Choć Zagłębie Lubin prezentowało się przy Roosevelta naprawdę nieźle i stworzyło sobie szereg okazji, znacznie lepszą skutecznością w niedzielne popołudnie wykazali się podopieczni Marcina Brosza. Górnik Zabrze wygrał z rozpędzającym się rywalem 2:0, a decydujące bramki padły po strzałach Piotra Krawczyka oraz wprowadzonego chwilę wcześniej na boisko Alasany Manneha.
Dwa ciosy zapewniły przełamanie. Górnik ponownie zbliża się do podium
Po serii trzech meczów bez zwycięstwa i rozegraniu bardzo słabego spotkania na stadionie przy Reymonta, piłkarze Górnika Zabrze przystąpili do meczu 21. kolejki z zamiarem osiągnięcia upragnionego przełamania. Na podopiecznych Marcina Brosza czekało jednak trudne zadanie, bowiem ich rywalem w niedzielne popołudnie był rozpędzający się zespół Zagłębia Lubin. Co prawda zawodnicy z województwa dolnośląskiego nie zaliczyli dobrego wejścia w 2021 rok, ale „Miedziowi” w dwóch ostatnich pojedynkach zanotowali już efektowne zwycięstwa. Po wyjazdowym 4:2 z Cracovią oraz wygranej 3:0 u siebie z Jagiellonią Białystok, trener Sevela niejako urwał się ze stryczka, a prowadzona przez niego drużyna awansowała na wysokie piąte miejsce.
Lubinianie chcieli zatem utrzymać się na fali wznoszącej i zapewne powtórzyć wynik z początku października zeszłego roku. W końcu to Zagłębie wyszło zwycięsko z ostatniego bezpośredniego pojedynku z Górnikiem, a początek dzisiejszej rywalizacji niejako potwierdził, dlaczego zespoły znajdowały się na dość przeciwległych biegunach formy. Co prawda przy Roosevelta początkowo brakowało ofensywnych konkretów, jednak to Zagłębie dominowało nad przebiegiem rywalizacji i znacznie częściej przebywało na połowie rywala.
Goście starali się stwarzać zagrożenie po dalekich piłkach za wysoko ustawioną linię obrony, a chyba najbliżej zmuszenia Chudego do kapitulacji był Patryk Szysz. Młody napastnik już w 3. minucie otrzymał prostopadłe podanie od bardzo aktywnego Dejana Drazicia i doszedł do sytuacji sam na sam z bramkarzem. W oddaniu przez niego strzału przeszkodził jednak Adrian Gryszkiewicz, który za sprawą swojej interwencji oddalił zagrożenie. Blisko kwadrans później defensywę „Trójkolorowych” próbował jeszcze zaskoczyć Jakub Żubrowski, ale jego mocne uderzenie z dystansu nieznacznie przeleciało nad poprzeczką.
Wówczas mogło się wydawać, że to Zagłębie prędzej czy później zdoła otworzyć wynik, ale na przekór wszelkim przewidywaniom, pierwszego gola w tym dość żywym spotkaniu zdobyli gospodarze. Po dalekim crossowym podaniu od Aleksandra Paluszka, piłkę na lewym skrzydle otrzymał Michał Rostkowski. 20-letni wahadłowy, który zastępował dziś w składzie zawieszonego za kartki Erika Janżę, po przyjęciu futbolówki świetnie urwał się spod opieki Kacprowi Chodynie i wypatrzył dobrze ustawionego na środku pola karnego Piotra Krawczyka. Napastnik wykazał się odpowiednią ilością zimnej krwi, pokonał golkipera Zagłębia mocnym uderzeniem pod poprzeczkę i tym samym strzelił swoją czwartą bramkę w bieżących rozgrywkach. Ciekawostką jest jednak fakt, że jest to dopiero pierwszy gol zdobyty przez 26-latka, gdy ten rozpoczął mecz w wyjściowym składzie „Trójkolorowych”.
Do przerwy zabrzanie nie wypuścili już korzystnego wyniku z rąk, choć gdyby przyjezdni z Lubina (na czele z Patrykiem Szyszem) wykazali się odpowiednią skutecznością, rezultat zapewne wyglądałby nieco inaczej. Głównie dlatego po zmianie stron sprawy w swoje ręce postanowił wziąć FIlip Starzyński. Lider ofensywy gości w 48. minucie uderzył z pierwszej piłki z dystansu i gdyby pomocnik miał trochę więcej szczęścia, zapisałby na swoim koncie gola kolejki. Efektowny strzał z okolic 25 metra zatrzymał się jednak tylko na wewnętrznej części słupka.
Podobnie jak w pierwszej połowie, tak i teraz mecz przy Roosevelta stał na w miarę wysokim poziomie i obfitował w dużą ilość emocji. O ich podgrzanie próbował chociażby zadbać Richmond Boakye, wciąż polujący na swoją debiutancką bramkę na poziomie Ekstraklasy. Ghański napastnik, podobnie jak jego vis-a-vis w zespole „Miedziowych”, miał jednak tego dnia spore problemy z wykończeniem swoich akcji, przez co jego uderzenia nie sprawiały Hładunowi zbyt wielu problemów.
Znacznie lepszą skutecznością wykazał się za to wprowadzony z ławki Alasana Manneh, który zdobył bramkę przy swoim pierwszym kontakcie z piłką. Gambijczyk zrobił najlepszy możliwy użytek z szybkiej akcji Giannisa Masourasa i podwyższył prowadzenie za sprawą swojego dokładnego płaskiego strzału. Mimo drugiej bramki wynik przy Roosevelta wciąż pozostawał sprawą otwartą, bo lubinianie absolutnie nie zamierzali się poddać i mocno dążyli do zdobycia choćby gola kontaktowego.
Ich ofiarne starania spełzły jednak na niczym, bo goście albo mieli problem ze skutecznością, albo na posterunku stała dobrze dysponowana obrona Górnika. Choć w samej końcówce Martin Sevela postanowił zagrać va bank i wprowadził na plac gry trzeciego nominalnego napastnika, zabrzanie utrzymali dwubramkowe prowadzenie do końca. Tym samym „Trójkolorowi” odnieśli pierwsze ligowe zwycięstwo od 15 lutego, dzięki czemu wyprzedzili swojego niedzielnego rywala i awansowali na 5. miejsce w tabeli.
Górnik Zabrze - Zagłębie Lubin 2:0 (1:0)
1:0 - Piotr Krawczyk 21’
2:0 - Alasana Manneh 65’
Składy:
Górnik: Chudy - Gryszkiewicz, Paluszek, Wiśniewski - Rostkowski (64’ Wojtuszek), Kubica, Jimenez, Prochazka, Masouras - Boakye (88’ Koj), Krawczyk (64’ Manneh). Trener: Marcin Brosz
Zagłębie: Hładun - Balić, Crnomarković, Simić, Chodyna - Żubrowski - Stoch (68’ Ratajczyk), Szysz, Starzyński, Drazić (88’ Mraz) - Podliński. Trener: Martin Sevela
Sędzia: Wojciech Myć (Lublin)
Żółte kartki: Kubica (Górnik)
Widzów: bez publiczności