GKS sensacyjnym, ale zasłużonym mistrzem jesieni

12.11.2017
Trzy śląskie ekipy drugoligowe zakończyły już zmagania w rundzie jesiennej i zapewne mało kto się spodziewał, że po jej zakończeniu na czele tabeli znajdzie się beniaminek z Jastrzębia. Podopieczni Jarosława Skrobacza osiągnęli fenomenalną formę w końcówce rundy, a wczoraj wywieźli cenne 3 punkty z Koszalina. Pozostałe śląskie ekipy ugrały w meczach u siebie zaledwie jedno oczko.
 
Paweł Andrachiewicz/Pressfocus
Przed sezonem w Jastrzębiu-Zdroju wszyscy spodziewali się, że głównym celem miejscowego GKS-u będzie spokojne utrzymanie na szczeblu centralnym. Podopieczni Jarosława Skrobacza weszli jednak do ligi z takim impetem, że wszelkie zapewnienia szkoleniowca beniaminka odnośnie walki tylko o pozostanie na trzecim poziomie rozgrywkowym zaczęto traktować z lekkim pobłażaniem. Mimo lekkiego kryzysu na przełomie września i października GKS właściwie ani na chwilę nie opuścił ligowej czołówki i stał się niespodziewanie jednym z głównych kandydatów do awansu.

Szczególne uznanie musi budzić forma i skuteczność zespołu w ostatnich 4 spotkaniach - podczas gdy Radomiak w tym okresie zdobył 5 punktów, a Warta Poznań o trzy więcej, GKS zapisał na swoim koncie komplet 12 oczek i wysunął się na pozycję lidera w stawce. W celu utrzymania tego stanu rzeczy jastrzębianie udali się do Koszalina, by zmierzyć się w trudnym pojedynku z Gwardią. Gospodarze do wczoraj mieli na swoim koncie tylko jeden rozegrany pojedynek na własnym stadionie i licząc jeszcze rozgrywki trzecioligowe, pozostawali niepokonani u siebie od 6 maja (wówczas trzy punkty z Koszalina wywiózł zespół GKS-u Przodkowo).

Pierwsze minuty spotkania stały pod znakiem dominacji gości, która została potwierdzona za sprawą Daniela Szczepana. Napastnik w 15. minucie spotkania wykorzystał wrzutkę Dawida Weisa z lewej strony i pokonał Hartleba strzałem z najbliższej odległości. Od momentu strzelenia gola GKS oddał inicjatywę gospodarzom, jednak niewiele z tego wynikało. Najlepszą okazję na wyrównanie miał już w drugiej połowie Przemysław Brzeziański, który znalazł się w sytuacji sam na sam z Grzegorzem Drazikiem. Golkiper gości nie musiał jednak interweniować, gdyż strzał najlepszego strzelca Gwardii okazał się niecelny. Mimo słabszego okresu w grze GKS był w stanie podwyższyć prowadzenie za sprawą Kamila Adamka, który zdobył swoją czwartą bramkę po wejściu na plac gry z ławki rezerwowych. - Jeśli chodzi o umiejętności piłkarskie, to GKS zagrał słabo, tak jak trener Skrobacz wcześniej zauważył. Jeśli jednak zespół gra słabo i wygrywa, to świadczy to tylko o klasie zespołu i to nie jest przypadek, że GKS jest liderem. Cały mecz staraliśmy się punktować,ale dostaliśmy dwa gongi i skończyło się 2:0. Mieliśmy w tym meczu sytuacje, ale brakowało nam skuteczności - przyznał po meczu szkoleniowiec Gwardii Tadeusz Żakieta, przy okazji gratulując trenerowi Skrobaczowi mistrzostwa jesieni, którego już nikt mu nie odbierze.
 
Gwardia Koszalin - GKS 1962 Jastrzębie 0:2 (0:1)

0:1 - Daniel Szczepan - 15'
0:2 - Kamil Adamek - 77'
 
Gwardia: Hartleb - Dondera, Wojciechowski, Baranowski, Majtyka (87' Sopel) - Szubert (63' Bułka), Zyska (72' Przyborowski), Shimmura, Poźniak, Kwiatkowski - Brzeziański (81' Mikołajczak). Trener: Tadeusz Żakieta
GKS 1962: Drazik - Weis, Pacholski, Kawula, Kulawiak - Gancarczyk, Tront, Dzida (55' Semeniuk), Jadach (87' Mazurkiewicz), Ali (65' Caniboł) - Szczepan (71' Adamek). Trener: Jarosław Skrobacz
 
Żółte kartki: Weis, Semeniuk (GKS). 
Sędziował: Tomasz Białek (Drezdenko).


