"Bizak" nabawił się kontuzji, bo... strzelił bramkę prawą nogą

09.08.2009
- Prawą nogą wielu goli może nie zdobyłem, ale i tak było ich więcej niż tych strzelonych głową - uśmiecha się Krzysztof Bizacki, napastnik GKS-u Tychy, jeden z bohaterów meczu z Elaną Toruń.
Bramek Krzysztofa Bizackiego kibice widzieli już niezliczoną ilość. Niewielu jednak miało okazję zobaczyć te zdobyte prawą nogą. - Kilka w życiu już weszło - broni się popularny "Bizak”. - Z pewnością było ich więcej niż głową - dodaje z uśmiechem filigranowy napastnik grający przez wiele lat w chorzowskim Ruchu.

- Nie było możliwości, żeby przekładać piłkę na lewo. Musiałem uderzyć tak jak stałem. Wiadomo, że nie było soczyście, ale najważniejsze, że wpadło - cieszy się piłkarz. - Czasu do namysłu rzeczywiście nie było wiele, gdyż natychmiast po otrzymaniu podania został zaatakowany przez rywala. - Trafił mnie prosto w staw skokowy. Wstałem ze spuchnięta nogą. Okazało się, że to skręcenie. Czeka mnie tydzień przerwy - wzdycha Bizacki.

W środę GKS zagra w pucharowym meczu z Sandecją Nowy Sącz, a w sobotę - już w lidze - z Polonią Słubice. Kontuzja najbardziej doświadczonego gracza, to nie jedyny ból głowy trenera Mirosława Smyły. Na urazy narzekają również Tomasz Kasprzyk i Mateusz Kruk. - Tomek ma problemy z mięśniem czworogłowym, a Mateusz z kolanem - tłumaczy szkoleniowiec. Szczególnie odczuwalny dla tyszan może być brak tego pierwszego. Popularny "Kacper" czy kiedyś "Nakata” jest bowiem w bardzo wysokiej formie.
autor: Mariusz Polak

Przeczytaj również