 3 punkty. Tymczasem goście z Olsztyna byli dziś zabójczo skuteczni i to oni cieszyli się ze zwycięstwa.
Łukasz Sobala/PressFocus
Na zdecydowanie większym luzie wyszli dziś na boisko zawodnicy GKS-u Tychy, którzy przed tygodniem odnieśli pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. W meczu z Termalicą pierwsze minuty były w ich wykonaniu bardzo nerwowe. Dziś było zdecydowanie inaczej.

Tyszanie spokojnie i dokładnie operowali piłką, czekając na błąd rywala. Ci jednak również wyszli na to spotkanie bardzo skoncentrowani, ale skupieni przede wszystkim na defensywie. To spowodowało, że w początkowej fazie spotkania na boisku nie działo się zbyt wiele. Dopiero w 12 minucie nieco goręcej zrobiło się pod bramką Stomilu. Po wrzutce z rzutu wolnego Łukasza Grzeszczyka z piłką minął się bramkarz olsztynian, ale jego błąd naprawił jeden z obrońców, który wybił piłkę tuż sprzed linii bramkowej. W kolejnych minutach tyszanie swoich szans szukali w uderzeniach z dystansu, w czym prym wiedli Grzeszczyk i Steblecki, ale żaden z nich nie potrafił trafić w światło bramki. W 32 minucie Trójkolorowi na dłużej zagościli pod polem karnym rywali i byli bliscy objęcia prowadzenia, gdy świetnie pod bramkę Leszczyńskiego dośrodkował Zapolnik, ale Grzeszczyk minął się z piłką i  ta wyszła na aut bramkowy. Gdy wydawało się, że gospodarze maja wszystko pod kontrolą, jedną z niewielu akcji przeprowadzili zawodnicy trenera Kamila Kieresia i od razu zakończyli ją celnym strzałem. Z lewej strony płasko dośrodkował były piłkarz GKS-u Remigiusz Szywacz, piłką minęła zarówno obrońców, jak i Jałochę i Wołodymyr Tanczyk bez problemów wpakował ją do pustej bramki. Winą za straconego gola trzeba obarczyć przede wszystkim tyskiego golkipera, który powinien bez problemów przechwycić zagranie Szywacza.

Wszyscy na Stadionie Miejskim w Tychach spodziewali się, że tyszanie od początku drugiej połowy rzucą się na rywali i postarają się błyskawicznie odrobić straty. Tymczasem w 49 minucie mogło być już 0:2, gdy w sytuacji sam na sam Michała Górala powstrzymał Jałocha. Mijały kolejne minuty, a tyszanie wciąż ze spokojem przyjmowali boiskowe wydarzenia. W pierwszym kwadransie drugiej odsłony grali tak, jakby to oni byli na prowadzeniu, jakby wiedzieli, że prędzej czy później piłka wpadnie do bramki...i wpadła, tyle, że ponownie była to bramka GKS-u. Znów fatalnie zachował się Jałocha, który wyszedł na 16 metr, ale nie złapał piłki, a dopadł do niej Lech i strzałem do pustej bramki wyprowadził swój zespół na dwubramkowe prowadzenie. Chwile później było już 0:3. Do świetnego prostopadłego podania doszedł Stromecki, który najpierw przegrał pojedynek z bramkarzem, ale ponownie doszedł do piłki i zagrał do Górala, który bez problemów skierował futbolówkę do siatki. W tym momencie to spotkanie się praktycznie skończyło. Stomil nie miał już potrzeby zdobywania kolejnych bramek, natomiast piłkarze Ryszarda Tarasiewicza nie wierzyli już w możliwość odrobienia strat.

Po wysokiej porażce na własnym stadionie najłatwiej byłoby stwierdzić, że wszystko w tyskim zespole było beznadziejne. Tymczasem tyszanie przegrali przez błędy indywidualne. Na pewno sztab szkoleniowy Trójkolorowych musi popracować nad grą ofensywną, bo co z tego, że tyszanie długimi fragmentami utrzymywali się przy piłce, jeśli kompletnie nie mieli pomysłu na to co z nią zrobić. Czasu na rozmyślanie o dzisiejszej porażce tyszanie nie mają zbyt wiele, bo już w najbliższą środę zagrają kolejny mecz na własnym boisku, a rywalem GKS-u będzie Garbarnia Kraków.

GKS Tychy - Stomil Olsztyn 0:3 (0:1)

0:1 Tanczyk, 40 min.
0:2 Lech, 67
0:3 Góral, 71 min.

GKS: Jałocha - Grzybek, Biernat, Tanżyna, Abramowicz - J.Piątek, Daniel, Steblecki (60' Mańka), Grzeszczyk, Bernhardt (82' Giel) - Zapolnik

Stomil: Leszczyński - Kubań, Sołowiej, Wełnicki, Szywacz - Głowacki, Trojak, Stromecki, Lech (80' Kun), Tanczyk (84' Bucholc) - Góral (90' Śledź)

Żółta kartka: Grzybek
Sędzia: Piotr Urban (Warszawa)
Widzów: 5527
źródło: SportSlaski.pl
autor: Michał Piwoński

Przeczytaj również