Awans nie dla nas. Dwa oblicza "Biało-Czerwonych"

06.05.2019

W zakończonych Mistrzostwach Świata dywizji 1B w hokeju na lodzie rozgrywanych w estońskim Tallinie Polacy nie zdołali wykonać wcześniej założonego planu i ostatecznie zajęli w turnieju 2 miejsce, nie uzyskując tym samym awansu do wyższej dywizji.
 

Łukasz Sobala/PressFocus

Wszystko rozpoczęło się zgodnie z planem. W pierwszym spotkaniu na Mistrzostwach przeciwnikiem podopiecznych Tomka Valtonena była reprezentacja Holandii, którą przed turniejem większość ekspertów skazywała na spadek do niższej dywizji. Biało – czerwoni po niemrawym początku meczu, w którym to rywale zdołali pierwsi zdobyć gola, z minuty na minutę się rozkręcali i przede wszystkim zaczęli skutecznie wykorzystywać okazje, które sobie licznie wypracowywali. Nasza drużyna ostatecznie w swoim inauguracyjnym występie pokonała rywala 8:1. Na uwagę zasługuje dublet ustrzelony w tym meczu przed dwójkę naszych zawodników Filipa Komorskiego oraz Bartłomieja Neupauera i solowa akcja Patryka Wronki, który przeprowadzając rajd w swoim stylu, zdołał efektownie pokonać holenderskiego bramkarza.

Drugie spotkanie to już mecz z nieco wyżej sklasyfikowanym rywalem, z Ukrainą. W tym spotkaniu ponownie to nasza reprezentacja przez większość część meczu dominowała na lodzie. Prawdziwym katem Ukraińców okazał się Damian Kapica, zdobywca 5 goli. Biało – czerwoni zwyciężyli pewnie 7:3, umacniając się tym samym w tabeli turnieju na pierwszym miejscu. Do tego momentu trudno było się przyczepić w jakikolwiek sposób do występu naszej kadry na mistrzostwach.

Kluczowym momentem mistrzostw w kontekście ewentualnego awansu do wyższej dywizji okazała się trzecia seria gier. Podopieczni Tomka Valtonena po jednym dniu przerwy podejmowali reprezentację Rumunii. Dodatkowym bodźcem dla naszej drużyny miał być przyjazd naszego obrońcy, świeżo upieczonego mistrza zaplecza niemieckiej DEL2 – Pawła Droni. W tym spotkaniu już można się było doszukiwać jednak słabszej dyspozycji polskich zawodników. Przede wszystkim nasza drużyna była bardzo nieskuteczna w wykorzystywaniu stwarzanych szans, a ponadto dwukrotnie musieliśmy gonić wynik. Rumuni objęli prowadzenie w pierwszej odsłonie meczu. Polacy dość długo nie mogli znaleźć sposobu na świetnie dysponowanego tego dnia rumuńskiego bramkarza. Gdy ta sztuka w końcu się udała, gdy doszliśmy rywala, fatalny błąd popełnił nasz bramkarz Przemysław Odrobny, który przy wybiciu krążka pechowo trafił w nogę obrońcy – Arkadiusza Kostka. Na szczęście dla naszej drużyny kilkanaście sekund przed końcem meczu wyrównać zdołał Krystian Dziubiński i byliśmy świadkami pierwszej dogrywki w tym turnieju reprezentacji Polski. Niestety to rywale zadali w niej decydujący cios i zwyciężyli ostatecznie 2:3. Naszej drużynie, jak i nam kibicom pozostała wiara w zwycięstwo w pozostałych dwóch spotkaniach oraz liczyć na potknięcie rywali w którymś ze spotkań.

Kolejnym przeciwnikiem naszej drużyny w stolicy Estonii była reprezentacja gospodarzy turnieju. To znów nie był udany występ naszej drużyny narodowej. Pomimo iż wygrany, bo zwyciężyliśmy 3:2, to jednak wiele pretensji można znów mieć po tym spotkaniu do naszych zawodników, którzy przy pewnym prowadzeniu 3:0 w całości oddali inicjatywę rywalowi, zapewniając wszystkim i przede wszystkim sobie zupełnie niepotrzebną nerwową końcówkę. Tym zwycięstwem przedłużyliśmy sobie jednak nadzieję i szanse na awans.

W ostatnim dniu turnieju podopieczni Tomka Valtonena podejmowali reprezentację Japonii. Niestety jak się okazało już przed meczem, Polacy nie zdołają nawet w przypadku zwycięstwa awansować, ponieważ kilka godzin wcześniej w decydującym spotkaniu Rumunii pokonali Holendrów 3:1 i to oni mogą cieszyć się z ogromnego sukcesu w postaci awansu do wyższej dywizji. Holendrzy zaś żegnają się i opuszczają szeregi dywizji 1B. Wracając do meczu, który w znaczący sposób nie wpłynął na układ tabeli, Polacy zwyciężyli reprezentację Japonii 7:4.

Na ogólną analizę występu reprezentacji Polski w turnieju rozgrywanym w Tallinie pewnie przyjdzie czas. Bardzo szkoda, że pomimo odmłodzonego nieco składu nie udało się powrócić na zaplecze elity. Tym bardziej jest to przykre, że za rok wcale łatwiej nie będzie, wszak z wyższej dywizji spadnie ktoś z trójki Słowenia – Węgry bądź Litwa, stając się jednocześnie głównym kandydatem do ponownego awansu. Natomiast do bram dywizji 1B puka coraz głośniej reprezentacja Serbii, która w ostatnich kilku latach poczyniła ogromne postępy w tej dyscyplinie sportu. Polacy zagrali trzy dobre spotkania, w tym jedno to ostatnie z Japonią już tylko o honor i godne pożegnanie z imprezą. To zdecydowanie za mało. Przewagi i gra w osłabieniach to kolejna bolączka naszej drużyny, ale nie będziemy się już pastwić. Awansu nie ma to jeden fakt, drugi to taki, że w sumie mogliśmy się tego spodziewać, że go nie będzie jednak, choć nie chcieliśmy w to wierzyć. Trudno jednak budować plany czy nadzieję na sukces przy nie do końca dobrej atmosferze wokół hokejowej kadry. To na pewno trzeba zmienić na przyszłość, jeśli chcemy cokolwiek jeszcze znaczyć w hokejowym świecie. Na razie wygląda to mizernie i Mistrzostwa Świata niestety surowo to pokazały, ukazując jednocześnie na dziś nasze miejsce w szeregu hokejowej hierarchii.

autor: Grzegorz Mijalski

Przeczytaj również