Górnik Zabrze rozbił płocką Wisłę. „Takie zwycięstwo zawsze smakują bardziej”

03.10.2021

Zabrzanie po raz pierwszy w trwającym sezonie odrobili straty – i to dwukrotnie – aby finalnie wygrać swoje spotkanie. Choć gra zespołu, szczególnie w pierwszej połowie, nie była idealna. Wynik 4:2 pokazuje jednak różnicę klas obu ekip.

Tomasz Kudala/PressFocus

Po zwycięstwie nad Wisłą Płock na twarzach zawodników Górnika widać było wyraźną ulgę. Wiele negatywnych emocji, jakie pojawiły się po ligowych wynikach przeciwko Cracovii czy Termalice, poszło w niepamięć. Oczywiście z perspektywy czasu można żałować straconych punktów, jednak najważniejsze, że zespół był w stanie otrząsnąć się i wygrać w świetnym stylu przed własną publicznością. – Takie zwycięstwa zawsze smakują bardziej, gdy odrabia się wynik. Dzisiaj tak było – mówił po meczu trener Jan Urban.

Spotkanie od razu nabrało fizycznego wymiaru. Zawodnicy nie patyczkowali się, w efekcie czego już po kilkunastu minutach arbiter pokazał aż trzy żółte kartoniki, kilkukrotnie w pierwszej połowie interweniowały także sztaby medyczne. Szczęśliwie obyło się bez jakiejkolwiek kontuzji, choć niektóre wejścia wyglądały naprawdę groźnie.

Przemysław Wiśniewski już od jakiegoś czasu krytykowany jest za swoją słabą grę. Niezadowolenie spotęgował świetny występ innego środkowego obrońcy w Pucharze Polski - młodego Jakuba Szymańskiego. Gołym okiem widać, że Jan Urban dostrzegł w defensorze ogromny potencjał. Choć Szymański na samym początku był kontuzjowany, szkoleniowiec Górnika często wspominał o nim podczas konferencji, jakby wręcz nie mógł doczekać się powrotu zawodnika do treningów. Ostatecznie dostał on szansę na wykazanie się w spotkaniu przeciwko Radomiakowi, wygranym przez zabrzan 2:0. I trzeba przyznać, że zaprezentował się świetnie. Debiut 19-latka na boiskach Ekstraklasy wydaje się kwestią czasu, tym bardziej, że jest to dobrze zbudowany piłkarz, który nie wydaje się odstawać od starszym stażem rywali.

Wracając do Wiśniewskiego, to właśnie on był jednym z głównych winowajców pierwszej w tym meczu straconej przez Górnika bramki. Robert Dadok postanowił nie wybijać piłki na ślepo, a zamiast tego spróbować poszanować jej posiadanie. Jego podanie do obrońcy Górnika nie skończyło się dobrze. „Wiśnia” najwyraźniej nie otrzymał komunikatu o rywalu znajdującym się tuż za jego plecami, a nawet, jeśli taki komunikat dostał, niedokładnie przyjął piłkę, która dość wyraźnie odskoczyła od jego nogi. Strata futbolówki poskutkowała szybką kontrą płocczan – błyskawiczne podanie do przodu, wyłożenie piłki na wprost bramki i już po chwili trafienie świętował Rafał Wolski.

Na szczęście dla Górnika goście nie mogli cieszyć się z prowadzenia zbyt długo. Po stałym fragmencie gry dla Wisły Płock, gdy piłkarze drużyny przyjezdnej nie zdążyli wrócić na swoje pozycje, zabrzanie ruszyli z kontrą. Fantastyczny ruch do piłki na wolne pole wykonał Lukas Podolski, Erik Janża zadbał zaś o dokładne podanie. Mistrz świata, który jak na razie nie spełnił oczekiwań fanów, wdarł się w pole karne i skierował dokładną piłkę do Piotra Krawczyka. Napastnik w ostatnim czasie miał problemy ze skutecznością, lecz tym razem nie zawiódł. Niczym prawdziwy egzekutor skierował piłkę do siatki i mógł cieszyć się ze swojej drugiej bramki w tym sezonie PKO Ekstraklasy.

W drugiej połowie również nie obyło się bez bezpośrednich starć pomiędzy graczami. Prezentujący w tym sezonie fatalną formę Robert Dadok w oczach kibiców stracił jeszcze bardziej po tym, jak dopuścił się faulu na Dominiku Furmanie. Wahadłowy Górnika minął się z piłką, przy czym nadepnął piłkarza Wisły. Po analizie VAR sędzia Tomasz Musiał nie mógł podjąć innej decyzji. Rzut karny na bramkę zamienił Rafał Wolski, kompletując dublet. Sprowadzony ze Stali Mielec piłkarz miał swój udział przy jednej z bramek, jednak ogólnie rozegrał słabe spotkanie. Między innymi spowalniał akcje ofensywne Górnika, a w polu karnym podejmował wręcz fatalne decyzje, nie potrafiąc zachować zimnej krwi.

