Mateusz Mak: „Jo sie bardzo gryfnie tukej czuja”

30.10.2015
Półtora roku w karierze piłkarza to szmat czasu. Wydłuża się on znacznie gdy dany gracz nie może w tym czasie wykonywać swojego zawodu. Zwłaszcza jeśli przymusową pauzę powodują kontuzje i urazy. Niektórzy się wtedy załamują, myślą o zerwaniu ze sportem, o zakończeniu kariery. Ale nie Mateusz Mak – on nawet przez chwilę nie brał pod uwagę takiej opcji.
Rafał Rusek/pressfocus.pl
Sportslaski.pl: Jesteś tutaj, w Gliwicach, już od paru miesięcy. Mieszkasz na Śląsku, możesz się więc pokusić o opinię jak Ci się tutaj podoba?

Mateusz Mak: Jest naprawdę super. Lubię ten rejon Polski, mam tutaj znajomych. Już kiedy poprzednio „tukej grołech (Mateusz płynnie przechodzi na śląską gwarę, z nienagannym akcentem – dop. red) byłech naprowdy zadowolony. Mom tu przyjaciół, odwiedzomy się” <śmiech>. Choć prawdę mówiąc rzadko jest okazja wyskoczyć na miasto. Po ciężkich treningach myśli się głównie o odpoczynku, ewentualnie o dodatkowej pracy nad tym nieszczęsnym kolanem.

Pytanie w Twojej sytuacji kluczowe – Miałeś choć przez chwilę dość futbolu, gdy od sierpnia tamtego roku nie grałeś w piłkę? Dwa zabiegi, ból, trudności w poruszaniu się... wielu by tego nie wytrzymało.

Ze mną było zupełnie inaczej. Odliczałem każdy dzień do momentu gdy będę mógł zacząć chodzić bez kul. Chciałem przyśpieszyć czas, tak aby powrót do zdrowia przyszedł jak najprędzej. Ani przez moment nie myślałem negatywnie. Cały czas ambitnie dążyłem do powrotu na boisko. Myślę, że takie podejście pozwoliło mi nawet szybciej odzyskać pełną sprawność.

Część tutejszych kibiców komentowała Twoje przyjście do Piasta nieprzychylnie, uznając że na tyle poturbowany zawodnik nie będzie wzmocnieniem dla klubu. Na dodatek tuż po powrocie do gry, już w barwach „Piastunek”, znowu przytrafił Ci się uraz. Czy było to jakoś związane z przebytą kontuzją kolana?

Absolutnie nie. W meczu z Wisłą Łukasz Burliga nie potraktował mnie, delikatnie mówiąc, zbyt łagodnie i doznałem dość mocnego stłuczenia mięśnia. Fakt, był to mięsień tej samej nogi, ale nie miało to nic wspólnego z poprzednim problemem. Teraz jestem już w pełni zdrowy oraz gotów do gry.

Ominął Cię jesienny mecz Piasta z Lechią, gdzie gra aktualnie Twój brat. Żałujesz? Liczysz na możliwość konfrontacji przy kolejnej okazji?

Hmmm... Jesteśmy z Michałem w ciagłym kontakcie. Dzwonimy do siebie czasem nawet po kilka razy dziennie. Skupiamy się jednak raczej na najbliższych meczach. O ewentualnej grze vis a vis na razie nie myślimy zbyt wiele.

Parę lat temu występowałeś już w śląskiej drużynie, konkretnie w Ruchu Radzionków. Da się jakoś w ogóle porównać zespół z „Cidrów” oraz Twój teraźniejszy klub?

Chyba nie za bardzo. Wtedy to jednak były zupełnie inne czasy. Mieliśmy młody skład, walczyliśmy o awans do 1 ligi. Wszyscy byli dwa razy chudsi i dwa razy lżejsi <śmiech>. Ale grało mi się dobrze i „tukej i tam. Bo jo się na Ślunsku po prostu gryfnie czuja” <śmiech>.

Skoro jesteśmy przy porównaniach – GKS Bełchatów, a Piast Gliwice? Jak to według Ciebie wygląda?

Kiedy przychodziliśmy z bratem do Bełchatowa byli tam świetni zawodnicy. Był Marcin Żewłakow, Kamil Kosowski. Ich obecność zadecydowała między innymi o tym, że podpisaliśmy kontrakty z GKS-em. Chcieliśmy się wtedy naprawdę dużo nauczyć.
Teraz jestem na nieco innym etapie swojej kariery. Poza tym tu, w Piaście, jest więcej obcokrajowców niż w zespole „Brunatnych”. Ale jak widać nie przeszkadza nam to w dobrej grze i odnoszeniu zwycięstw.

Gdy podpisywałeś kontrakt z „Piastunkami” zapewne nie myślałeś, że będziecie w tym momencie sezonu liderem rozgrywek. Co w tej chwili myśli Mateusz Mak o szansach na... powiedzmy na mistrzostwo Polski?

No tak, Piast walczył w poprzednim sezonie o utrzymanie, więc chyba nikt nie liczył na taki wynik, jaki w tym momencie osiągnęliśmy. Najważniejsze, że gramy fajny futbol, wygrywamy. Jestem przekonany, że na nasze mecze przychodzi się z przyjemnością, że dobrze się to ogląda.
Jeśli chodzi o wynik na zakończenie sezonu? Jeszcze się zobaczy, za wcześnie na konkretne deklaracje. Punkty będą dzielone na pół. Wiele się jeszcze może wydarzyć. Osobiście chciałbym jednak wywalczyć miejsce w wyjściowej jedenastce zespołu, wrócić do formy sprzed kontuzji, być ponownie równie szybkim i groźnym zawodnikiem.

Tego w takim razie Ci życzę i dziękuję za wywiad.

I ja również dziękuję.

Rozmawiał Miłosz Karski
źródło: SportSlaski.pl
autor: Miłosz Karski

Przeczytaj również