Rafał Sonik: Idźcie za pasjami, bo one prowadzą na szczyt

02.02.2015
Pierwszy w historii polski zwycięzca Rajdu Dakar jako kierowca, Rafał Sonik gościł w Bielsku-Białej. Przyjechał na... quadzie. A następnie spotkał się z kibicami, którym dziękował za pozytywną energię umożliwiająca wygranie prestiżowego i arcytrudnego rajdu.
Artur Grabski
- Bielska wizyta nie jest oczywiście przypadkowa?
Rafał Sonik:
Przyjechałem tu po to, aby podziękować. Bo siła zawodników z Polski w trakcie Dakaru nie polegała na lepszym i bardziej nowoczesnym sprzęcie – motocyklach, quadach czy samochodach. Lecz na pozytywnej energii, którą otrzymaliśmy. Każdy, kto nas wspierał też może poczuć się zwycięzcą Rajdu Dakar. Wygrał go nie Rafał Sonik, ale Polak wiedziony wspólną dzielnością swoich rodaków. Miałem to szczęście i przywilej, że mogłem waszą energię i siłę zebrać i wykorzystać. Każdy w życiu ma tak naprawdę swój Dakar, gdy stawia czoła różnym przeciwnościom. Mój Dakar stał się w pewnym sensie waszym Dakarem. Wywodzę się stąd, z Beskidów. Tu wraz z grupą moich kolegów-quadowców stawiałem swoje pierwsze kroki.

- Rajd Dakar – tradycyjnie chyba było ciężko?
R.S.:
Były trzy takie strasznie trudne momenty podczas tej edycji Rajdu Dakar. Na drugim etapie, gdy sporo jeszcze do mety mi pozostawało nadeszła piaskowa fala. Temperatura była wtedy o 10 stopni wyższa od tej, którą przewidywali organizatorzy. To był pierwszy kryzys, bo wiedziałem, że godzinę, może nawet półtorej będę jechał w najgorszych warunkach, jakie można sobie wyobrazić. Doszedłem do dwóch wniosków – że nie mogę się zatrzymać i że wszyscy będą jeszcze bardziej przerażeni i wycieńczenie ode mnie. Dogoniłem Ignacio Casale na około 12 kilometrów przed metą. Gdy zobaczyłem, jak jest zniszczony, wiedziałem, że fizycznie i psychicznie jest ode mnie słabszy i dam mu radę. Zapewniam, że w takich warunkach nikt nie chciałby spędzić ani chwili.

- Pozostałe momenty? Też były związane z pogodą?
R.S.:
Bardzo zmienną, bo o ile w Dakarze w Afryce można przewidzieć, że będzie cały czas potworny upał w dzień i temperatury sięgające wartości maksymalnych, a zimno w nocy i nad ranem, to w Ameryce Południowej warunki są kompletnie nieprzewidywalne. W trakcie jednego z etapów potwornie się bałem. 100, może 200 metrów ode mnie uderzały koszmarne, bardzo agresywne pioruny. Co zdecydowało, że przetrwałem? Strach, że zostanę odcięty w górach. Jechałem z duszą na ramieniu. Strumyki zamieniały się w stawy, było potężne gradobicie, temperatura w okolicy 0 stopni. Byłem cały oblodzony, momentami kompletnie nic nie widziałem. Wszyscy zostaliśmy poddani skrajnym warunkom pogodowym. Na wysokościach dodatkowo zmniejsza się wydolność, reakcje są spowolnione, kończy się człowiekowi tlen.
Trzecim momentem był przejazd przez słone jezioro, zasolone na poziomie 100 procent. Dopóki nie pada, przejazd przez nie jest w porządku. Ale niestety spadł deszcz i przeprawialiśmy się przez jezioro w solance, gdzie głębokość sięgała nawet 30 centymetrów. Maszyny zatrzymywały się, szalała elektryka motocykli, utknęło tam zresztą nie ze swojej winy wielu uczestników Dakaru. Ja musiałem zawrócić i objechać wyspę. To też był jeden z najtrudniejszych momentów Dakaru.

