"Spędziłem tu kawałek życia i mam Podbeskidzie w sercu"

26.05.2017
W kadrze Podbeskidzia Bielsko-Biała znajduje się od blisko 8,5 roku i to on był współtwórcą największych sukcesów klubu, na czele z awansem do Ekstraklasy czy dwukrotnym udziałem w półfinale Pucharu Polski. Z pomocnikiem Damianem Chmielem poruszyliśmy tematy związane z przeszłością i słynnym meczem z Sandecją sprzed 6 lat, ale także z teraźniejszością i losem zespołu w obecnych rozgrywkach pierwszoligowych. 
TS Podbeskidzie
Piotr Porębski, SportSlaski.pl: Jako że wczoraj mieliśmy rocznicę awansu Podbeskidzia do Ekstraklasy, jak wspomina Pan te wydarzenia z 25 maja 2011 roku, czyli zwycięstwo z Sandecją i fetę?
Damian Chmiel: Trochę czasu już od tego minęło i można powiedzieć, że pewne rzeczy zdążyły się już w klubie zmienić. To były piękne chwile i momenty, które zostaną w mojej pamięci i wszystkich bielszczan na długo. Feta była naprawdę fajna i z tego co pamiętam, to mieliśmy spotkanie z kibicami pod Ratuszem w Bielsku. Odnośnie samego meczu to wcale nie było tak pięknie i kolorowo, gdyż musieliśmy go wygrać, a już na samym początku mieliśmy spore problemy. Na szczęście Richard Zajac obronił rzut karny, a później wszystko potoczyło się już lepiej. Można rzec, że ostatnio historia zatoczyła koło, bo 6 lat temu to my graliśmy z Sandecją i robiliśmy awans, a teraz jest zupełnie inaczej. Ostatnio to właśnie zespół z Nowego Sącza zapewnił sobie promocję do Ekstraklasy i to pokazuje jak piłka jest przewrotna i nieprzewidywalna. Nikt się nie spodziewał, że Sandecja tak sprawnie przebrnie przez pierwszoligowe rozgrywki i choć w bezpośrednim starciu to my okazaliśmy się lepsi, nie wiadomo czy to zwycięstwo nam coś da. Dla niektórych zawodników bądź ludzi, związanych z tym miastem, awans w 2011 roku był czymś niezwykłym i naprawdę było się z czego cieszyć. Niestety, trochę czasu od tego minęło i o pewnych rzeczach wielu zdążyło już zapomnieć. W głębi duszy te piękne chwile cały czas siedzą i na pewno te wspomnienia zostaną we mnie do końca życia. Szkoda, że teraz nie powtórzyliśmy tego pięknego momentu – pozostaje mieć nadzieję, że może jakiś cud ponownie się stanie i że jeszcze w tym sezonie uda się do niego nawiązać.
 
Sądząc po tych słowach widać, że w klubie cały czas tli się jakaś nadzieja. Nie da się ukryć, że kluczowe będą dwa ostatnie mecze ligowe.
Wiadomo, każdy jeszcze jest zainteresowany awansem i w klubie cały czas jest jakaś nadzieja. Jak to się mówi - „nadzieja umiera ostatnia” i pozostaje liczyć, że coś pozytywnego może się jeszcze wydarzyć. Do końca rozgrywek zostały jeszcze dwa mecze, mamy 4 punkty straty, a kilka innych drużyn są także zainteresowane awansem. Wszyscy w Bielsku liczą teraz na potknięcia m.in. Zagłębia czy Chojniczanki, nic nie jest uzależnione od nas, więc my musimy przede wszystkim wygrać dwa nasze ostatnie mecze, by później nie mieć do siebie większych pretensji. Na dobrą sprawę to mieliśmy cały sezon, by postarać się o lepszy wynik, ale nawet jedną znakomitą rundą mogliśmy sobie wywalczyć awans w cuglach.
 
Tak jak zespół z Nowego Sącza, który szczególnie wiosną miał fenomenalną passę.
No dokładnie, w sumie my też mieliśmy ostatnio sporą serię meczów bez porażki i wystarczyło ją podtrzymać. Niestety, taka jest piłka i nikt niczego nie przewidzi – wiem, że chłopaki dali z siebie wszystko i pozostaje nam liczyć jedynie na cud. Na pewno jednak piłkarze nie odpuszczą, będą walczyć do końca, bo są niezwykle charakterni. Jaką rundę jesienną mieliśmy to mieliśmy i choć łatwo się teraz mówi, że wystarczyło wygrać dwa mecze więcej, w pewnych momentach brakowało nam szczęścia i wygrane mecze remisowaliśmy bądź przegrywaliśmy. Tak już bywa i na dobrą sprawę to wszystkie zespoły, którym ostatecznie nie uda się awansować, mogą powiedzieć te same słowa. Może to i dobrze, że emocje z walką o awans mamy do samego końca, gdyż to udowadnia piękno futbolu i jego nieprzewidywalność. 
 
