Wysoki lot Skowronka i ciężary obrońcy tytułu. Za nami pierwsze pucharowe przetarcie

23.09.2021

Za nami pierwszy tydzień rywalizacji w ramach I rundy Fortuna Pucharu Polski. Kluby z naszego województwa, które zainaugurowały swoje zmagania we wtorek bądź w środę, niemal suchą stopą przeszły przez wspomnianą fazę. Do tej pory z krajowym pucharem pożegnało się jedynie bielskie Podbeskidzie, a z kolei bardzo dobre wrażenie pozostawili po sobie zawodnicy Górnika Zabrze czy Zagłębia Sosnowiec.

Krzysztof Porębski/PressFocus

Jako pierwsze do akcji, bo już we wtorkowe popołudnie, przystąpiły dwa zespoły z naszego regionu, które dotychczasowej części ligowych bojów z pewnością nie zapiszą do udanych. Mowa o GKS-ie Jastrzębie oraz Zagłębiu Sosnowiec, mające na swoim koncie po jednym triumfie na boiskach Fortuna 1. Ligi i plasujące się tuż nad albo tuż pod kreską. W Pucharze Polski obaj przedstawiciele niejako podwoili swój dorobek dotychczasowych wygranych, eliminując z gry dwóch przedstawicieli z niższych szczebli rozgrywkowych.

Jastrzębianie odnieśli dwubramkowe zwycięstwo na terenie Polonii Środa Wielkopolska, która ma chrapkę na pojawienie się na szczeblu centralnym, ale na ten moment plasuje się dopiero na szóstym miejscu w gr. II trzeciej ligi. Warto jednak odnotować, że obecny skład wspomnianej grupy jest mocny jak chyba nigdy i aż ciężko stwierdzić, kogo należy uznać za głównego pretendenta w walce o awans. W końcu na zespół z Luisem Henriquezem na czele czekają pojedynki m.in. z Kotwicą Kołobrzeg, Olimpią Grudziądz, Świtem Skolwin, Błękitnymi Stargard czy Elaną Toruń. 

W „Pucharze Tysiąca Drużyn” podopieczni Krzysztofa Kapuścińskiego nie sprawili jednak niespodzianki w starciu z wyżej notowanym rywalem, a swoje premierowe trafienia dla klubu z Harcerskiej zapisali na swoim koncie Adrian Balboa i Łukasz Gajda. - Mecz stał na naprawdę wysokim poziomie, ale zwycięstwo nie przyszło nam wcale łatwo. Polonia pokazała ogromną walkę i determinację. Wszystkich traktuje jako członków pierwszego zespołu, nie jako jakiś zmienników. Zdecydowana część chłopaków, którzy pojawili się dziś na boisku, ma już przecież na swoim koncie pierwszoligowe doświadczenie - wyraźnie podkreślał trener Jacek Trzeciak, zwracając również uwagę na dużą ilość stworzonych okazji bramkowych przez swoich podopiecznych.

Na znakomitą skuteczność nie mógł również narzekać Artur Skowronek, notujący wręcz wymarzony debiut w roli trenera sosnowieckiego Zagłębia. Podopieczni trenera, mającego już na swoim koncie pracę w Wiśle Kraków czy Stali Mielec, rozbili na wyjeździe aktualnego wicelidera opolskiej IV Ligi - Ruch Zdzieszowice aż 6:0. Połowę z tego dorobku ustrzelił będący w coraz lepiej dyspozycji Szymon Sobczak, a swoją premierową bramkę na seniorskich boiskach zdobył 18-letni obrońca Kacper Smoleń. Mecz na Opolszczyźnie przyniósł także rewolucje w Zagłębiu pod kątem taktyki. W przeciwieństwie do bojów na boiskach 1. Ligi, tym razem przyjezdni zostali ustawieni na murawie w formacji 3-4-3, ale jak zapowiedział nowy opiekun klubu znad Brynicy, to nie koniec taktycznych eksperymentów. 

– Bardzo się cieszymy, że wyglądaliśmy dobrze w tym meczu. Pokazaliśmy kulturę gry i  potwierdziliśmy to dobrym wynikiem. Cieszę się także, że Zagłębie zafunkcjonowało jako zespół, chociaż mieliśmy świadomość, że mecz w Zdzieszowicach po prostu musimy wygrać. Mamy w sobie także dużo pokory – przyznał na gorąco po końcowym gwizdku Artur Skowronek.

Dzień później, zanim większość kibiców na dobre skończyła pierwszą zmianę w pracy, do akcji wkroczyli zawodnicy Górnika Zabrze. „Trójkolorowi”, jako jedyni z uczestniczących w Fortuna Pucharze Polski śląskich przedstawicieli, rozegrali mecz na własnym stadionie, co wyniknęło z faktu, że ich rywalem został inny zespół z PKO Ekstraklasy - Radomiak. I choć beniaminek przystępował do bezpośredniej rywalizacji jako ekipa z lepszym bilansem w rozgrywkach ligowych, a ponadto trener Jan Urban dokonał w wyjściowym składzie aż dziewięciu roszad, gospodarze nie mieli większych problemów z ograniem radomian.

Wynik 2:0 można nawet uznać mianem najniższego wymiaru kary dla przyjezdnych, bo gdyby znacznie lepszą skutecznością wykazali się ofensywni zawodnicy Górnika - na czele z Piotrem Krawczykiem i debiutującym Macedończykiem Davidem Toshevskim - bramkarz Radomiaka schodziłby do szatni z jeszcze bardziej skwaszoną miną. Mimo to w grze „Trójkolorowych” zdecydowanie należało odnotować kilka pozytywów, na czele z bardzo dobrze dysponowanym środkiem pomocy czy znakomitym wejściem do drużyny młodego obrońcy Jakuba Szymańskiego.

