"Zna się na swojej robocie. Wiek nie ma znaczenia". Kim jest nowy trener Ruchu?

19.06.2019

Wie co ma robić, zna się na swojej pracy. Ciekawe treningi, szczerość, nos do piłkarzy. Byli podopieczni i szefowie Łukasza Berety na jego temat wypowiadają się w samych superlatywach. Trudno podejrzewać, że to tylko kurtuazja. Nowego trenera "Niebieskich" bronią bowiem nie tylko słowa, ale i wyniki osiągane z kolejnymi klubami w których pracował.

Facebook/Individual Football Skills IFS

14-krotny Mistrz Polski po trzech spadkach z rzędu prowadzenie drużyny powierza 28-latkowi. Na pierwszy rzut oka decyzja wymykająca się z ram logiki i rozsądku. Łukasz Bereta, który we wtorek podpisał kontrakt przy Cichej daje jednak sporo argumentów by wierzyć, że wykorzysta swoją szansę.

Pierwsza praca, pierwsze trofea
Nie ma jeszcze "trzydziestki", a od dłuższego już czasu dynamicznie pnie się w hierarchii śląskich szkoleniowców. Poza pracą w Akademii chorzowskiego Ruchu Łukasz Bereta od kilku lat regularnie prowadzi seniorskie drużyny. Zaczynał od najniższego szczebla. Pierwsze sukcesy pojawiły się w Pogoni Ruda Śląska. W latach 2014-2017 najpierw awansował z ekipą z Nowego Bytomia do okręgówki, a przygodę zwieńczył pierwszym w historii klubu Pucharem Polski Podokręgu Katowice. W finale wygrał ze zdecydowanie wyżej notowanymi rezerwami GKS-u Katowice

Kolejnym etapem trenerskiej kariery była grająca w częstochowskiej okręgówce Warta Kamieńskie Młyny. Obejmował zespół na miejscu spadkowym z raptem 13. punktami na koncie. Pod jego wodzą drużyna zdobyła 28 oczek i utrzymała się dzięki wygranym barażom, zaliczając przy tym świetną przygodę w zmaganiach pucharowych. Warta najpierw wygrała trofeum Podokręgu częstochowskiego, później dotarła do ćwierćfinału rozgrywek wojewódzkich.
 
Załapało po barażach
Naprawdę sporym wyzwaniem było podjęcie pracy w Szczakowiance. Ekipa z Jaworzna spadła z IV ligi, ale na tydzień przed rozpoczęciem nowego sezonu okazało się, że... otrzyma szansę na naprawienie zakończonych już wcześniej rozgrywek. Wszystko przez to, że z gry na piątym szczeblu zmagań wycofała się Unia Turza Śląska, co oznaczało dodatkowy baraż między byłym ekstraklasowiczem a Kuźnią Ustroń. Problem w tym, że Szczakowianka była w fazie wielkiej przebudowy, a Łukasz Bereta jej trenerem został raptem kilka dni wcześniej. - Trafił do nas na niecały tydzień przed pierwszym meczem. Szczerze mówiąc przed tym starciem ja nawet nie znałem chłopaków z szatni z imienia. Prawda, że Kuźnia najpierw spokojnie nas "cyknęła", ale już w rewanżu tak źle to nie wyglądało. No a później wszystko załapało - opowiada Michał Biskup, kapitan Szczakowianki.
 

Start ligi był dla jaworznian wyśmienity. Serię czterech zwycięstw przerwała wpadka z Dramą Zbrosławice, w kolejnych ośmiu meczach podopieczni Berety znowu nie zaznawali porażki. Po raz drugi przegrali  dopiero 20 października. Będąc liderem tabeli IV grupy katowickiej okręgówki, ale nie mając akurat do dyspozycji dwóch kluczowych graczy, ulegli drugiemu w stawce Górnikowi Wojkowice. - Źle weszliśmy w mecz. Rywale byli agresywniejsi, bardziej nabuzowani, a my nie graliśmy długim podaniem i próbując rozgrywać narażaliśmy się na kontry. To był jednak nasz słaby mecz, a i zmiany, których dokonaliśmy nie wpłynęły na korzyść - przyznawał po tym spotkaniu Bereta. Dzień później przeniósł się do Gwarka Ornontowice.