- Co takiego szczególnego jest w quadzie?
R.S.:
Najważniejsze jeśli chodzi o quad jest to, że każdy może nim jeździć i szybko nauczyć się tego. Uczyłem jazdy na quadzie kardynała, biskupa, sporo sławnych osób, mnóstwo dzieci. Jest to więc coś dla każdego. Quad to taki współczesny koń. Żaden inny pojazd takiej roli nie spełnia. Ma cztery „nogi”, a zamiast serca – silnik. Jest więc takim przyjacielem człowieka, który dodatkowo czuje się na nim bezpiecznie. Przyjaciela należy słuchać i podobnie jest z quadem. Gdy coś jest nie tak silnik zaczyna głośniej „chodzić”. Quadem Dakar przejechać zarazem najtrudniej. Nie można jeździć na skróty, jak motocyklem i przedzierać się gdzieś między drzewami. Jazda bardziej zbliżona jest do tej samochodem, bo quad ma podobny parametr szerokości. Ale nie ma pilota, żadnego pomocnika i wszystko – włącznie z niezbędnymi naprawami – trzeba na trasie wykonywać samemu.

- Cel został osiągnięty, Rajd Dakar wygrany. Co dalej?
R.S.:
Osiągnąłem cel, który widziałem patrząc z dołu. Osiągnąłem go nie sam, ale z grupą wspaniałych ludzi, bez których udziału wygranie Dakaru nie byłoby możliwe. Walczyłem o to siedem lat. Spojrzenie z dołu teraz zupełnie odkładam, bo chciałbym, aby następstwem tego sukcesu było stworzenie czegoś dobrego. Nie chodzi o kolejne wygrywanie Dakaru po raz drugi, czy trzeci. Celem jest spowodowanie, by quad stał się systemowo i powszechnie używanym narzędziem edukacji motoryzacyjnej. Rozpoczynając naukę jazdy na quadzie w wieku 5-6 lat, kierowca nigdy nie wypadnie na drodze ze śliskiego zakrętu i nie spowoduje wypadku. Statystyki pokazują, że najczęstsze wypadki śmiertelne powodują kierowcy uczący się jazdy w wieku 18 czy 20 lat, w kilka pierwszych lat po zdobyciu prawa jazdy. Właściwych zachowań motoryzacyjnych uczymy się po prostu zdecydowanie zbyt późno. Tymczasem możemy stać się jako kraj prekursorem takich działań, które umożliwią każdemu wczesną naukę jazdy na quadzie. Odpowiednie zachowania, nawyki zostaną wówczas wcześniej zaszczepione i zakodowane. Możemy w ten sposób znacznie poprawić bezpieczeństwo w ruchu drogowym. Trochę ten przykład przypomina język obcy. W wieku kilku lat akcent jest nieznajomy, nie zawsze wiemy, jak go używać. Ale umysł jest bardzo chłonny i trzeba z tego skorzystać.

- Jakie może pan dać przesłanie dla młodych ludzi? Quad nie jest raczej w zasięgu możliwości wszystkich...
R.S.:
Cóż, mam świadomość tego, że świat nie będzie nigdy idealny. Jako dziecko zaczynałem od aktywności niewymagających wielkich nakładów finansowych. Z pasją grałem w tenisa stołowego czy tenisa ziemnego. Tata próbował mnie zaciągnąć do sportów drużynowych, ale to nie było dla mnie. Uważam natomiast, że każdy dzieciak powinien być zarażony sportem przez dorosłych. Sport zmienia życie. Idźcie za pasjami, one zaprowadzą was na szczyt. Od pasji wszystko się zaczyna. Nie jeździłbym na quadzie i nie startowałbym w takich zawodach, gdyby nie było to moją pasją. Pasja to jest więc moja odpowiedź. Marzenia są dla tych, co zostają w domu. Wyzwania są dla tych, co wyruszają w drogę, ale od marzeń wszystko się zaczyna – jak mówi nasze motto...
źródło: SportSlaski.pl
autor: MN

Przeczytaj również