Czy istnieje szansa, że pojawi się Pan na placu gry w ostatnich dwóch spotkaniach?
Nie, już całkowicie poświęciłem tą rundę, by całkowicie się wyleczyć i dojść do pełni sił. Podjąłem wspólnie decyzje z lekarzami, że muszę poddać się zabiegowi [artroskopii stawu biodrowego - przyp.red.] i na szczęście zlikwidowałem już dolegliwość, z którą miałem od dłuższego czasu spory problem. Teraz patrzę optymistycznie w przyszłość i mam nadzieję, że przejdę pomyślnie rehabilitację, bo wiem, że można wiele dzięki niej zdziałać. Ciężko pracuje, żeby w przyszłym sezonie ligowym być już w odpowiedniej dyspozycji. 
 
Pana nie tylko czeka ciężka praca, by wrócić do zdrowia, ale także praca, by ponownie wywalczyć sobie miejsce w pierwszym składzie. W końcu Tomasz Podgórski i Łukasz Sierpina osiągnęli w ostatnich dniach naprawdę dobrą formę.  
Dokładnie, ale na razie podstawą jest dla mnie powrót do formy - wówczas będę mógł się podjąć się walki o pierwszy skład z innymi zawodnikami. Bardzo się cieszę, że Łukasz i Tomek są w świetnej dyspozycji, gdyż niesie to za sobą wymierne korzyści dla zespołu, a jego dobro jest dla mnie najważniejsze. To są naprawdę dobrzy zawodnicy i cieszę się na rywalizację z nimi, ale na razie muszę obserwować ich poczynania z boku. Dla mnie ta runda jest już stracona i liczę na to, że zdążę się wykurować na przyszły sezon – nie chcę składać żadnych deklaracji, kiedy dokładnie wrócę, bo można sobie coś zaplanować, a z dnia na dzień wszystko może się zmienić. 
 
Wracając do tematu meczu z Sandecją z 2011 roku – czy dla osoby, która jest związana z tym regionem i nie tylko reprezentowała barwy Podbeskidzia, ale także BKS-u Stal, awans smakował podwójnie?
Dla całego środowiska ten awans był czymś wielkim i dał wiele dobrego dla miasta pod względem reklamy i marketingu. Do teraz widać, że w Bielsku-Białej jest zapotrzebowanie na wielką piłkę, gdyż wiele osób chodzi na mecze, więc myślę, że awans był potrzebny. 6 lat temu, kiedy udało nam się go wywalczyć, właściwie zaczynałem swoje poważne granie i dla mnie było to niesamowite przeżycie. Każdy przecież chce grać na najwyższym poziomie rozgrywkowym, a wówczas w Bielsku stworzyła się fajna grupa i wszyscy uczciwie na tą promocję zapracowali. A odnośnie wspomnianego  BKS-u to pamiętam, jak reprezentowałem jego barwy i na pewno temu klubowi też jestem bardzo wdzięczny za daną mi szansę. Wiadomo, że istnieją różne kontakty i spory pomiędzy wspomnianymi zespołami, szczególnie na tle kibicowskim, ale nigdy nie patrzyłem na to z tej strony. Dla mnie oba kluby są bardzo ważne, ale myślę, że Podbeskidzie bardziej, bo właśnie w nim spędziłem kawałek swojego życia i mam go w swoim sercu. 
 
Obiektywnie patrząc – czy właśnie awans do Ekstraklasy jest największym sukcesem w historii istnienia Podbeskidzia? Da się go porównać z dwoma półfinałami Pucharu Polski bądź z nieprawdopodobnym utrzymaniem w lidze w sezonie 2012/2013, kiedy faktycznie potrzebowaliście wielokrotnie wspomnianego przez nas cudu?
Miałem przyjemność jako nieliczny z obecnej ekipy Podbeskidzia uczestniczyć we wszystkich tych wydarzeniach. Dla mnie to utrzymanie z 2013 roku z pewnością było czymś wyjątkowym, jeszcze pamiętam, że zdobyłem bramkę w decydującym meczu z Widzewem Łódź i naprawdę był to dla mnie fajny moment. Wszystkie te wydarzenia były wyjątkowe dla mnie i wielu kibiców i choć rzadziej pojawiałem się na boisku w sezonie, kiedy walczyliśmy o awans, i tak wspominam te momenty z rozrzewnieniem. Myślę, że da się porównać te wszystkie sukcesy, ale według mnie największym byłby ewentualny awans do finału Pucharu Polski w 2011 roku, gdyż właściwie zabrakło nam kilkunastu minut i mogliśmy zapisać się złotymi zgłoskami w historii klubu. Jeżeli chodzi o utrzymanie to faktycznie potrzebowaliśmy cudu i w sumie teraz także by się przydał  - wszystko rozstrzygną ostatnie kolejki, które pokażą, gdzie jest nasze miejsce. Ale nie da się ukryć, że wszystkie te pozytywne wydarzenia, w których miałem przyjemność brać udział, będę fajnie i ciepło wspominał. 
 
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również