FELIETON: Nie ufam piłkarzom Piasta

12.05.2014
To zawsze znamienny moment, gdy drużyna, która dołuje i z której dochodzą sygnały, że nie po drodze jej z trenerem, rozgrywa pierwszy mecz pod wodzą nowego szkoleniowca. Szczególnie w polskich warunkach trzeba na piłkarzy patrzeć wyjątkowo uważnie.
Oczywiście wszyscy zapewnią, że nigdy, ale to przenigdy, nie zagraliby na zwolnienie swojego trenera, lecz w kuluarach wszyscy wiedzą, że to i tak się dzieje. Albo piłkarze chcą za szkoleniowca umierać, albo nie. Czasem rozgrywa się to na poziomie podświadomości.

Ten pierwszy mecz pod nowym szkoleniowcem może dać odpowiedź, czy wcześniejsze złe wyniki, to był pech, gra przeciw trenerowi czy rzeczywiście tragiczna forma. Np. gdy Marcina Brosza po wielu latach zwolniono z Bielska-Białej i drużyna miała takie same symptomy, jak wczoraj Piast, pierwsze mecze pod wodzą tymczasowego trenera zagrała równie koszmarnie, jak wcześniej i w fatalnym stylu przegrała. Czyli była bez formy. Albo gdy zwalniano innego najdłużej w ostatnich latach pracującego trenera w Polsce, czyli Roberta Kasperczyka z Podbeskidzia i drużyna też wyglądała na wypaloną, to długo grała równie źle, jak wcześniej. Brak formy.

Nie wiadomo właściwie, co lepiej świadczy o zwolnionym trenerze. Jeśli pod wodzą następcy też przegrywa, to znaczy, że jest fatalnie przygotowana i bez formy, co idzie na barki poprzednika. Ale jeśli pod wodzą nowego zaczyna wygrywać, to znaczy, że wcześniej też mogła. A to już obrzydliwie świadczy o piłkarzach.

Piłkarze Piasta zrobili to aż podejrzanie jaskrawo. Gdyby wymęczyli w Krakowie 1-0, można by było powiedzieć, że właściwie nic się od Brosza nie zmieniło. Też im się czasem zdarzało wymęczyć 1-0. Ale parę dni po zwolnieniu trenera odnieść najwyższe zwycięstwo w historii klubu? Do tego na wyjeździe? Nabrałem jakiegoś lekkiego niesmaku, gdy to zobaczyłem. Skoro potraficie strzelić pięć goli teraz, to dlaczego nie potrafiliście tydzień wcześniej? Bo chyba nikt nie wierzy, że to znakomita taktyka, sztuczki motywacyjne i przestawienie składu przez nowego trenera dały taki piorunujący efekt?

Być może kolejne mecze pokażą, że piłkarze Piasta wcale nie grali przeciwko Broszowi, a po prostu zbieg okoliczności sprawił, że trafili na Cracovię, której grzechem było nie rozjechać. Póki co jestem podejrzliwy.

Bawią mnie ci, którzy już się zachwycają Angelem Perezem Garcią. Czytałem ostatnio mądrą książkę „Futbol i statystyki“, której autorzy na wielkiej próbie meczów wyliczyli, że nie ma efektu nowej miotły. Po prostu nie istnieje. Drużyny, które miały serię słabych meczów, czy zwolniły trenera, czy go nie zwolniły, zawsze w końcu wygrywały. Nowy trener tak naprawdę nie poprawia wyników, wraca po prostu do średniej sprzed serii.

Piast ma więc o tyle szczęścia, że pomimo szeregu błędów w polityce personalnej, jakie w ostatnich miesiącach popełnił, ma za sobą jeszcze Widzew i Zagłębie, które popełniły ich jeszcze więcej. Jest wielce prawdopodobne, że już nie zdołają gliwiczan dopędzić. Ale to nic nam nie powie o Angelu Perezie Garcii. Jego zweryfikuje sezon albo dwa spędzone w Polsce. Nie jeden, nawet wysoko wygrany mecz. Ani nawet nie utrzymanie ligi. Trochę lodu na gorące głowy.


Michał Trela
Autor jest dziennikarzem Przeglądu Sportowego.
Więcej jego tekstów znajdziesz na michaltrela.blog.pl.
źródło: SportSlaski.pl

Przeczytaj również