"Znowu muszę szukać trenera"
Praca u IV-ligowca była kolejnym sportowym awansem młodego szkoleniowca. W Jaworznie zostawił po sobie dobre wrażenie. - Jeśli wygramy swój najbliższy mecz, będziemy mieć wiosną tyle zdobytych punktów co na jesień. A przecież w tej pierwszej rundzie zupełnie się nie znaliśmy, nie mieliśmy żadnego okresu przygotowawczego. Niech to świadczy o tym, jak dobrą robotę zrobił u nas Łukasz Bereta - podsumował pracę swojego byłego trenera Biskup, z którym rozmawialiśmy kilka dni temu.

Ornontowice znowu stanowiły wyzwanie. Zespół nie wygrał pięciu kolejnych spotkań i po 11 rozegranych meczach miał raptem 2 punkty przewagi nad strefą spadkową. Gwarek szukał więc "nowej miotły". - Po rozmowie dało się wyczuć, że pan Łukasz się nie boi. Nie miał obaw przed prowadzeniem starszych zawodników, wiedziałem, że wcześniej też sobie z tym radził. Poza tym jego poprzednie drużyny bez dużych nakładów zawsze robiły postęp - mówi Krzysztof Zdrzałek, prezes Gwarka pytany o to dlaczego zdecydował się powierzyć drużynę raptem 28-letniemu trenerowi.

Decyzji nie żałował. Gwarek - choć powoli - w końcu zaczął piąć się w górę. Na "dzień dobry" pod wodzą nowego szkoleniowca przegrał co prawda w Bytomiu z Polonią, ale już kilka dni później rozbił aż 7:0 Górnika Piaski. W dwóch ostatnich meczach jesieni ugrał tylko punkt, za to wiosną stał się prawdziwą rewelacją. Pod względem liczby punktów zdobytych w rundzie rewanżowej dał się wyprzedzić tylko Warcie, Szombierkom i Polonii. - Przez lata różnymi metodami próbowaliśmy osiągnąć górną połówkę tabeli, ale się nie udawało. Fakt, że teraz zbudowaliśmy również fajną kadrę, ale dopiero tym razem złapaliśmy się do pierwszej "ósemki". A pewnie gdyby nie problemy z początku rozgrywek bylibyśmy znacznie wyżej.- podkreśla prezes drużyny z Ornontowic, dla której wysokie miejsce oznacza nie tylko realizację celu sportowego, ale też wzrost środków na jakie może liczyć z miejskiej kasy.


Wyniki osiągane przez Gwarka Ornontowice w sezonie 2018/19. Po lewej tabela za okres sprzed pracy Berety, po prawej rezultaty osiągane pod jego wodzą (źródło: 90minut.pl)

Nic dziwnego, że w Ornontowicach uczucia na wieść o tym, że Bereta dostał ofertę z Chorzowa mieli rozdarte. - Znowu muszę szukać trenera, a Łukasz Bereta robił u nas bardzo dobrą robotę. Pewnie gdyby poszedł do drużyny z tej samej ligi i zrobił to tylko dla pieniędzy to bardzo by mi się to nie podobało. Ale jeśli ktoś otrzymuje ofertę z tak renomowanego klubu jak Ruch, to tylko się cieszyć, bo to kolejna osoba która przez Gwarek pnie się w górę - mówi prezes Zdrzałek.

