Wiktor Krebok: BBTS nie był w tym sezonie zespołem

06.04.2015
Drugi nieudany sezon z rzędu zanotowali siatkarze BBTS-u Bielsko-Biała. Dlaczego drużyna trenera Piotra Gruszki wypadła tak słabo? O problemach zespołu, ale i szerzej w kontekście bielskiej siatkówki rozmawiamy z Wiktorem Krebokiem, byłym szkoleniowcem bielszczan, od lat związanym z siatkówką na Podbeskidziu.
Norbert Barczyk/Press Focus
SportSlaski.pl: Drugi sezon BBTS-u w Plus Lidze i drugi nieudany. Pan sam zderzył się z tymi problemami obejmując zespół w końcówce poprzednich rozgrywek...
Wiktor Krebok:
Ten poprzedni sezon był trudny, bo klub nie miał w zasadzie możliwości skompletowania składu gwarantującego odpowiednią jakość. Późno pojawiła się informacja, że BBTS w Plus Lidze jednak zagra. Wszyscy mieli już kadry pozamykane, a BBTS musiał dopiero szukać zawodników. Zbawieniem miał być Jose Luis Gonzalez, zdecydowano też, że nie dojdzie do zmiany trenera po awansie.

- Bielski beniaminek w elicie przegrywał i przegrywał. Przejął pan zespół i?
-
Cóż, dałem się namówić, bo myślałem, że mogę potrząsnąć tym zespołem i coś z chłopaków wyciągnąć. Stało się to jakieś dwa miesiące za późno. W zgodnej opinii BBTS zaczął grać lepszą siatkówkę, choćby patrząc na pierwszy mecz po moim przyjściu, gdy walczyliśmy ze Skrą Bełchatów. Praca, którą wykonaliśmy nie znalazła przełożenia na wynik.

- A co stało się po sezonie?
-
Były duże różnice zdań między mną a władzami klubu z jego dyrektorem na czele. Doszedłem do wniosku, że ta praca jest bezcelowa przy takim podejściu. Nie widząc możliwości porozumienia się zrezygnowałem z funkcji trenera i członka zarządu. Z moją opinią nikt się nie liczył i nie brał pod uwagę tego, co mówiłem.

- Postawiono na Piotra Gruszkę. Pan był zwolennikiem takiej decyzji?
-
Uczciwie przyznam, że tak. Wydawało mi się, że z tych wszystkich pojawiających się kandydatur ta Piotrka Gruszki daje największe nadzieje. To prawie nasz wychowanek, bo przyszedł tu do Bielska-Białej w wieku 15 lat, znał środowisko. Moim zdaniem zespół za późno wszedł w sezon, drużyna nie była też budowana tak, jak być powinna. Pomysłem Gruszki było jak pamiętam ściągnięcie Sobali, Ferensa, Dębca, przyszedł także do zespołu Pilarz oraz Bartek Neroj, który nie porozumiał się z Czarnymi Radom. Reszta była praktycznie pozostałością po sezonie wcześniejszym. Przedłużono też umowę z Gonzalezem...

- Reprezentant Argentyny nie należy do pana ulubieńców?
-
Tu nie chodzi o to czy się kogoś lubi, czy nie. Upierano się, że Gonzalez to gwiazda, zawodnik, który potrafi Bóg wie co. A patrząc na grę i statystyki, powiem, że jak na reprezentanta swojego kraju – delikatnie określając – nie zwalał z nóg. Jedyny promyk nadziei w zakończonym dla BBTS-u sezonie to Kamil Kwasowski. Nieźle wypadł też Bartek Buniak. Niestety, trudno mówić o zespole. To był zbiór niedopasowanych do siebie zawodników. Nie było lidera, który drużynę pociągnąłby w trudnych chwilach. Takim siatkarzem mógł być Kapelus, który nie został do końca wykorzystany na miarę możliwości. A to najbardziej zrównoważony zawodnik w tej drużynie, popełniający mało błędów.

- Nie widać też chyba w zespole młodzieńczego entuzjazmu?
-
Gdybym to ja miał decydować o składzie, to wyglądałoby to trochę inaczej. Na początku meczów wpuszczałbym młodych zawodników, licząc na ich nieobliczalność, swobodę, entuzjazm. Doświadczeni zawodnicy mogliby wejść w każdym momencie i „szarpnąć”. Było dokładnie na odwrót. Młodzi często wchodzili z ławki i nie byli w stanie losów spotkań odwrócić.

