IV-ligowcy w strefie komfortu. Ale jest nowy pomysł na reformę!

30.05.2018
W IV lidze na razie wszystko po staremu. Proponowana przez Śląski Związek Piłki Nożnej reforma systemu rozgrywek redukująca piąty szczebel zmagań do jednej grupy nie zyskała niezbędnego poparcia większości zainteresowanych klubów. Działacze ŚlZPN zapowiadają jednak, że będą jeszcze proponować inne pomysły na oczekiwane przez środowisko zmiany.
Tomasz Blaszczyk/PressFocus
- To bardzo niesprawiedliwy system, który w kilka dni potrafi zniweczyć trudy całego sezonu - wołali zwolennicy zredukowania liczby IV-ligowców. - Każdy zna regulamin przed rozpoczęciem rozgrywek i trudno, musi się pogodzić z barażem - odpowiadali ci usatysfakcjonowani obecnym kształtem piątego szczebla zmagań na Śląsku. 12 klubów opowiedziało się za reformą rozgrywek, 15 było przeciw. Propozycja Śląskiego Związku Piłki Nożnej upadła.

Co proponował Związek? Działacze wyszli z inicjatywą stworzenia od sezonu 2019/20 jednej, silnej IV-ligowej grupy. W takiej sytuacji ze spadkiem szczebel niżej musiałaby się pogodzić aż połowa grających dziś na tym szczeblu ekip. Między piątym szczeblem zmagań a funkcjonującymi dziś okręgówkami powstałyby dwie grupy tzw. ligi wojewódzkiej. - To nie brzmi dobrze. Ta nazwa kojarzy się z rozgrywkami młodzieżowymi - oponowali przeciwnicy reformy. Ich zdaniem w regionie jest zbyt wiele mocnych klubów, by ograniczać IV ligę do zaledwie 16 drużyn. - To nie podniesie poziomu, tylko go obniży. Poza tym dużo trudniej byłoby klubom po spadku zdobyć środki na funkcjonowanie, bo IV liga ma swoją renomę - tłumaczył swoje stanowisko honorowy prezes LKS-u Czaniec, Wojciech Waligóra. Podobnego zdania byli choćby Stanisław Łazarz reprezentujący Szczakowiankę Jaworzno, czy Tomasz Szlenk z KS-u Myszków. - Dla naszego miasta to splendor. Po awansie z okręgówki do piłki coraz chętnie garnie się lokalna młodzież. Trzeba te kluby pchać jak najwyżej. Skupmy się na poprawianiu poziomu sportowego na wyższych szczeblach, a czwartą ligę zostawmy jak jest. W końcu każdy kto do niej przystępuje wie, że jeśli chce awansować wyżej będzie musiał w barażu zagrać - argumentował Szlenk.

Jego głos był symptomatyczny. "Zostawmy to jak jest" zdawało się dewizą tych, którzy w perspektywie kolejnych sezonów wcale nie zamierzają bić się o wysokie miejsca, zadowala ich z za to spokojne i bezpieczne granie w środku tabeli. Patrząc na sprawę obiektywnie trudno jednak nie odnieść wrażenia, że tym sposobem podcina się skrzydła bardziej ambitnym. Niektórzy co prawda próbowali szukać alternatywy dla propozycji Związku, ale ich pomysłów nie da się potraktować poważnie. - Jesienią grajmy tak jak dotychczas, a wiosną podzielmy się na tych którzy walczą o awans i uniknięcie spadku - rzucił przedstawiciel LKS-u Czaniec. Problem w tym, że jego rozwiązanie wymusiłoby zagranie... 60 ligowych kolejek, bo jak zauważył prezes ŚlZPN Henryk Kula, nie wolno dzielić stawki zanim każdy nie zagra z każdym dwumeczu. - Powinno się mocniej nacisnąć na centralę, by z naszego województwa awansowały dwie drużyny. Wyrzucają nas drzwiami, trzeba wracać oknem - zachęcał z kolei Paweł Gad z Górnika Piaski, choć musiał zdawać sobie sprawę z niewykonalności takiego rozwiązania. Obecny kształt III lig zakłada bowiem, że co roku awansuje do nich mistrz każdego z województw i trudno byłoby znaleźć powód, by wpuścić na czwarty szczebel jeden zespół więcej akurat ze Śląska.

