Erik Grendel: "Tutaj czułem się jak w Lidze Mistrzów"
24.05.2018
Erik Grendel trafił do Górnika w styczniu 2015 roku ze Slovana Bratysława, z którym zdobył trzy tytuły mistrza kraju i trzy Puchary Słowacji. Grał też w fazie grupowej Ligi Europy, czyli w rozgrywkach, o które powalczą "Trójkolorowi". Już bez 30-letniego pomocnika. - nigdy tych trzech lat nie zapomnę. Ale gdyby zapytać o generalne odczucia, to są bardzo pozytywne. Nie mogą być inne, skoro po ostatnim meczu Górnika ze mną w meczowej kadrze klub awansował do europejskich pucharów. Chciałbym bardzo podziękować trenerowi Marcinowi Broszowi, że na to spotkanie wziął mnie do osiemnastki. Zdaję sobie sprawę, że odgrywałem w drużynie coraz mniejszą rolę, a jednak na ten ostatni, najważniejszy mecz byłem z drużyną - mówi Grendel.
Grendel przeżył w Zabrzu i spadek z Ekstraklasy, i powrót do elity. Po ostatnim meczu - w którym wywalczono awans do eliminacji Ligi Europy - Słowak został miło pożegnany przez piłkarzy i kibiców. - Nigdy tego nie zapomnę. Byłem pięć lat w Slovanie Bratysława, najlepszym klubie Słowacji, trzy razy zostałem mistrzem kraju, a jednak pożegnanie z Górnikiem było dla mnie bardziej wzruszające i piękniejsze. Mówię to bez żadnej kokieterii. Będę miał ten klub zawsze w sercu i na pewno przyjadę jeszcze na niejeden mecz - podkreśla.
Które momenty kariery w Zabrzu wspomina najmilej, a której zdecydowanie gorzej? - Spoza sportowych na pewno urodziny dzieciaka. Awans do ekstraklasy w Pruszkowie, gdzie grałem do 70 minuty w najważniejszym meczu sezonu, gdzie nerwy, a potem radość były niewyobrażalne. I mecz z Legią na inaugurację ligi. Wszedłem z ławki, 23000 ludzi, potężny ryk trybun i wygrana 3:1. Ale się wtedy cieszyliśmy. Jak małe dzieci. A smutne? Śmierć Krzysia Maja, która była dla mnie wstrząsająca. Nie mogłem w to uwierzyć i się z tym pogodzić. Taki dobry człowiek. I kontuzje… Przez jedną straciłem wiosnę, gdy spadliśmy z ligi. A druga? Graliśmy z Pruszkowem, po faulu na mnie był karny. Nie dość, że Igor wtedy nie trafił i przegraliśmy w Zabrzu, to zerwałem więzadła i straciłem kolejne pół roku - wspomina Grendel.
W pamięć zapadli też kibice. - Na nasze mistrzowskie mecze w Slovanie przychodziło po 3-5 tysięcy ludzi. Tutaj czułem się jak w Lidze Mistrzów. Już w pierwszej lidze było to niesamowite, ale po awansie… Nie przypuszczałem, że przeżyję coś tak wspaniałego - przyznaje.
Grendel przeżył w Zabrzu i spadek z Ekstraklasy, i powrót do elity. Po ostatnim meczu - w którym wywalczono awans do eliminacji Ligi Europy - Słowak został miło pożegnany przez piłkarzy i kibiców. - Nigdy tego nie zapomnę. Byłem pięć lat w Slovanie Bratysława, najlepszym klubie Słowacji, trzy razy zostałem mistrzem kraju, a jednak pożegnanie z Górnikiem było dla mnie bardziej wzruszające i piękniejsze. Mówię to bez żadnej kokieterii. Będę miał ten klub zawsze w sercu i na pewno przyjadę jeszcze na niejeden mecz - podkreśla.
Które momenty kariery w Zabrzu wspomina najmilej, a której zdecydowanie gorzej? - Spoza sportowych na pewno urodziny dzieciaka. Awans do ekstraklasy w Pruszkowie, gdzie grałem do 70 minuty w najważniejszym meczu sezonu, gdzie nerwy, a potem radość były niewyobrażalne. I mecz z Legią na inaugurację ligi. Wszedłem z ławki, 23000 ludzi, potężny ryk trybun i wygrana 3:1. Ale się wtedy cieszyliśmy. Jak małe dzieci. A smutne? Śmierć Krzysia Maja, która była dla mnie wstrząsająca. Nie mogłem w to uwierzyć i się z tym pogodzić. Taki dobry człowiek. I kontuzje… Przez jedną straciłem wiosnę, gdy spadliśmy z ligi. A druga? Graliśmy z Pruszkowem, po faulu na mnie był karny. Nie dość, że Igor wtedy nie trafił i przegraliśmy w Zabrzu, to zerwałem więzadła i straciłem kolejne pół roku - wspomina Grendel.
W pamięć zapadli też kibice. - Na nasze mistrzowskie mecze w Slovanie przychodziło po 3-5 tysięcy ludzi. Tutaj czułem się jak w Lidze Mistrzów. Już w pierwszej lidze było to niesamowite, ale po awansie… Nie przypuszczałem, że przeżyję coś tak wspaniałego - przyznaje.
Polecane
Ekstraklasa
Przeczytaj również
07.08.2022
07.08.2022
Główka Paluszka metodą na wicemistrzów