Nie grać, nie udawać
Wiadomo, że największe wątpliwości wśród fanów Ruchu budzi młody wiek, w jakim do szatni "Niebieskich" w roli szefa wejdzie Bereta. O to jak wygląda taki "debiut" u 28-latka zapytaliśmy Artura Skowronka, który na podobnym etapie swojego życia obejmował stery w I-ligowym Ruchu Radzionków. - Przede wszystkim chciałem  wówczas być sobą. Nie zamierzałem przed nikim grać i udawać, że wcale nie jestem osobą młodą, dotykającą dopiero tak wysokiego poziomu trenerskiego. Pomogła wartość merytoryczna i dyscyplina. Szatnia to kupiła i uważam, że najprostszą drogą w takiej sytuacji jest po prostu obronić się wiedzą - opowiada szkoleniowiec, który dziś z ugruntowaną już pozycją na rynku buduje w Mielcu drużynę na awans do Ekstraklasy. - Wtedy, w Radzionkowie, było mi pewnie łatwiej, bo nie zmieniałem szatni. Moją osobę budowano najpierw przy Rafale Góraku, z którym pracowałem przez 5 lat. Później pomogła mi starszyzna. Łukasz wejście do szatni będzie miał więc inne, ale prawda jest taka, że autorytet buduje się lub go traci na przestrzeni pierwszego tygodnia, czy dwóch. Dziś piłkarz docenia przede wszystkim dobry trening, wiedzę, pracę, a do tego uczciwość i umiejętność budowania odpowiednich relacji - dodaje po chwili Skowronek.

Bereta ze starszymi zawodnikami w swojej przygodzie z "trenerką" miał już do czynienia. Choćby w Gwarku, gdzie spotkał się z 39-letnim Tomaszem Kasprzykiem. - Nie było z tym problemu. Wiadomo, że jak rozmawialiśmy na osobności to przechodziliśmy na "ty", ale w szerszym gronie zawsze mówiłem "trenerze". Bez względu na różnicę wieku był przecież moim przełożonym. Nie miał żadnych problemów nad zapanowaniem nad szatnią. Raczej używa spokojnego tonu, choć zdarzało się, że musiał się zachować trochę ostrzej. Za to na ławce i w szatni bardzo żyje meczem. Nie miał problemu z przekazywaniem mi swoich uwag, mi też to nie przeszkadzało. Każdy jest inny, a on podchodził do zawodników bardzo indywidualnie - opowiada piłkarz, który futbol uprawia już przeszło dwie dekady. Swoje w nim widział, ale z tak młodym trenerem w Ornontowicach pracował po raz pierwszy. - Ale to nie ma znaczenia ile ma lat. Ważne, że wie co ma robić i według mnie zna się na robocie. Wyniki mieliśmy dobre, treningi bardzo mi się spodobały - komplementuje swojego byłego już trenera zawodnik mający w CV występy dla Grunwaldu Halemba, GKS-u Tychy, Ruchu Zdzieszowice i ROW-u Rybnik.

Kasprzykowi wtóruje Michał Biskup ze Szczakowianki. - Nie miałem wcześniej tak młodego trenera. Początkowo byłem do tego wszystkiego dziwnie nastawiony. Pomagałem mu jednak jak mogłem, bo sam spędziłem w tym klubie ze 20 lat. Ale wiadomo, jak do szatni trafia szkoleniowiec w tym wieku, to jest w głowie niewiadoma. Szybko nas do siebie przekonał. Nie miał przecież dużo czasu, a zrobiliśmy wynik - podkreśla kapitan ekipy z Jaworzna.

Pomysły i nos do piłkarzy
Nowy trener Ruchu to przedstawiciel generacji, która do zawodu wprowadza świeże spojrzenie, stawiając przede wszystkim na specjalistyczną wiedzę. Bereta jest absolwentem katowickiej AWF, legitymuje się licencją UEFA A zdobytą w szkole trenerów w Białej Podlaskiej. Należy do grona szkoleniowców z uprawnieniami UEFA Elite Youth A - najwyższym stopniem w dziedzinie szkolenia dzieci i młodzieży w Europie. Jest licencjonowanym trenerem Polish Soccer Skills, fachu uczył się m.in. podczas wyjazdów szkoleniowych do Manchesteru, Liverpoolu, Sevilli, Madrytu, czy Barcelony i na stażach u Waldemara Fornalika w Chorzowie oraz w Borussii Dortmund. - Treningi zawsze były u niego ciekawe i urozmaicone. Zawsze był jakiś element rywalizacji, potrafił prowadzić zajęcia tak, by te sprawiały przyjemność. To prawda, że ma ciekawy warsztat. Sporo zresztą widział jeżdżąc na różne staże - opowiada Michał Biskup. - Robił nam testy, sporo było pokazów na monitorach, różnych nowinek. Wiadomo, że dla młodych to może nie są jakieś nowości, ale było widać, że ma pomysły. Ma też swoją szkółkę, pracuje z młodzieżą, wiem że tam też lubi eksperymentować. Wyniki mieliśmy dobre, treningi bardzo mi się podobały - mówi z kolei ligowy weteran, Tomasz Kasprzyk.