Fatalną passę z kolei kontynuują z kolei piłkarze Rozwoju Katowice. Po złapaniu kontaktu z środkiem ligowej tabeli podopieczni Marka Koniarka przegrali czwarte spotkanie z rzędu i tym samym po pierwszej rundzie meczów mają na swoim koncie jedynie 14 punktów. Pojedynek z Olimpią Elbląg wcale nie musiał się zakończyć źle dla gospodarzy - już w 3. minucie to Rozwój pierwszy objął prowadzenie za sprawą Michała Płonki. Pomocnik otrzymał podanie od Kamińskiego i pięknym strzałem zza pola karnego pokonał Kacpra Tułowieckiego. Mimo eksperymentalnego ustawienia ofensywy gospodarzy (na szpicy w drużynie z Katowic wystąpił.. skrzydłowy Marcin Kowalski), Rozwój poczynał sobie dzielnie i w pierwszej połowie nie pozwolił gościom na zbyt wiele. Pierwszą dogodną okazję zespół z Elbląga stworzył dopiero w końcówce pierwszej części gry, kiedy piłka po strzale Szuprytowskiego zatrzymała się na poprzeczce.

O ile do przerwy katowiczanie kontrolowali przebieg rywalizacji, to w trzech następnych kwadransach sytuacja na placu gry zmieniła się o 180 stopni. Olimpia bardzo podkręciła tempo i w efekcie tego Bartosz Soliński musiał zwijać się jak w ukropie, by uratować korzystny dla gospodarzy wynik. Podopieczni Adama Borosa dopięli swego 22 minut po wznowieniu gry przez sędziego Gawęckiego - wówczas wprowadzony w miejsce Kołosowa Mateusz Szmydt wszedł w pole karne Rozwoju jak w masło i strzałem w długi róg nie dał szans Solińskiemu na skuteczną interwencję. 

Wynik spotkania na 1:2 ustalił fantastycznie dysponowany Szmydt, który tym razem popisał się ładnym strzałem głową. Prowadzenie elblążan mogło być znacznie okazalsze, gdyż pomiędzy zdobytymi bramkami zapisali na swoim koncie słupek i poprzeczkę. 

Czwarta porażka z rzędu powoduje, że sytuacja piłkarzy Rozwoju robi się coraz gorsza. Mimo tak fatalnej passy strata do ostatniej bezpiecznej drużyny w stawce - Legionovii Legionowo - wynosi zaledwie 4 oczka. 

Rozwój Katowice - Olimpia Elbląg 1:2 (1:0)
1:0 - Michał Płonka - 3'
1:1 - Mateusz Szmydt - 67'
1:2 - Mateusz Szmydt - 81' 
 
Rozwój: Soliński - Mońka, Czekaj, Szeliga, Łączek - Paszek (62' Żak), Barwiński (61' Lazar, 82' Olszewski), Jaroszek (81' Bętkowski), Płonka, Kamiński - Kowalski. Trener: Marek Koniarek
Olimpia: Tułowiecki - Ressel, Lewandowski, Wenger, Kop-Ostrowski - Bojas, Rozumowski (85' Niburski), Iwanowski (46' Kiełtyka), Kurbiel (78' Lisiecki), Szuprytowski - Kołosow (46' Szmydt). Trener: Adam Boros
 
Żółte kartki: Czekaj, Kowalski (Rozwój) - Lewandowski, Iwanowski, Niburski (Olimpia). 
Czerwona kartka: Marcin Kowalski (po meczu, Rozwój, za drugą żółtą). 
Sędziował: Damian Gawęcki (Kielce).


Roland Buchała w miniony weekend zanotował pierwszą porażkę w roli trenera ROW-u i meczem z zespołem z Pruszkowa zamierzał wrócić na zwycięską ścieżkę. Zadanie było jednak o tyle trudne, ponieważ spadkowicz z Nice 1. Ligi wrócił do gry po bardzo słabym początku sezonu i okupuje już miejsce w górnej połowie tabeli. 

Rezultat meczu z Rybniku został ustalony w końcówce pierwszej połowy, gdyż w 42. minucie bramkę dla zespołu z Pruszkowa zdobył dobrze dysponowany w ostatnich tygodniach Patryk Kubicki, natomiast tuż przed końcem pierwszej części gry wyrównał obrońca Dawid Gojny. Ciekawostką jest fakt, że zawodnik ten wraz z Szymonem Jarym i bramkarzem Kacprem Rosą zagrał we wszystkich spotkaniach ligowych, nie opuszczając ani jednej minuty.

Wynik 1:1 nie uległ już zmianie i wiadomo już, że podopieczni Rolanda Buchały zakończą rundę jesienną na 10. pozycji w stawce, z siedmiopunktową przewagą nad strefą spadkową.

ROW 1964 Rybnik - Znicz Pruszków 1:1 (1:1)

0:1 - Patryk Kubicki - 42'
1:1 - Dawid Gojny - 45'
 
ROW 1964: Rosa - Janik, Jary, Gojny - Kalisz, Zganiacz (82' Brychlik), Muszalik, Jaroszewski (63' Tkocz), Krotofil,  Koch - Musiolik (86' Spratek). Trener: Roland Buchała
Znicz: Misztal - Długołęcki, Klepczarek, Budek (46' Dybiec) - Tarnowski, Machalski, Smoliński, Faliszewski (90' Włodyka), Włodarczyk - Podliński, Kubicki (80' Stryjewski). Trener: Dariusz Żuraw
 
Żółte kartki: Jaroszewski, Kalisz, Janik, Koch, Gojny (ROW) - Smoliński, Kubicki (Znicz). 
Sędziował: Rafał Rokosz (Katowice).

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również