Świętochłowice wracają z futbolowej otchłani. W dobrym stylu!

15.08.2017
Śląsk Świętochłowice po 10 latach tułaczki na niższych szczeblach zmagań, w roli beniaminka, ale bez kompleksów wrócił na IV-ligowe boiska. Póki co czeka na wyremontowanie popularnej "Skałki", rywali podejmując na boisku Naprzodu Lipiny. A kiedy wróci do siebie być może powalczy o to, by dalej piąć się w górę i realizować - na razie ciche - marzenia klubowych działaczy.
MKS Śląsk Świętochłowice
Bracia nadają ton
Śląsk witał się z ligą starciem z rezerwami gliwickiego Piasta. Świętochłowiczanie debiutowali więc na piątym szczeblu rozgrywek, ale mierzyli się z graczami, którzy częstokroć znali już smak piłki elitarnej. W ataku gliwiczan biegali przecież choćby Karol Angielski (14 I-ligowych goli w poprzednim sezonie), czy Bartosz Szeliga (prawie 100 występów w Ekstraklasie na koncie), poza tym ekipie gości pokazała się cała grupa młodzieży z bagażem doświadczeń w wyższych ligach, ocierająca się o kadrę pierwszego zespołu Piastunek.

Zaczęło się zimnym prysznicem dla beniaminka, bo wynik szybko otworzył 20-letni Damian Bartos z Gliwic. Później jednak z przyjemnością obserwowało się sposób w jaki na boisku Naprzodu w Lipinach grali gracze trenera Janusza Kluge. Wszystko co najciekawsze w ich atakach działo się z udziałem braci Czaplów i braci Lesików. Najpierw w pole karne przedarł się Adrian Lesik i wyłożył piłkę Marcinowi Czapli, który doprowadził do remisu. Już w drugiej odsłonie z lewej strony boiska faulowany był Daniel Czapla. z wolnego dośrodkowywał Paweł Lesik, a jego brat dał gospodarzom prowadzenie. - Nie ma co ukrywać, że to gracze nadający ton całej drużynie. To nasze mocne punkty. Jak oni są w formie, to gra wygląda dobrze, jak mają zaś słabszy dzień, może być już różnie - nie kryje Kluge.

Świętochłowiczanie mogli postawić kropkę nad "i" po tym, jak po rajdzie prawą stroną boiska Dawid Hewlik zacentrował na młodszego z braci Lesików, ale piłka po jego efektownym woleju poszybowała nad bramką Krzysztofa Kurka. W doliczonym czasie gry Krzysztofa Krupę pokonał za to Bartosz Szeliga i ekipa Śląska z poczuciem ogromnego niedosytu schodziła z murawy z zaledwie punktem. - Ten gol w końcówce kosztował nas dwa punkty, to boli. Trochę przysnęliśmy, Szeliga uderzył nie do obrony i stało się. Trzeba było wykorzystać wcześniejsze sytuacje na 3:1 i bylibyśmy w lepszych humorach - żałował trener Kluge. Z poczynań zespołu mógł być jednak zadowolony, choć z pewnością miał parę uwag do swoich defensorów, którym w sobotę niefrasobliwymi zagraniami zdarzało się napsuć sporo krwi kibicom Śląska. - Za dużo tych niewymuszonych strat, a na tym poziomie prędzej czy później się to zemści - przyznawał opiekun beniaminka.

IV liga? To nie musi być koniec!
- Jako całość mamy mocny zespół. W sparingach radziliśmy sobie z IV i III-ligowcami, postaramy się więc trochę namieszać, zwłaszcza, że jest u nas kilku graczy którzy grali wyżej lub zdecydowanie wyżej. Chcemy być w pierwszej piątce - deklaruje trener Kluge. Nieco ostrożniej sprawę stawia prezes świętochłowiczan: - Górna połówka, ale jeśli pojawi się perspektywa gry o wyższe pozycje? Nie mówię nie - przekonuje Andrzej Jasicki, prezes Śląska. A na dowód tego, że drużyna jest tu naprawdę mocna wystarczy przypomnieć zremisowany sparing z I-ligowym Ruchem.

Generalnie jednak beniaminek chce się nieco z ligą zaznajomić i zająć dogodne pozycje do ataku na kolejne cele. Co prawda Śląsk dopiero wygrzebuje się z piłkarskich otchłani, na jakie został skazany kilka lat temu, ale pomału chce zapominać o A-klasowej przeszłości, a nawiązywać do tej bardziej chlubnej, pisanej przez Ewalda Cebulę, Huberta Goda, czy Zygmunta Kulawika. - Prezesem jestem tutaj 3 lata, w tym czasie zrobiliśmy już dwa awanse. Mam nadzieję, że ten świętowany na finiszu ubiegłego sezonu nie będzie ostatni - zapowiada Jasicki. 

I trudno się dziwić apetytom świętochłowiczan zwłaszcza, że wkrótce powinni oni grać na jednym z nowocześniejszych obiektów na niższych szczeblach rozgrywek. Póki co na "Skałce", czyli w mateczniku Śląska, trwa remont uniemożliwiający piłkarzom rozgrywanie tam ligowych meczów. - Z tego co wiem, remont jest podzielony na kilka etapów i właśnie wiosną przyszłego roku ma zostać zakończony ten pierwszy. Będą wymienione krzesełka, płyta boiska, tor żużlowy. Tam gdzie dziś jest trybuna umiejscowiona od strony Chorzowa, będzie zaplecze żużlowców - budynki, garaże, park maszyn, warsztaty itd. Ewentualna rozbudowa o kolejne miejsca na widowni, czy instalacja sztucznego oświetlenia jest chyba melodią dalszej przyszłości - opowiada Jasicki, który nie kryje jednak, że bardziej interesuje się tym co dzieje się na boisku gdy gra jego drużyna. 

A ta na razie co korzysta z gościnności A-klasowego Naprzodu Lipiny. - Będziemy tu grali co najmniej do maja przyszłego roku. Nie przeszkadza nam to. Czujemy się tu prawie jak u siebie, sam pięć lat byłem nawet trenerem juniorów w Naprzodzie. Osobiście to z domu mam nawet bliżej do obiektu w Lipinach, niż na Skałce - uśmiecha się prezes świętochłowiczan. Śląsk cierpliwie czeka zatem na wyremontowanie stadionu im. Pawła Waloszka, a kiedy wróci "do siebie" funkcjonalny - choć modernizowany głównie z myślą o żużlowcach - stadion, powinien być jeszcze jednym narzędziem do walki o to by piąć się w górę futbolowej hierarchii. 
autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również