Do Radomiaka "Zdzichom" daleko. "Trzeba było przyostrzyć i przerwać"

16.08.2017
Gwarek Tarnowskie Góry ciągle bez wygranej na III-ligowych boiskach. Po dwóch zremisowanych spotkaniach beniaminkowi przyszło przełknąć gorycz porażki z Ruchem Zdzieszowice. Kluczowym momentem meczu było trafienie Denisa Sotora, po którym obserwatorom widowiska niesmak pozostanie jeszcze na długo.
Marzena Stanek / Gwarek Tarnowskie Góry
- Chłopak leży parę minut na boisku i nikt tego nie przerywa, a z tego sektora strzelacie bramkę która ustawiła mecz. Zabrakło fair play i możemy mieć o to żal, bo rywal po pierwsze punkty... poszedł po trupach - irytował się po meczu trener Gwarka Tarnowskie Góry, Krzysztof Górecko. - Faktycznie, nasz zawodnik próbował jeszcze ratować piłkę i nie wypuścić jej na aut, a gdyby ją puścił pewnie nikt nie miałby pretensji. Na naszą obronę mogę powiedzieć, że sędzia też miał sporo czasu i prawo do przerwania gry. Ale niesmak pozostaje  - przyznawał opiekun Ruchu Tomasz Polaczek, zastępujący na tym spotkaniu nieobecnego Aleksandra Kalbrona.

O co chodzi? O 63.  minutę spotkania, gdy piłka po raz pierwszy w tym meczu zatrzepotała w siatce Andrzeja Wiśniewskiego. W polu karnym tarnogórzan leżał wtedy zwijający się z bólu Jakub Dyląg. Młodzieżowiec, dla którego był to pierwszy występ w barwach Gwarka po wypożyczeniu z Górnika Zabrze, mógł się tylko przyglądać, jak przyjezdni mimo nawoływań do wybicia piłki budowali swój atak zakończony dośrodkowaniem Dariusza Zapotocznego, a potem strzałem Denisa Sotora dokładnie z tego sektora, za który odpowiadał kontuzjowany 18-latek. Inna sprawa, że gospodarze mieli w tej sytuacji trochę czasu na zaasekurowanie młodszego kolegi, ale kiedy do wypełnienia luki zabrał się Grzegorz Fonfara na ratunek było już za późno. - Wszyscy byliśmy skupieni na tym, żeby wybić piłkę. To nie była jedna, nie dwie i nie trzy prośby o wybicie. Chyba trzeba było w tym momencie przyostrzyć, dwiema nogami się wpieprzyć i przerwać grę - stawia odważną tezę Górecko.

Zakusy na zastosowanie piłkarskich "sanek" może nie są chwalebne, ale trudno dziwić się zdenerwowaniu opiekuna Gwarka. Tarnogórzanie do straty gola na pewno nie byli słabsi od przeciwnika, a okazje do objęcia prowadzenia mieli zdecydowanie lepsze. Filip Żurawski radził sobie z uderzeniami Adriana Sikory i Sławomira Pacha, raz w piłkę w dogodnej sytuacji nie trafił Dawid Jarka. Po drugiej stronie niebezpiecznie zrobiło się tylko raz, gdy Andrzej Wiśniewski wygrał pojedynek z Dawidem Czaplińskim.

Nerwy gospodarzy potęgowała praca Roberta Paryska. Arbiter z Dolnośląskiego powinien podyktować przynajmniej jedną jedenastkę dla Gwarka, ale jego gwizdek uparcie milczał, gdy w polu karnym przewracał się Dawid Jarka, a później w "szesnastce" piłki ręką dotknął jeden z defensorów Zdzieszowic. Sędzia mylił się zresztą w obie strony, choćby wtedy, gdy przed polem karnym gospodarzy równo z trawą cięty był Czapliński, co widzieli (i słyszeli!) wszyscy poza rozjemcą widowiska.

Ruch wygrał ostatecznie różnicą dwóch goli. Ten drugi padł z rzutu wolnego. Przyjezdni umiejętnie blokowali stojących w murze obrońców Gwarka, a Czapliński zmieścił piłkę idealnie przy lewym słupku bramki Wiśniewskiego. Beniaminek pierwszy raz w sezonie schodził więc z boiska pokonany, wciąż nie ma za to na koncie wygranej. - Sami możemy mieć do siebie pretensje, bo trzeba było przed przerwą wykorzystać to, co mieliśmy. Okazuje się, że ta III liga jest bardzo trudna, zdecydowanie inna niż IV. Musimy mocno pracować, bo cel w postaci spokojnego utrzymania jest ciągle do zrealizowania. A kto widział nasze dwa pierwsze starcia w sezonie ten wie, że notujemy duży progres - mimo wsyzstko z optymizmem podsumował Górecko. Jego drużyna kolejną szansę na premierową wygraną będzie mieć już w sobotę, kiedy na swoim boisku podejmie Piasta Żmigród.
autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również