Czy Czech ukręcił gliwicką śrubę?
28.10.2015
Już przed sezonem czeski szkoleniowiec zapowiadał, że chce zbudować swój zespół w oparciu o żelazną dyscyplinę taktyczną, świetne przygotowanie motoryczne zawodników oraz grę pressingiem, prowadzoną przez wiele minut każdego ze spotkań. Początek rozgrywek w pełni potwierdził realizację założeń Latala. Zaskoczył być może jedynie fakt, iż większość rywali Piastunek zupełnie nie potrafiła sobie z tym „czeskim filmem” poradzić.
Do jedenastej kolejki tylko chorzowski Ruch oraz szczecińska Pogoń zdołały ograć gliwicki team. W tym pierwszym przypadku mówiono nawet o możliwości oddania punktów „Niebieskim” za darmo, w rewanżu za ubiegłoroczny remis Piasta przy Cichej. Dowodów jednak nie znaleziono, a porażkę na Pomorzu Zachodnim skwitowano w Gliwicach źle zorganizowanym okresem przerwy na gry reprezentacyjne. W tym czasie piłkarze z Okrzei dostali podobno zbyt wiele wolnego.
Tak czy inaczej lider regularnie wygrywał. W międzyczasie mieliśmy drugą przerwę na kadrę i wreszcie mecz z Podbeskidziem, w którym Piast uratował jeden punkt tylko dzięki dwóm strzałom Kamila Vacka z rzutów karnych. Oczywiście nie zapominamy w tym miejscu, iż to zawodnicy Radoslava Latala dyktowali warunki meczu w Bielsku, że byli stroną przeważającą, zespołem bez dwóch zdań lepszym. Cóż z tego jednak skoro kompletu punktów nie udało się zdobyć.
I teraz, po zaledwie tygodniu, pierwszy zespół ligi traci kolejne „oczka”. Tym razem pełną pulę, na dodatek przed własną publicznością, gdzie jak do tej pory ogrywał wszystkich przeciwników. Naturalnie i w tym przypadku to gospodarze mieli więcej z gry, więcej strzelali oraz częściej byli w posiadaniu piłki. Korona jednak broniła się dzielnie (i mądrze), więc faworyt poległ.
Trener Latal na pomeczowej konferencji stwierdził: „Nie da się ukryć, że brak podstawowego zawodnika z wyjściowego składu (Saszy Żiveca – dop. red.) sprawia, iż mamy problemy z ustaleniem meczowej jedenastki”. Albo czeski tłumacz się w tym przypadku nie popisał, albo my czegoś tu do końca nie rozumiemy. Jak można tłumaczyć słabszą grę drużyny brakiem jednego (!), jeszcze raz powtórzmy JEDNEGO, piłkarza?
Pomeczowe wypowiedzi poszczególnych graczy z Okrzei także nie do końca nas przekonały. Zawodnicy mówili o znacznej przewadze nad kieleckim rywalem i bramce złocisto-krwistych, strzelonej po odosobnionej, indywidualnej akcji Pawłowskiego.
Pomeczowe statystyki natomiast, choć potwierdzają oczywiście przewagę lidera, wskazują jednakże również na pięć celnych uderzeń gości. Co najmniej jedno z nich nie znalazło drogi do siatki tylko dzięki przytomnej interwencji Jakuba Szmatuły.
W tej sytuacji pewne jest, że Piastunki zagrały zdecydowanie słabiej niż zdążyły nas do tego przyzwyczaić podczas wcześniejszych potyczek. Słabiej prezentowały się zarówno z Koroną, jak i tydzień wcześniej w Bielsku. Tłumaczenie się nieobecnością Neszpora lub Żiveca wydaję się być w tym akurat przypadku szukaniem „winnego”, czynionym nieco na siłę.
Bez odpowiedzi pozostaje, póki co retoryczne pytanie, które zadaliśmy na samym początku: Czy niespodziewanego przodownika rozgrywek nie opuszczają czasami już teraz siły, a „śruba” którą dokręcił drużynie Radoslav Latal nie zerwała w końcu gliwickiego gwintu?