– Każdy wie, czym są rozgrywki pucharowe. W Polsce, w Niemczech czy w Anglii mecze są trudne i to nieważne z kim się gra – z Ekstraklasą czy drugą lub trzecią ligą. Zawsze ważne jest przejście do dalszej rundy, co przynosi też dochód finansowy. Liczy się to, że awansowaliśmy dalej i teraz koncentrujemy się na niedzielnym meczu wyjazdowym, aby było równie dobrze. Nie ma sensu analizować czego zabrakło. Strzeliliśmy dwa gole, jesteśmy rundę dalej i teraz czeka nas regeneracja przed kolejnym meczem - tak zwycięską pucharową rywalizację skomentował z kolei Lukas Podolski, który na boisku pojawił się z ławki rezerwowych. 

 

Podczas pucharowej rywalizacji z Radomiakiem, David Toshevski zapisał na swoim koncie premierową bramkę w barwach zabrzańskiego Górnika (fot: Marcin Bulanda/PressFocus)

W II rundzie Pucharu Polski zameldował się także Piast, pewnie wywiązując się z roli zdecydowanego faworyta i ogrywając na wyjeździe Włocłavię Włocławek 2:0. Gliwiczanie wykonali zadanie za sprawą goli dwóch nowych twarzy w talii trenera Waldemara Fornalika - Nikoli Stojiljkovicia i Damiana Kądziora. Wspomniany rezultat mógł być jednak nawet jeszcze korzystniejszy, gdyby w samej końcówce wyjątkowej rywalizacji dla gospodarzy (zwieńczającej obchody 75-lecia istnienia czwartoligowca z województwa kujawsko-pomorskiego), rzutu karnego nie zmarnował Alberto Toril.

Zdecydowanie więcej emocji dostarczyła za to rywalizacja w Rzeszowie, gdzie swój pierwszy krok ku obronie pucharu miał postawić Raków Częstochowa. Jak się okazało, podopieczni Marka Papszuna swój cel zrealizowali, ale wcale nie przyszło to im łatwo - nawet pomimo różnicy aż dwóch poziomów rozgrywkowych pomiędzy Stalą a „Medalikami”. Choć na przerwę goście schodzili z dwubramkowym prowadzeniem na koncie, już w 51. minucie na tablicy wyników widniał remis 2:2. W końcówce jednak większą ilością wyrachowania i zimnej krwi wykazali się obrońcy tytułu, zadając liderowi eWinner II Ligi dwa mocne ciosy. - Pucharowe boje nie zawsze są łatwe, a drugą część gry faktycznie zaczęliśmy gorzej. Najważniejszy jest awans i idziemy dalej - przyznał w rozmowie z reporterką „Łączy nas Piłka” pomocnik Rakowa, Valeriane Gvilia. 

Na razie omówiliśmy mecze zespołów, oczekujące już na swoich rywali w 1/16 finału. Trzeba jednak powiedzieć także kilka słów o drużynie, dla której I runda okazała się nie być nie do przejścia. Mowa o bielskim Podbeskidziu, coraz bardziej rozpędzającym się na boiskach Fortuna 1. Ligi, ale z Pucharem Polski żyjącym jak „pies z kotem”. Od 2016 roku, gdy „Górale” po raz pierwszy pożegnali się z najwyższym poziomem rozgrywkowym, tylko raz udało im się znaleźć w 1/8 finału zmagań, a dodatkowo po raz drugi w ciagu ostatnich trzech lat potknęli się w pucharze już na pierwszej przeszkodzie.

Tym razem sposób na bielszczan znalazł II-ligowy Motor Lublin, potwierdzając tym samym swoje bardzo wysokie aspiracje. Podbeskidzie, mające problem z dokładnością i koncentracją w swoich poczynaniach, nie znalazło sposobu na przełamanie zwartej defensywy rywala. Dodatkowo podopieczni trenerskiego duetu Jawny-Dymkowski stracili jedyną bramkę po sprokurowanym przez siebie rzucie karnym, którego na gola pewnie zamienił Maciej Firlej. Bielszczanom nie pomogła nawet dokonana w okolicach 73. minuty aż poczwórna zmiana, a jak podkreślał Piotr Jawny na pomeczowej konferencji prasowej, Motor zaimponował w swoich poczynaniach determinacją i dużą dawką włożonego serca.

- Od początku staraliśmy się napierać na rywala, mieliśmy kilka swoich sytuacji. Sam muszę spojrzeć na wideo, choć moi zawodnicy byli zażenowani sytuacją, w jakiej rzut karny został podyktowany. Poza tym mieliśmy na murawie dużo walki, zaangażowania i pewnie gdybyśmy zachowali większą ilość zimnej krwi, stworzylibyśmy sobie jeszcze więcej okazji - powiedział opiekun bielskiego Podbeskidzia. 

Na razie jednak pucharowa skuteczność śląskich zespołów, pomijając żegnających się z rozgrywkami „Górali”,  może napawać względnym optymizmem. A to oczywiście nie koniec emocji, bo droga na stadion PGE Narodowy znajdzie swoją dalszą część już w przyszłym tygodniu. Wówczas do gry wkroczą bowiem zawodnicy GKS-u Tychy, Skry Częstochowa, GKS-u Katowice oraz zwycięzcy pucharu na szczeblu Śląskiego Związku PIłki Nożnej - Rekord Bielsko-Biała, którzy wybiorą się na mecze odpowiednio do Ostrowca Świętokrzyskiego, Poznania, Zambrowa i Nowego Dworu Mazowieckiego.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również