Kamil Rakoczy o wyboistej rundzie jesiennej: Popełniliśmy błąd w okresie przygotowawczym

09.12.2021

Pomimo trudnego początku sezonu, w którym Polonia zaliczyła aż 3 porażki z rzędu i przez moment znalazła się nawet w strefie spadkowej, bytomianie ostatecznie zakończyła rok na podium w grupie trzeciej III ligi. O minionym półroczu porozmawialiśmy więc z trenerem zespołu, Kamilem Rakoczym.

Łukasz Sobala/PressFocus

Po pięciu ligowych kolejkach drużyna z Bytomia, z zaledwie czterema punktami na koncie, otwierała strefę spadkową w swojej grupie trzeciej ligi. Strata aż dziewięciu punktów do rozpędzonego LKS-u Goczałkowice sprawiała, że wielu obserwatorów zdołało wypisać już Polonię z walki o awans do drugiej ligi. W kolejnych miesiącach drużyna wskoczyła jednak na znacznie wyższy poziom, zaliczając serię dziesięciu spotkań bez porażki, w których straciła zaledwie trzy bramki, dzięki czemu zmniejszyła stratę do lidera do pięciu „oczek”. Ze szkoleniowcem Polonii Bytom porozmawialiśmy o kulisach wyboistej rundy jesiennej.

(Antoni Majewski, Sport Śląski): Za nami runda jesienna trzeciej ligi, dla was bardzo trudna zważywszy na to, że jej początek nie był najlepszy w wykonaniu Polonii.

(Trener Kamil Rakoczy, Polonia Bytom): Bardzo się cieszę, że po tej zawiłej rundzie drużyna osiągnęła taki wynik i skończyliśmy rok na podium. Można to traktować jako sukces, szczególnie po tym, co działo się na początku, kiedy chwyciliśmy duży dołek i trudno było z niego wyciągnąć drużynę. Koniec końców udało się i zakończyliśmy rundę na trzecim miejscu. Jest realna szansa na to, że wiosną będziemy mogli powalczyć o wyższe lokaty.

Na wiosnę z pewnością będziecie zaliczani do grona faworytów w kontekście zwycięstwa w rozgrywkach. Trzecia pozycja i niewielka strata do Goczałkowic pozwala wierzyć, że to dobra pozycja do ataku na czołówkę w rundzie wiosennej?

Jesień pokazała, że wiele drużyn ostrzy sobie zęby na awans. Ślęza Wrocław, Zagłębie Lubin, Miedź Legnica, Goczałkowice – to główni kandydaci do awansu. My może i jesteśmy w tym gronie, ale na dzień dzisiejszy nie jesteśmy faworytem.

Mówiąc o rezerwach – względem poprzednich lat ich poziom wzrósł, nie są to już ekipy broniące się przed spadkiem, a zespoły realnie walczące o awans, jak druga drużyna Zagłębia Lubin. Polonia przeciwko trzem drużynom rezerw zdobyła tylko jeden punkt, więc dobra dyspozycja tych ekip chyba trochę Was zaskoczyła?

Dla mnie to było ogromnym zaskoczeniem, że wszystkie rezerwy klubów grających wyżej prezentują bardzo dobry poziom. Nie spodziewałem się, że będą tak wysoko w tabeli, bo zazwyczaj tylko jedna z nich grała o wyższe pozycje, a reszta walczyła o utrzymanie lub pozostawała w środku stawki. W tym roku jest inaczej, drużyny te zrobiły spore postępy i wprowadziły młodych ludzi o dużym potencjale. To tylko pokazuje, że polska piłka idzie do przodu. Kluby te stawiają i rozwijają młodzież, a efektem są wysokie pozycje w tabeli tych zespołów. Jest to naszą bolączką, że przeciwko rezerwom udało nam się urwać jeden punkt przeciwko Miedzi Legnica. I z Górnikiem i z Zagłębiem odnieśliśmy porażki. Te drużyny są bardzo dobrze zorganizowane, mają w kadrach ludzi młodych, ale na wysokim poziomie. Grają tam reprezentanci krajów, co tylko świadczy o ich sile i naprawdę nie jest łatwo zdobywać punkty przeciwko tym zespołom.