W odpowiedzi na tego typu przypuszczenia, słychać w tej chwili z Gliwic jedynie stanowcze „nie”. To zrozumiałe. Jak jest naprawdę przekonamy się już niedługo – w najbliższą sobotę, podczas rywalizacji Piasta z Zagłębiem Lubin.
Do jedenastej kolejki tylko chorzowski Ruch oraz szczecińska Pogoń zdołały ograć gliwicki team. W tym pierwszym przypadku mówiono nawet o możliwości oddania punktów „Niebieskim” za darmo, w rewanżu za ubiegłoroczny remis Piasta przy Cichej. Dowodów jednak nie znaleziono, a porażkę na Pomorzu Zachodnim skwitowano w Gliwicach źle zorganizowanym okresem przerwy na gry reprezentacyjne. W tym czasie piłkarze z Okrzei dostali podobno zbyt wiele wolnego.
Tak czy inaczej lider regularnie wygrywał. W międzyczasie mieliśmy drugą przerwę na kadrę i wreszcie mecz z Podbeskidziem, w którym Piast uratował jeden punkt tylko dzięki dwóm strzałom Kamila Vacka z rzutów karnych. Oczywiście nie zapominamy w tym miejscu, iż to zawodnicy Radoslava Latala dyktowali warunki meczu w Bielsku, że byli stroną przeważającą, zespołem bez dwóch zdań lepszym. Cóż z tego jednak skoro kompletu punktów nie udało się zdobyć.
I teraz, po zaledwie tygodniu, pierwszy zespół ligi traci kolejne „oczka”. Tym razem pełną pulę, na dodatek przed własną publicznością, gdzie jak do tej pory ogrywał wszystkich przeciwników. Naturalnie i w tym przypadku to gospodarze mieli więcej z gry, więcej strzelali oraz częściej byli w posiadaniu piłki. Korona jednak broniła się dzielnie (i mądrze), więc faworyt poległ.
Trener Latal na pomeczowej konferencji stwierdził: „Nie da się ukryć, że brak podstawowego zawodnika z wyjściowego składu (Saszy Żiveca – dop. red.) sprawia, iż mamy problemy z ustaleniem meczowej jedenastki”. Albo czeski tłumacz się w tym przypadku nie popisał, albo my czegoś tu do końca nie rozumiemy. Jak można tłumaczyć słabszą grę drużyny brakiem jednego (!), jeszcze raz powtórzmy JEDNEGO, piłkarza?
Pomeczowe wypowiedzi poszczególnych graczy z Okrzei także nie do końca nas przekonały. Zawodnicy mówili o znacznej przewadze nad kieleckim rywalem i bramce złocisto-krwistych, strzelonej po odosobnionej, indywidualnej akcji Pawłowskiego.
Pomeczowe statystyki natomiast, choć potwierdzają oczywiście przewagę lidera, wskazują jednakże również na pięć celnych uderzeń gości. Co najmniej jedno z nich nie znalazło drogi do siatki tylko dzięki przytomnej interwencji Jakuba Szmatuły.
W tej sytuacji pewne jest, że Piastunki zagrały zdecydowanie słabiej niż zdążyły nas do tego przyzwyczaić podczas wcześniejszych potyczek. Słabiej prezentowały się zarówno z Koroną, jak i tydzień wcześniej w Bielsku. Tłumaczenie się nieobecnością Neszpora lub Żiveca wydaję się być w tym akurat przypadku szukaniem „winnego”, czynionym nieco na siłę.
Bez odpowiedzi pozostaje, póki co retoryczne pytanie, które zadaliśmy na samym początku: Czy niespodziewanego przodownika rozgrywek nie opuszczają czasami już teraz siły, a „śruba” którą dokręcił drużynie Radoslav Latal nie zerwała w końcu gliwickiego gwintu?
W odpowiedzi na tego typu przypuszczenia, słychać w tej chwili z Gliwic jedynie stanowcze „nie”. To zrozumiałe. Jak jest naprawdę przekonamy się już niedługo – w najbliższą sobotę, podczas rywalizacji Piasta z Zagłębiem Lubin.
Polecane
Ekstraklasa
Przeczytaj również
05.08.2022
05.08.2022
Bez gola, bez błysku, bez punktów