Łukasz Bereta na stażu w Borussi Dortmund (fot. Facebook/Individual Football Skills IFS)

Co jeszcze byli podopieczni doceniali u Berety? - Potrafił rozmawiać z zawodnikami. Większość z nas pracuje, więc umiał wyczuć kiedy trzeba być wyrozumiałym i nie patrzył krzywo gdy ktoś był zmęczony, nie robił pod górkę, tylko starał się pogadać i pomóc - docenia zawodnik Gwarka. - Ma charyzmę i charakter, na sto procent nie jest osobą, która da sobie wejść na głowę. Co jeszcze jest jego zaletą? Myślę, że szczerość. Mówił wprost, nie było żadnych "słabych" sytuacji. Zawsze przedstawiał sprawę otwarcie i zawsze z optymizmem. Bardzo mi się to podobało - wspomina zaś kapitan Szczakowianki. Inne walory dostrzega prezes Zdrzałek. - Ma nosa do zawodników. Zimą dokonaliśmy dobrych wzmocnień, a to on potrafił wskazać ludzi, którzy nie kosztowali dużo a warto było zwrócić uwagę. Z okręgówki sprowadziliśmy na przykład gracza, który grał u nas niemal za darmo, a szybko wyrósł na kluczową postać na boisku imponując świetnym charakterem i nieustępliwością - mówi nam sternik Gwarka. Słowa prezesa IV-ligowca powinny cieszyć sympatyków "Niebieskich", pomysł jaki ma bowiem realizować przy Cichej nowy trener Ruchu powinien się opierać właśnie na odpowiednim "przeglądzie" kadr w regionie.

W obu ostatnich klubach Berety podkreślają, że podobało im się nastawienie z jakim drużyny pod jego wodzą wychodzą na boisko. - To raczej typ trenera, który woli atakować, niż bronić. To wychodziło nam na dobre. Za jego kadencji trochę meczów powygrywaliśmy. Gdyby brać pod uwagę tylko wyniki z wiosny, bylibyśmy w czołówce - zauważa Tomasz Kasprzyk. - Wiadomo, że w piłce seniorskiej na koniec zawsze liczy się wynik. Ale nic za wszelką cenę. Trener Bereta stawiał na grę piłką. I ona na boisku "chodziła". Nie było jakichś bardzo ciężkich treningów, zajęcia były dopasowane do zawodników, którzy na co dzień pracują - dzieli się z kolei swoimi spostrzeżeniami prezes Zdrzałek.

Buty na kołek
Bereta dość długo pracę w roli trenera łączył z grą. Przez kilka lat szkolił się w młodzieżowych zespołach Ruchu, gdzie otarł się o Młodą Ekstraklasę. Zaliczył również 12 spotkań w III-ligowym wówczas Rozwoju Katowice. Później skupiał się już przede wszystkim na "trenerce", choć jeszcze kilka miesięcy temu regularnie sam wstawiał się do składu. - Ale był przy tym sprawiedliwy, po prostu zasługiwał na granie. Grał w pomocy, a jego atutem mimo warunków fizycznych była gra głową. W tym elemencie był jednym z najlepszych w naszym zespole - opowiada z uśmiechem Michał Biskup, który jesienią wraz z Beretą stanowił o środku pola Szczakowianki.

W pierwszych meczach sezonu Bereta-piłkarz zdążył zdobyć nawet dla swojej drużyny 3 gole, w Ornontowicach skupił się już jednak wyłącznie na pracy trenera. Pierwszy powód był prozaiczny - w październiku barw klubowych zmienić nie mógł z powodu zamkniętego okienka transferowego. Zimą działacze Gwarka zdecydowali się nawet wykupić jego kartę z Jaworzna, ale szkoleniowiec na boisku nie pojawił się ani razu. - Zdarzało się, że był wpisywany do protokołu meczowego ale uznaliśmy, że nie będziemy chcieli iść w stronę "grającego trenera". Braliśmy co prawda pod uwagę, że w razie kłopotów kadrowych trener Bereta sam wejdzie na boisko, ale koniec końców takiej konieczności nie było - tłumaczy Krzysztof Zdrzałek.