Wracając do sytuacji w tabeli, to skomplikowaliście sobie sprawę już na samym początku – był moment, w którym doznaliście trzech porażek z rzędu. Atmosfera zrobiła się nerwowa, po meczu w Goczałkowicach wraz z dyrektorem sportowym długo nie wychodziliście z szatni. Efekty mogliśmy zobaczyć dopiero po miesiącu, kiedy rozpoczęliście serię spotkań bez porażki.

Popełniliśmy błąd już w okresie przygotowawczym. I nie chodzi o nasze przygotowanie fizyczne, bo z tym wszystko było w porządku, ale nie poradziliśmy sobie mentalnie. Kiedy przed sezonem rozmawiałem z zawodnikami, oni byli przekonani, że przejadą się po tej lidze, że w każdym meczu łatwo zdobędą punkty. Początek pokazał, że nasza liga jest trudna i wymagająca. Moja drużyna zwyczajnie nie była przygotowana na porażkę, a ta przydarzyła się szybko, na Goczałkowicach.

My, jako sztab, możemy sobie pluć w brodę, że nie wyciągnęliśmy wniosków szybciej i nie przygotowaliśmy odpowiednio zespołu pod kątem mentalnym. Piłkarze uśpili nas swoją pewnością siebie, słowami, że liga będzie nasza. Niestety nie jest to takie proste. Piłkarz potrzebuje przygotowania psychicznego, którego zabrakło. Pojechaliśmy do Gubina, gdzie mieliśmy przewagę, ale w głowach siedziało nam już to, że raz przegraliśmy. Carinie udała się jedna z kontr, a to nas pogrążyło, nie byliśmy w stanie podnieść się z boiska. Drużyna spuściła głowy i było to ogromne wyzwanie, aby podnieść zespół na duchu. Z każdym zawodnikiem przeprowadziliśmy rozmowy i wróciliśmy do tego, co było w poprzednim sezonie. Wyrzuciliśmy z głów czerwiec przyszłego roku i tak, jak kiedyś, tworzyliśmy plany krótkoterminowe. Zaczęliśmy się skupiać tylko na przygotowaniu do najbliższego meczu. Pomogły również spotkania integracyjne, które pozwoliły wyczyścić umysły. Cały czas wierzyliśmy, że drużyna w końcu odpali i tak też się stało. Po meczu z Rekordem przyszła passa ośmiu zwycięstw z rzędu, czemu zawdzięczamy tak wysoką pozycję na koniec rundy.

Mówi Pan o wierze w zespół, ale duża część zawodników wiele straciła w tym słabszym okresie. Pojawiło się dużo zmian, miejsce w pierwszym zespole stracił chociażby Marek Krotofil, nowy nabytek, w którym pokładane były spore nadzieje.

Musieliśmy poszukać zmian. Nie traciliśmy wielu bramek, ale wciąż przegrywaliśmy mecze i ktoś musiał ponieść tego konsekwencje. Marek wyglądał wówczas słabo, ale musiał poznać nasze zasady, zaaklimatyzować się. Później, po adaptacji, wyglądał bardzo dobrze, wraz z Michałem Bedronką spajał naszą defensywę. Dzięki temu w ostatnich dziesięciu meczach straciliśmy tylko 3 bramki.

Od razu do głowy przychodzi także przypadek Damiana Celucha, o którym też mówiono, że musi się zaaklimatyzować, a dołączył do Was już zimą. On również sporo stracił na początku rundy, gdzie był zwyczajnie nieskuteczny. W drugiej części sezonu zdobył 5 bramek i jest najlepszym strzelcem Polonii. Stwierdzenie, że po odejściu Adama Żaka wciąż brakuje wam napastnika z krwi i kości, chyba nie będzie błędne?

Damian potrzebował chwili na aklimatyzację, a do tego dochodzi fakt, że dojeżdża do klubu z bardzo daleka. Codziennie pokonuje 300 kilometrów łącznie w obie strony, więc to na pewno też miało wpływ na jego dyspozycję. Ale znaleźliśmy na to sposób, Damian w późniejszym okresie pokazał, że jest graczem na miarę Polonii: zdobył kilka bramek, dołożył do nich asysty i jesteśmy z niego zadowoleni. Miał swój wkład w to, jaką pozycję zajęliśmy na koniec tej rundy. Zobaczymy, jak potoczą się jego losy tej zimy i czy zostanie w klubie.

