Po kroczku na olimpijski szczyt. Mistrzyni Polski z Zabrza marzy, by wspiąć się jak najwyżej

09.11.2021

Pod koniec października w małopolskim Tarnowie odbyły się Mistrzowska Polski Juniorów we wspinaczce sportowej. Złoto padło łupem młodej zabrzanki, która o karierze w sporcie myśli coraz poważniej. Cel końcowy? Zdecydowanie OLIMPIAda.

archiwum prywatne Olimpii Markisch

Pod kątem popularności wspinaczce sportowej daleko do zdecydowanej większości dyscyplin. Jednak wdrożenie zawodów w kanon olimpijski oraz rekord świata Aleksandry Mirosław pozwalają wierzyć, że dyscyplina ta w najbliższym czasie zyska na popularności. Gdzieś w cieniu, poza reflektorami, ciężko trenują młodzi zawodnicy, którzy marzą o olimpijskich występach. Jedną z takich postaci jest nasza dzisiejsza rozmówczyni. 

Cała historia rozpoczyna się na Rokitnicy, jednej z zabrzańskich dzielnic. W sali gimnastycznej tamtejszej Szkoły Podstawowej nr 31 mieści się nieduża ścianka wspinaczkowa. To tam Olimpia Markisch, tegoroczna Mistrzyni Polski Juniorów we wspinaczce na czas, stawiała pierwsze kroki w tej dyscyplinie sportu. Szkoła pozwoliła zawodniczce złapać bakcyla do wspinaczki, ale chcąc na poważnie zając się uprawianiem tego sportu potrzebny był klub. Padło na tarnogórski „Klif” oraz trenera Andrzeja Kajdana, który jest odpowiedzialny za przygotowanie Olimpii do startów. Parę spotykamy na gliwickiej Arenie, gdzie – na nowoczesnej ściance – Markisch przygotowuje się do kolejnego sezonu.

W 2021 roku podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio rozdane zostały pierwsze w historii medale olimpijskie we wspinaczce. Cała Polska kibicowała wówczas wspomnianej Aleksandrze Mirosław, która przebrnęła przez kwalifikację i wystąpiła w olimpijskim finale. Olimpia, podobnie jak Mirosław, specjalizuje się w zawodach w tak zwanym „speedzie”. – Lubię rywalizację. We wspinaczce na czas ścigam się z kimś realnym, dochodzą większe emocje i adrenalina. Wolę mieć kogoś obok, niż walczyć z samą sobą, jak w przypadku innych konkurencji – mówi zawodniczka.

Prowadzenie oraz bouldering – to pozostałe konkurencje we wspinaczkowym kanonie, drastycznie różniące się od „czasówek”. O różnicach opowiada nam trener Olimpii, Andrzej Kajdan. – Inna jest przede wszystkim długość i intensywność wysiłku, jaki musi przyjąć organizm. Wspinaczka na czas to pojedynki sprinterskie, a tym samym zaangażowane są inne włókna mięśniowe i w naszych mięśniach występują inne procesy energetyczne. Często nazywam tę dyscyplinę układem gimnastycznym, który trzeba wykonać w jak najkrótszym czasie.

Nieważne, w jaki rejon świata się udamy, licencjonowane ściany do wspinaczki na czas wszędzie wyglądają dokładnie tak samo. Dzięki temu możliwe jest odnotowanie chociażby rekordów świata. W konkurencji tej liczy się też pamięć mięśniowa, umiejętność zapanowania nad stresem i emocjami. – W boulderingu i prowadzeniu ważna jest wytrzymałość, dochodzi także szerszy zakres ruchu, zmniejsza się napięcie emocjonalne – mówi trener Kajdan o dwóch pozostałych dyscyplinach, w których analityczny umysł oraz kreatywność przy pokonywaniu kolejnych przeszkód stanowią nieocenione atuty.