Wziąć chwilę w garść
Każdy z naszych rozmówców jest przekonany, że Bereta w Chorzowie tylko potwierdzi swoją wartość. Żaden nie ma przy tym wątpliwości, że 28-latek robi dobrze podejmując wyzwanie. - Z tego co wiem praca w Ruchu Chorzów była jego marzeniem. Tam zaczynał przygodę z piłką i zawsze chciał trenować dorosłą drużynę z Cichej. Nigdy nie wiadomo, czy dany moment jest na to odpowiedni, ale jak nie spróbuje, to nie będzie wiedział. Ja na jego miejscu na pewno bym próbował. Pokazał już, że kolejne drużyny potrafi poprowadzić, więc czemu ma się nie udać w Ruchu? - pyta retorycznie Tomasz Kasprzyk.

- Jasne, że jako zawodnik Łukasz nigdy nie zaszedł na te najwyższe szczeble, ale mimo wszystko cały czas grał. Na pewno wyniósł z tego sporo nauki. Czuje szatnię, wie jak ją zbudować, kiedy krzyknąć, a kiedy "zhaltować" - podkreśla Michał Biskup. - Każdy trener musi umieć podjąć odpowiednie ryzyko. Czasami trzeba wziąć chwilę w garść. Ja tak zrobiłem i nie żałuję, bo szybko złapałem bezcenne doświadczenie. Jeśli Ruch zainteresował się Łukaszem, to znaczy że miał ku temu powody. Być może obie strony w ważnym dla siebie momencie okażą się dla siebie pomocne. Niejeden z młodych trenerów czekał na swoją szansę, a później potwierdził że to dobry kierunek. Jasne, że to jakieś ryzyko dla klubu, ale przecież trener z większym doświadczeniem też nie gwarantuje wyniku - analizuje Artur Skowronek.


"Spełnienie maRzeń" - napisał na swoim facebookowym profilu Łukasz Bereta po podpisaniu umowy z Ruchem (fot. Ruch Chorzów)

Wiadomo, że w porównaniu z niższymi szczeblami praca nawet w III lidze, tym bardziej w jednym z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce, to spory ciężar do uniesienia. Nieraz nawet dla tych bardziej "obytych" trenerów. - Z autopsji wiem, że między III ligą a okręgówką jest ogromna różnica. Na tym poziomie już nie każdy codziennie pracuje, więc organizacyjnie inaczej to wygląda. Przepaść jest też pod względem fizycznym, no i piłkarskim - wskazuje Michał Biskup. - Myślę, że trener Bereta mimo młodego wieku i takiego spokojnego usposobienia ma w sobie charyzmę i poradzi sobie również z zawodnikami Ruchu. Choć wiadomo, że tam mowa już o innych realiach. Inne pieniądze, inni kibice, inne ciśnienie. Czas pokaże co z tego wyjdzie, ale osobiście bardzo kibicuję by mu się udało - trzyma kciuki za swojego byłego już pracownika prezes Gwarka Ornontowice.

Pomysł na zatrudnienie w Chorzowie 28-letniego trenera podsumowuje Artur Skowronek. - Szkoleniowców na rynku jest sporo, szkoła trenerów się rozwija i jest coraz więcej ludzi z prawdziwą pasją do tego zawodu. Myślę, że włodarze to dostrzegają i doceniają. Jeśli ktoś rekrutuje trenera, to musi wiedzieć dlaczego wybiera akurat tego, a nie innego. Zaufanie musi być skierowane do konkretniej osoby, a nie motywowane tylko wiekiem - zwraca uwagę były trener m.in. Pogoni Szczecin, GKS-u Katowice i Widzewa Łódź.

Wiadomo, że dużą aprobatę dla kandydatury młodego szkoleniowca wyrazili kibice. Teraz wraz z działaczami muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za podjęte decyzje i - w chwilach ewentualnych niepowodzeń - z cierpliwością i zaufaniem czekać na efekty jego pracy.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również