Spory udział przy strzelonych bramkach mają także zawodnicy drugiej linii. Dawid Krzemień czy Patryk Stefański również w dużym stopniu pomogli w uzyskaniu dobrych wyników.

Patryk Stefański to jedna z kluczowych postaci. Oprócz czterech bramek dokłada także mnóstwo asyst, za co jestem mu wdzięczny. Dawid to zaś dobry duch naszej szatni, kapitan i wieloletni gracz Polonii, a w tym sezonie udało mu się zdobyć także pięć goli.

Zawodnikiem, który na zmianach zyskał, jest Dominik Brzozowski. Bramkarz wciąż dochodził do siebie po operacji i w tamtym okresie miał nie być w stu procentach gotowy do gry. Czy to prawda, że sporo ryzykowaliście, decydując się na taki ruch?

Tak, Dominik nie był do końca przygotowany na to, aby bronić przez pełne 90 minut. Z trenerem Kuczerą podjęliśmy wspólną decyzję, że „Brzoza” wystąpi od początku w meczu z Cariną. Uważam, że na dłuższą metę była to dobra zmiana, bo Dominik robi spore postępy i jest zawodnikiem na wyższą ligę.

W ostatnich latach jako klub przyjęliście pewną filozofię gry, w myśl której stawiacie na młodzieżowca w bramce. Latem Dominik straci ten status i pojawia się pytanie, czy w nowym sezonie szykuje się zmiana w bramce Polonii, czy jednak Brzozowski pozostanie między słupkami.

Czas pokaże. Dajemy szansę młodym zawodnikom, stawiając na jednego w bramce, a drugiego w polu. Dominik pojawił się tak naprawdę znikąd, gdy odkryliśmy jego talent. Cały czas się rozwija i wiem, że latem mogę go w Polonii Bytom nie zatrzymać, bo jego umiejętności pozwalają mu na występy w wyższej lidze. Chcielibyśmy, aby został z nami, ale jakie będą jego losy – zobaczymy. Mamy alternatywę w postaci bramkarzy rezerwowych, których przygotowujemy do gry w przyszłym sezonie.

Gdyby Dominik został w Bytomiu, wówczas trzeba będzie szukać alternatyw w postaci młodzieżowców mogących zagrać w polu. Polonia mocno stawia na rozwój Akademii, więc może to tam trzeba będzie sięgnąć po zawodników do gry w pierwszym zespole?

Dużo zależy od tego, na jakim poziomie rozgrywkowym zagramy w przyszłym sezonie. Jeżeli uda nam się awansować, to są dwa rozwiązania. Dominik, jako doświadczony zawodnik, w bramce i dwóch młodzieżowców w polu. A w Akademii jest kilku młodych, wybitnych ludzi, którzy bardzo mocno pukają do drzwi pierwszej drużyny. Między innymi Piontek i Anklewicz, którzy robią kolosalne postępy. Niedawno nasi juniorzy zagrali przeciwko czwartoligowym Szombierkom Bytom i właśnie ci zawodnicy zaliczyli świetne występy. Przekonują mnie do siebie i być może już w nadchodzącym półroczu postawię na jednego z nich w pierwszym składzie.

W minionej rundzie udało Wam się ponownie przenieść na obiekt w Szombierkach. Fani z początku podróżowali za Polonią po regionie, jednak na stadionie czwartoligowca jesienią zabrakło dopingu. Dlaczego?

Kibice to bardzo ważny element tego klubu i gdy jeżdżą z nami na wyjazdy, to jest to nieoceniona pomoc, za co im serdecznie dziękuję. Wiem, że był konflikt między kibicami, a zarządem i dlatego nie wspierali nas w tej rundzie na Szombierkach. Mam nadzieję, że zostanie on jak najszybciej zażegnany i będą nas wspierać „u siebie”. Bardzo chcielibyśmy móc wrócić na Olimpijską, bo to jest nasz dom, ale musimy ciężko pracować w tych warunkach, jakie mamy do dyspozycji.

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również