 

Zabrzańska zawodniczka podczas treningu wspinaczki (fot: archiwum prywatne Olimpii Markisch)

Podczas Igrzysk Olimpijskich w Japonii sukcesy odnosili zawodnicy, którzy świetnie opanowali nie tylko tor „czasowy”, ale mogli również pochwalić się wszystkimi wymienionymi wyżej cechami. W przyszłości o taką równowagę będzie jednak trudniej. – Alberto Gines Lopez, złoty medalista z Tokio, podjął wyzwanie i zaczął przygotowywać się we wszystkich konkurencjach. Choć wcześniej robił to rzadko, rozpoczął częstsze wyjazdy na zawody we wspinaczce na czas i pogodził ten trójbój. Dyscypliny te są jednak młode, a w zawodnikach drzemią ogromne możliwości. Wcześniej czy później połączenie wszystkich konkurencji nie będzie możliwe – przecież już w Paryżu nastąpi rozdział „czasówek” od dyscyplin wytrzymałościowych – ocenia szkoleniowiec, nawiązując do sukcesu zaledwie 18-letniego Hiszpana.

W Gliwicach spędzamy razem kilka godzin, ścianka jest w tym czasie otwarta dla wszystkich, którzy chcieliby spróbować swoich sił. Pod sam sufit potrafią wejść nawet najmłodsi, osoby odpowiedzialne za asekurację wspinaczy mają pełne ręce roboty. Do klubów trafia coraz więcej młodzieży, która konkurując ze sobą podwyższa tym samym poziom sportowy dyscypliny.

Rok 2021 Olimpia Markisch zwieńczyła występem w Tarnowie i tytułem Mistrza Polski Juniorów, ale warto odnotować doskonałe czwarte miejsce zawodniczki podczas Mistrzostw Polski seniorów. Na krajowym podwórku jest ona znana już od jakiegoś czasu, bo w przeszłości również udawało jej się wywalczać krążki Mistrzostw Polski. Markisch występuje z Orzełkiem na piersi od 2019 roku, podróżując po Europie i zbierając cenne doświadczenie.

– O powołaniach zawsze dowiaduję się od trenera. On wie o wszystkim pierwszy, otrzymuje także kalendarze zawodów na nadchodzący sezon. Lubię wyjazdy zagraniczne. Największe wrażenie za każdym razem robi na mnie cała ta otoczka, sposób, w jaki są one zorganizowane. Wszystkie starty są dokładnie zaplanowane, przewidziane co do minuty. Zawsze doskonale wiem, kiedy i z kim będę startować – opowiada o swoich wyjazdach Olimpia. Zawody rangi międzynarodowej są nierzadko o wiele lepiej „opakowane” od tych rozgrywanych w Polsce. Za zwycięstwo w Mistrzostwach Polski zawodniczka otrzymała pamiątkowy medal i… tyle. Jak się dowiadujemy, nie jest to nic szczególnego w świecie wspinaczki sportowej.

– Niestety, za wiele muszą płacić rodzice. Część kosztów, jak między innymi wpisowe, pokrywa klub. Ale noclegi, transport czy wyżywienie muszą opłacać zawodnicy lub ich rodzice. Szczęśliwie podczas zawodów w Tarnowie, dzięki Śląskiemu Związkowi mieliśmy sfinansowane dwa obiady. Szukamy pomocy z każdego źródła, ale są to tylko dofinansowania. W ostatecznym rachunku musimy liczyć na siebie – wspomina trener Kajdan.

Bolączka ta dotyka nie tylko juniorów. Laureaci Mistrzostw Polski seniorów również nie otrzymali nagród finansowych, choć najlepszym, dorosłym zawodnikom związek stara się pomagać. Sprzęt, treningi, wyjazdy tak krajowe, jak i międzynarodowe, to ogromne koszty dla sportowców, a w przypadku młodzieży – rodziców młodych talentów. Olimpia nie jest jedyną reprezentantką Klifu startującą na arenie międzynarodowej. Arlena Sznajder w mijającym roku spełniła kwalifikacje pozwalające jej na udział w Mistrzostwach Świata w Rosji, gdzie w konkurencji wspinaczki na czas zajęła wysokie, dziewiąte miejsce. Przyszłoroczne zawody tej rangi mają się jednak odbyć w Los Angeles, a to oznacza, że choć Polki mają szansę spełnić próg kwalifikacyjny, o kosztowny wyjazd do Stanów Zjednoczonych może być trudno.