- Stać było BBTS na więcej niż 13. miejsce? Bielszczanie mieli kilka niezłych meczów, wygrali choćby z Lotosem Treflem.
-
Jak najbardziej. Ale na dobre wyniki składa się wiele czynników i często z zewnątrz trudno dokonać właściwej oceny. Zespół, sztab trenerski i zarząd rozumiany jako klub – te wszystkie elementy muszą ze sobą odpowiednio współgrać, by osiągnąć sukces. Jeśli coś „kuleje”, to wyniku sportowego nie będzie. Nie oszukujmy się, pojedyncze mecze nic nie mówią, bo Skra czy Lotos zlekceważyły nas, myśląc, że „kelnerów” łatwo ograją. Trzeba więc na to patrzeć z dwóch stron. Miarą oceny zespołu jest jego stabilność. W BBTS-ie stabilizacji formy i gry nie było żadnej. Coś więc w tej maszynie nie funkcjonowało na odpowiednim poziomie. Można się zastanawiać nad trenerskim doświadczeniem Piotrka, który pracował pierwszy sezon jako trener. To trudna robota i nie zawsze wystarczy być doskonałym siatkarzem, by od razu sprawdzić się w roli szkoleniowca. Popatrzmy na inny bielski przykład. Zbigniew Pietrzykowski był wybitnym bokserem, a w „trenerce” tak dobrze mu nie szło. Hubert Wagner mówił kiedyś, że talentom wszystko łatwiej przychodziło, oni nie musieli harować tak ciężko, by dojść do znakomitego poziomu. Coś w tym jest. Gruszka na pewno nie jest zadowolony z tego sezonu.

- Sporo mówi się w Bielsku-Białej o siatkarskiej młodzieży. Ostatnio odbyło się w bielskim ratuszu spotkanie w tym temacie. Jaki jest pański pomysł?
-
Nie może być tak, że mamy w Bielsku-Białej trzy siatkarskie ośrodki, a każdy działa w zasadzie osobno. Przypomnę, że młodzieżą zajmuje się BBTS Włókniarz, drużyną Młodej Ligi trenerzy Akademii Techniczno-Humanistycznej, a zupełnie poza tym funkcjonuje BBTS S.A. z zespołem seniorów. Połączenie tego jest konieczne, by młodzi zawodnicy widzieli sens trenowania i możliwość sportowego awansu. Celem i nobilitacją musi być dla nich gra w Plus Lidze. Dziś tego przywiązania nie ma, bo BBTS S.A. to odrębny klub. Musimy doprowadzić do tego, by zdolni juniorzy nie wyjeżdżali z Bielska-Białej. Zbudowałbym zespół w oparciu o 7-8 doświadczonych siatkarzy, a uzupełnieniem powinni być utalentowani zawodnicy, których tu szkolimy. Odeszło w ostatnim czasie mnóstwo młodych siatkarzy. Przykład to syn naszej znakomitej biegaczki Doroty Kwaśny-Lejawa. Chłopak mierzący ponad 2 metry wzrostu odszedł z Bielska-Białej do Piły. Dlaczego tak się dzieje?

- Co pan proponuje?
-
Trzeba zrobić „okrągły stół”, posadzić wszystkich ludzi zajmujących się w Bielsku-Białej siatkówką i wypracować model właściwych działań. Można przecież zaangażować ludzi pracujących już dla dobra bielskiej siatkówki, do tego wziąć kilku takich, którzy na siatkówce „zjedli zęby” i znaleźć rozwiązanie. Pan prezydent jest przychylny siatkówce, swego czasu był zwolennikiem połączenia klubów, do czego nie doszło ostatecznie. BBTS w obecnym kształcie nie ma dla mnie racji bytu. Potrzebni są w klubie ludzie znający się na siatkówce, dyrektor sportowy z prawdziwego zdarzenia i znający się na siatkówce. Najlepsze wyniki BBTS miał wtedy, gdy za wszystko odpowiadało dwóch ludzi. Krebok jako prezes i trener wraz z Ryśkiem Szostakowskim – dyrektorem i kierownikiem. Było dwóch ludzi i dało się. Jasne, że to inne czasy, ale taki przykład pokazuje, że w trudnych warunkach też trzeba sobie radzić, a nie tłumaczyć wszystko brakiem kasy i innymi problemami.

- Dziękuję za rozmowę.
-
Dziękuję.
 
źródło: SportSlaski.pl
autor: Marcin Nikiel

Przeczytaj również