Afera odzieżowa przy Cichej. Czy nie ma tam innych problemów?

04.02.2018
"Katowicki Sport" opublikował w piątek zdjęcie, na którym dyrektor "Niebieskich" paraduje w kurtce z naszywką nielubianej przy Cichej Legii. Skandal, czy klasyczna burza w szklance wody?
Rafał Rusek/Press Focus
Powiedzmy sobie jasno - jeśli pracownik klubu "X" zakłada do pracy kurtkę klubu "Y" - należy mówić o sporym nietakcie. Noszenie kurtki z naszywką Legii na obiektach chorzowskiego Ruchu - to już brak odpowiedzialności. Prasa - być może całkiem słusznie - rozpętała burzę, kontynuując później opisywanie całej historii, dla podkręcenia atmosfery cytując nawet na swoich łamach komentarze z kibicowskiego forum.

Nie pomogły klubowe media. Oficjalna strona I-ligowca odniosła się do całej sprawy publikując infantylne w treści oświadczenie. Zamiast krótkiego "przepraszam, to się nie powinno powtórzyć" i wyrazów zrozumienia dla oburzenia niebieskiej społeczności, czytamy w nim takie kwiatki:

"Wychodzę z założenia, że od tego co się nosi na grzbiecie ważniejsze jest co się nosi w sercu. A tam mam miejsce i na „L” i na „R” i na cała polską piłkę od Left do Right"

"Jeśli jakikolwiek kibic Ruchu poczuł dyskomfort na widok mojej legijnej kurtki zapewniam, że potrafię wyciągać wnioski. A kurtkę mam też inną, choć może nie tak ciepłą."


Należy założyć, że Krzysztof Ziętek, w którego kompetencjach nie znajduje się przecież zarządzanie wizerunkiem i komunikacja z kibicami nie poprosił o dostęp do panelu administracyjnego i nie pisał swojego oświadczenia sam. Ktoś je publikował, ktoś uznał że to najlepsze wyjście na rozwiązanie sytuacji i ocieplenie wizerunku pracownika klubu. Według nas - mówiąc delikatnie - spudłował. 

Kibice Ruchu, którzy od dwóch dni wylewają w internecie wiadra pomyj na Ziętka powinni jednak pamiętać, że mieli w klubie działaczy, którzy z uwielbieniem do ich ukochanej "eRki" obnosili się przy każdej okazji, koniec końców zostawili ją jednak zastawioną w jednym z banków. Ziętek - zresztą po raz drugi w życiu - trafił na Cichą wtedy, gdy inni - niejednokrotnie wychowankowie Ruchu - w popłochu z tonącego okrętu uciekali, na "do widzenia" starając się jeszcze wyrwać trochę grosza. Merytorycznie chyba najlepiej spośród działaczy przygotowany jest tą osobą, która w piłkarskiej centrali wydeptywała kilometry, by pomóc "Niebieskim" w nierównych bataliach z PZPN-em. Wykorzystując do tego - a jakże - swoje "warszawskie" znajomości i próbując gasić kolejne pożary, do których rozpalenia przyczyniali się ludzie z Cichej.

Reasumując - Ruch ma dziś milion większych problemów niż strój dyrektora i niewykluczone, że nadzieje na rozwiązanie wielu z nich w dużej mierze musi pokładać w umiejętnościach człowieka, którego kilka lat temu w Chorzowie ochrzcili mianem: "gorol, ale swój". Dodajmy, że całkiem zasłużenie!
autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również