– Zazwyczaj w kategoriach juniorskich PZA wysyła ze swojej kasy dwóch zawodników. Nie ma tylu pieniędzy, aby pozwolić sobie na zorganizowanie wyjazdu dla szerokiej kadry nawet na Mistrzostwa Świata. My, dzięki naszym reprezentantkom, możemy liczyć na dotacje z miasta i dzięki temu obniżać składki zawodnicze. Ale sam związek nie ma środków na to, aby – po rozdzieleniu ich na starszych zawodników startujących w Pucharze Świata – przekazywać odpowiednią ilość na rzecz juniorów. Nie jest kolorowo i wiele stoi na przeszkodzie ku temu, aby się rozwijać, ale z drugiej strony wiem, że inni mają jeszcze gorzej. Nam udało się chociaż wywalczyć jeden wyjazd na Puchar Europy Juniorów, który opłacił nam Polski Związek Alpinizmu. Cóż, jest to związek biedny, a sport za mało popularny, aby znaleźli się sponsorzy zainteresowani wsparciem – mówi szczerze trener Kajdan.

 

(fot: Tomasz Ciechanowski)

Jak się jednak okazuje, świetne warunki młodym zawodnikom stwarza Śląski Okręgowy Związek Wspinaczki Sportowej, który opiekuje się losem talentów z regionu. – Oprócz kadry narodowej istnieją także kadry wojewódzkie. Podczas całego roku mieliśmy aż cztery zgrupowania kadry śląskiej. Niektóre trwały kilka dni, ale zdarzają się również wyjazdy na tydzień do Zakopanego czy Brna. Na ten moment nasz wojewódzki związek daje nam większe możliwości rozwoju niż PZA, między innymi dzięki organizacji dużej ilości akcji szkoleniowych – mówi Markisch. Pytamy zatem jak wyglądają wyjazdy z ramienia okręgowego związku.

– Krótsze wyjazdy trwają zazwyczaj jeden weekend. W dwa dni zaliczamy cztery jednostki treningowe, mamy zapewniony nocleg i wyżywienie. Nie brakuje również chwili na integrację ze sztabem czy innymi zawodnikami. Obozy tygodniowe są zdecydowanie bardziej intensywne, codziennie mamy po kilka treningów. Oczywiście nie spędzamy całego czasu na ściance, bo do tego dochodzi również siłownia, basen, yoga. Zazwyczaj przewidziany jest jeden dzień aktywnego odpoczynku, w którym spędzamy czas chodząc po górach albo grając w siatkówkę, aby nieco się zregenerować – tłumaczy zawodniczka. Śląski Okręgowy Związek Wspinaczki Sportowej wspomaga swoją kadrę również finansowo. Rodzice młodych zawodników ponoszą około 1/3 wszystkich kosztów, pozostałe pokrywa wojewódzki związek, umożliwiając tym samym rozwój zdolnych sportowców.

Trener Kajdan dodaje również swoje trzy grosze na temat warunków panujących na Górnym Śląsku – W naszym regionie mamy bardzo dobrą sytuację, jeśli chodzi o wspinaczkę na czas. W Polsce jest niewiele miast, w których do dyspozycji jest ścianka spełniająca międzynarodowy standard. My trenujemy w Gliwicach, Katowicach czy Tarnowskich Górach, a już niedługo powstanie nowoczesny obiekt w Bytomiu, który będzie posiadał standardy na różnych układach. Czasami posiłkujemy się także ścianami w Brnie, Ostrawie, Żilinie – mówi. – Właściwie na Śląsku można trenować wszystkie trzy dyscypliny i mamy w czym wybierać. Kraków, Warszawa czy Wrocław mają lepsze warunki do prowadzenia czy boulderingu, ale u nas także można ćwiczyć. Tutaj, w Gliwicach, latem dostępna jest nawet ścianka na zewnątrz – uzupełnia Olimpia Markisch.