Przedstawiciele Związku pozwolili wypowiedzieć się zainteresowanym klubom, wiedząc jednocześnie o tym, że reformy w ten sposób przeforsować się nie da. O ile zrozumiałe jest, że przedstawiciele kolejnych ośrodków będą kierować się wyłącznie swoim interesem, w dyskusji zabrakło szerszego spojrzenia na trwającą od lat patową sytuację. Obecny kształt IV ligi sprawia, że o jedno dające awans miejsce bije się 32 zespoły. Pięć spada obligatoryjnie, kolejne zostają relegowane w przypadku, gdy w III lidze nie utrzymałby się któryś z przedstawicieli Śląska. Efekt? Spójrzmy na tegoroczną tabelę grupy I.



Na 3 kolejki przed końcem wiadomo, że sprawa bezpośredniego spadku rozegra się między rezerwami Piasta, Spartą Lubliniec i Szczakowianką. W górze tabeli Ruch Radzionków wypracował sobie przewagę na tyle dużą, że baraż o III ligę zaczynał planować już w okolicach kwietnia. 12 drużyn w praktyce gra już tylko o pietruszkę co sprawia, że trudno o jakiekolwiek zainteresowanie ich spotkaniami. Nieco bardziej skomplikowana jest sytuacja w drugiej z grup, bo tam utrzymania pewne nie mogą być nawet 10. w stawce rezerwy Podbeskidzia. Cóż jednak z tego, skoro od kilku tygodni pewne jest że ligę wygra bytomska Polonia, zatem i tu na dobrą sprawę ciekawego dzieje się niewiele. A przecież trwający sezon nie jest pod tym względem wyjątkowy. Rok temu w maju można było śmiało typować zwycięzcę (kolosalna przewaga Gwarka Tarnowskie Góry) i komplet spadkowiczów z grupy I i... komplet spadkowiczów z grupy II. Z jednej strony mamy więc rozgrywki pozbawione rotacji i niezbyt zjadliwe dla przeciętnego widza, z drugiej ryzykowne dla tych, którzy chcą się dostać wyżej. Jeśli bowiem ktoś faktycznie chce zainwestować w zespół większe środki musi się liczyć z tym, że bez względu na to jak spisze się w całym sezonie na finiszu ligi - ze względu na baraże - szanse na sukces będzie mieć co najwyżej... 50-procentowe.

- Dużo trudniej skonstruować budżet dający możliwość walki o awans, niż poradzić sobie po ewentualnym spadku. Nam nie przybyło sponsorów po tym jak weszliśmy 3 lata temu do III ligi. Spadliśmy z niej przez... reformę, zajmując 9 miejsce. I trzeba było to wziąć na klatę. Znamy też smak przegranego barażu. Rok wysiłków i wylanego przez piłkarzy, ale i trenerów oraz działaczy potu poszedł na marne na przestrzeni kilku dni i przegranego dwumeczu z Gwarkiem Tarnowskie Góry - tłumaczy Leszek Szejka, dyrektor sportowy KS-u Decor Bełk, irytując się postawą przeciwników proponowanych zmian. - Reforma sprawiłaby po prostu, że sama IV liga stałaby się ciekawsza. Słucham tutaj argumentów o tym, że dziś łatwiej w niej o fundusze i stwierdzam, że... nas to w takim razie nie dotyczy. Ani nie przybędzie nam sponsorów jeśli awansujemy w tym roku wyżej, a nie będzie ich mniej gdyby zdarzył się spadek. Firmy wspierają po prostu "swój" Ruch Radzionków więc w naszym przypadku - dopóki mówimy o lokalnym szczeblu - ta czy inna liga nie ma dużego wpływu na budżet - zauważył prezes "Cidrów" Marcin Wąsiak. 

Wtorkowe spotkanie na Stadionie Śląskim nie zamknęło tematu zmian na piątym szczeblu rozgrywek. Dyskusję podsumował Teodor Wawoczny, wieloletni przewodniczący Wydziału Gier Śląskiego Związku Piłki Nożnej. - Musimy doprowadzić do sytuacji, w której mistrz jest premiowany bezpośrednim awansem - stwierdził stanowczo. I znalazł salomonowe rozwiązanie. - Podzielmy 32 kluby na cztery 8-zespołowe grupy. Dwie najlepsze w każdej z nich utworzą wiosną grupę mistrzowską. Pozostałe znajdą się w trzech grupach, które wyłonią spadkowiczów - zaproponował doskonale obeznany w realiach regionalnej piłki Wawoczny. Do tej propozycji kluby mają się ustosunkować pisemnie do połowy czerwca. Jeśli większość będzie "za", w sezonie 2019/20 z klucza geograficznego zostaną powołane wspomniane 8-zespołowe grupy. W kolejnych latach kluczem do ich utworzenia byłyby wyniki z poprzedzających rozgrywek.
autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również