Zabrzanie znów zmuszeni byli gonić wynik. Lukas Podolski mecz rozpoczął od wejścia, które zakończyło się tylko żółtą kartką, choć arbiter mógł wyrzucić piłkarza z gry. Mimo słabszego początku, gwiazda Górnika rozpędzała się z każdym dotknięciem piłki. Podolski wygrywał sprytem boiskowym – świetnie czytał grę i wiedział, co zamierza zrobić z futbolówką, jeszcze zanim otrzymał podanie. Zaskakiwał tym nawet swoich partnerów, choć z pewnością każda minuta spędzona na murawie z Podolskim jest dla nich cenną nauką. Gdy Górnik ruszył do ataku, „Poldi” uczestniczył w większości akcji, szukając podań czy uderzeń, wszystkie jego zagrania stwarzały niemałe zagrożenie pod bramką Wisły.

Ataki Górnika zyskały na sile po drugim golu dla zabrzan. Mocne uderzenie Erika Janży ze skraja pola karnego tylko odbiło się od poprzeczki, jednak – jak na najlepszego snajpera klubu przystało – na dobitkę czekał już Jesus Jimenez. Choć uderzenie Słoweńca nie skończyło się pięknym golem zapisanym na jego konto, Janża wybuchł pełen radości po trafieniu. Choć w obecnym sezonie zawodnik pozostaje jednym z najważniejszych filarów klubu, nie jest bezpośrednio zaangażowany w tak wiele trafień, jak w swoim pierwszym sezonie dla Górnika. Gol ten ściągnął z jego barków sporo presji, co było widać. 

– Byłem ciekaw, jak zareagujemy na negatywny wynik – wyszło super. W pewnym momencie wszystko się zazębiło. Poszliśmy za ciosem, kibice wspierali nas niesamowicie, mieliśmy bardzo dużo ataków. Cieszę się z tego, że drużyna pokazała charakter. Wcześniej nie było takich spotkań, w których odrabialiśmy straty, byliśmy agresywni. To był mecz z tych jak ze Stalą i Wartą - nie wygrywając zostalibyśmy w dole tabeli – komentował zwycięstwo szkoleniowiec.

Ogromną presję zrzucił z siebie również Bartosz Nowak. Jeden z najlepszych zawodników sezonu 2019/2020 Fortuna 1. Ligi zaliczył świetną jesień 2020 roku. Od tego czasu prezentował niższy poziom, w końcu na stałe trafił na ławkę rezerwowych, a ostatnią bramkę w barwach Górnika zdobył w maju tego roku. W sobotni wieczór trawę powąchał dopiero w 74. minucie – kilka minut później już świętował swojego pierwszego gola w obecnej kampanii. A był to dopiero początek, po niedługo później to on zapoczątkował świetną akcję zabrzan. Znalazł wolnego Jesusa Jimeneza, który błyskawicznie pozbył się piłki – jego penetrujące podanie pozwoliło Krzysztofowi Kubicy znaleźć się w sytuacji sam na sam, którą wykorzystał. Wielkiej radości nie ukrywał także szkoleniowiec zabrzan Jan Urban.

– Wejście Bartka Nowaka i jego bramka uskrzydliła zawodnika i zespół. Uwierzyliśmy w siebie. To były trochę inne okoliczności niż w Niecieczy, tam przegrywaliśmy aż dwiema bramkami. Dzisiaj mieliśmy nieco więcej czasu na odrobieni strat, szybko zdobyliśmy gola na 2:2, a później drużyna poszła za ciosem niesiona dopingiem kibiców – mówił trener na pomeczowej konferencji.

Młodzieżowiec do tej pory nie wyróżniał się na boisku, stosunkowo wcześnie otrzymał on żółtą kartkę za faul taktyczny. A jednak, w końcówce dwukrotnie znalazł się pod bramką płocczan. Po zdobytym golu postanowił zatańczyć między obrońcami Wisły Płock. Musi jednak popracować nad swoją słabszą nogą, bo uderzenie z kilkunastu metrów minęło bramkę rywala. Z drugiej strony są w naszej lidze zawodnicy, którzy jak ognia unikają zagrań ze słabszej nogi – dobrze więc, że Kubica spróbował swoich sił.

Czwarte zwycięstwo w tym sezonie ekstraklasy pozwoliło Górnikowi wskoczyć na dziewiąte miejsce w tabeli, którego zabrzanie na pewno nie stracą przez kolejne dwa tygodnie. – Jest ulga, bo w przy innym wyniku sytuacja w tabeli również byłaby inna. A pracuje się wtedy inaczej, byłoby mniej uśmiechu... Gdy się wygrywa, zawodnicy przychodzą uśmiechnięci, pracują na wyższych obrotach. Takie rzeczy też są ważne, bo gracze zyskują pewności siebie – kwitował szkoleniowiec zabrzan. Do wicelidera z Wrocławia, przynajmniej po sobotnich meczach, Górnicy tracą zaledwie cztery punkty, a wciąż mają do rozegrania zaległe starcie przeciwko Rakowowi Częstochowa. 

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również