Marzenia o wyjeździe na Mistrzostwa Europy czy Mistrzostwa Świata trzeba poprzeć intensywnymi przygotowaniami. Miesiące zimowe, jak w przypadku wielu innych sportów, to okres pracy i przesuwania własnych granic. Już w marcu przyszłego roku Olimpia chciałaby osiągać czasy rzędu 8-9 sekund. – Czas 10,11 osiągnięty przez Olimpię w Tarnowie nie dawałby kwalifikacji na Mistrzostwa Świata Juniorów. Natomiast z „ósemkami” można już jeździć na Puchar Świata seniorek, także to ogromna różnica. Oczywiście z roku na rok światowa czołówka ucieka, czasy się skracają i trzeba gonić. Osiągnięcie naszego celu to moim zdaniem kwestia matematyki: ilości godzin przepracowanych na treningach, przerzuconych kilogramów na siłowni, wybieganych przez Olimpię metrów – komentuje ambitne plany zawodniczki trener Kajdan.

Aby osiągać rezultaty godne najlepszych na świecie potrzeba jednak wielu wyrzeczeń, a 16-latka musi łączyć treningi i zawody z obowiązkami szkolnymi. – W ostatnich miesiącach było zdecydowanie łatwiej, bo zajęcia odbywały się w trybie zdalnym. Dało się to wszystko połączyć głównie dzięki temu, że czasami dosłownie jechało się na trening z lekcjami. Pod koniec poprzedniego roku szkolnego mieliśmy wiele wyjazdów międzynarodowych, a poszczególne przedmioty trzeba było zdawać na przykład w samochodzie, w drodze na zawody. Poza tym uczę się, gdy tylko jest ku temu okazja, chociażby w autobusie w drodze do domu lub na trening – zdradza nam zawodniczka.

Grafik jest niezwykle napięty również ze względu na to, że trener i sportsmenka podchodzą do całości bardzo profesjonalnie. W Gliwicach do dyspozycji mają siłownię, współpracują również z fizjoterapeutą. Pięć treningów w tygodniu to jednak zbyt mało, aby móc wskoczyć na jeszcze wyższy poziom. – Wiem, że nasz sport jest młody, ale żeby osiągać wyniki trzeba pracować tak, jak w innych dyscyplinach. Zawodniczka w wieku Olimpii, w dodatku reprezentantka, powinna trenować po dwa razy dziennie, pięć dni w tygodniu i do tego zmierzamy. Już zdecydowaliśmy się na treningi w poniedziałki, przed szkołą, aby później popołudniu móc zaliczyć kolejną sesję – opowiada trener Kajdan, który dla zawodniczki poświęca także mnóstwo własnego czasu. Nierzadko jedne zajęcia, wraz z rozgrzewką, treningiem na ściance i na siłowni, potrafią trwać nawet 3 godziny.

Kolejne lata mijają nieubłaganie, a jak się okazuje najstarsza w klubie zawodniczka już niedługo przekroczy wiek juniorski. Wiele drużyn zrzeszających wspinaczy stawia na młodzież, ale co dzieje się, gdy ci wchodzą w dorosłość? – Wraz ze starszym kolegą Olimpia tworzy najbardziej doświadczony duet w Klifie i przeciera szlaki kolejnym rocznikom. To cieszy, bo młodzież ma do kogo aspirować, Natomiast kluby, które utrzymują kadrę seniorską można policzyć na palcach jednej ręki. Gdy kończy się wiek juniora pozostaje raczej indywidualna współpraca między trenerem, a zawodnikiem – tłumaczy nam trener Kajdan.

Imię zobowiązuje, dlatego Olimpię pytamy na koniec o plany olimpijskie. – To moje marzenie długoterminowe. Chciałabym myśleć, że może uda się już za 3 lata? Jednak na razie skupiam się na tym, aby zbudować sobie renomę na arenie międzynarodowej, na Pucharach Europy. Brać to wszystko po małym kroczku – kończy Markisch.

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również