Sasa Zivec: "W Gliwicach piłkarze nie mają rozdmuchanego ego"

08.11.2017
Piłkarze Piasta Gliwice zakończyli rundę jesienną na słabiutkiej 15. pozycji, wyprzedzając jedynie będącą w ogromnym kryzysie Pogoń Szczecin. Słoweniec Sasa Zivec przyznaje jednak w rozmowie z naszym portalem, że ten stan rzeczy może się szybko zmienić, a drużyna chce w końcu pozbyć się prześladującego ich od początku rozgrywek pecha. 
Łukasz Sobala/PressFocus
Piotr Porębski (SportŚląski.pl): Z pewnością nastroje w klubie po niedzielnym meczu nie są za dobre. Wcześniej to Wam udawało się odbierać punkty rywalowi w doliczonym czasie, teraz to wy straciliście cenny remis w Niecieczy.
Sasa Zivec (Piast Gliwice): Tak, myślę że ten pech nas często dopada w tym sezonie. Ja jestem jednak optymistą w każdej sytuacji i wierzę w to, że wszystko obróci się jeszcze na naszą korzyść. Mamy półtora tygodnia na to, żeby jak najlepiej przygotować się do najbliższego ligowego spotkania z Cracovią.
 
Porażka w Niecieczy jest o tyle istotna, że ponieśliście ją z bezpośrednim rywalem o utrzymanie.
Faktycznie, jest to nasz bezpośredni rywal w tabeli, ale myślę, że jeszcze za szybko mówić o tym, kto będzie bił się o mistrzostwo, a kto o utrzymanie w Ekstraklasie. Dużo spotkań jeszcze przed nami i sporo punktów do zebrania. To na razie tak średnio wygląda, ale jednak wszystko może się jeszcze całkowicie odmienić. Nie potrzeba do tego wiele.
 
No tak, dużo może się już zmienić za półtora tygodnia, bo czeka was kolejny mecz „o 6 punktów” - tym razem z Cracovią.
Teraz czeka na nas wiele ciężkich pojedynków, ale w Polsce, w Ekstraklasie każdy mecz jest do wygrania. Oby tym razem wszystko obróciło się na naszą korzyść.
 
Skoro jeszcze nie bierzecie pod uwagę konieczności walki tylko o utrzymanie, jakie cele zakładaliście sobie przed sezonem?
Chcemy w każdym meczu dawać z siebie 100% i wygrywać kolejne spotkania. Każdy zawodnik z drużyny zapewne w głowie ma chęć dołączenia do pierwszej ósemki. Dzięki temu nie tylko zapewnilibyśmy sobie ligowy byt, ale także moglibyśmy mieć spokojną końcówkę sezonu.
 
Ciężko jest uciec od porównań z waszym znakomitym sezonem 2015/2016. W analogicznym okresie po 15. kolejkach udało Wam się zdobyć aż o 21 punktów więcej. To spora degrengolada i czemu według ciebie zmarnowaliście pewien potencjał, a sukces w postaci 2. miejsca nie pociągnął za sobą kolejnych?
Smutno jest mówić o tym, bo naprawdę tamten zespół, ale także obecny ma bardzo duży potencjał. Niestety, wszystko poszło jednak w nie takim kierunku jakbyśmy chcieli. Wydaje mi się, że moglibyśmy osiągnąć naprawdę wielkie rzeczy. Może o powtórkę wicemistrzostwa byłoby bardzo trudno, ale pierwsza ósemka powinna być w naszym zasięgu.
 
Tak, zważywszy na to, że w mojej opinii obecna kadra Piasta jest jedną z najmocniejszych, jaka występowała do tej pory w Ekstraklasie.
Zgadzam się z tym w stu procentach, jednak nic samo się nie zrobi. Musimy ostro zasuwać, pracować na treningach i walczyć o ligowe punkty.
 
Być może Waszą sytuację ratuje także fakt, że po 30. kolejkach punkty nie będą dzielone na pół.
Dla nas to bardzo dobra informacja, że podziału już nie będzie, ale nie chcemy się już skupiać tylko na walce o utrzymanie. W tej lidze wszystko może się jeszcze zmienić, bo w końcu jak my wygramy parę meczów z rzędu i złapiemy dobrą serię, to z pewnością awansujemy w tabeli i uciekniemy strefie spadkowej.
 
Mimo tego, że znaleźliście się na razie pod kreską, da się wyszukać parę pozytywnych postaci w tej drużynie. W końcu popisową partię w meczu z Wisłą Płock zaliczył Martin Bukata, a Joel Valencia wyrasta na najlepszy letni nabytek. Dynamiki i dobrego wyszkolenia technicznego można mu pozazdrościć.
Naprawdę nasz zespół jest mocny, a dodatkowo mamy szeroką kadrę. Bo zawodnicy, którzy w Ekstraklasie występują trochę rzadziej, spokojnie daliby sobie w niej radę. To jest siła drużyny, bo np. w momencie kiedy wypadł Gerard Badia, nie było problemu z ponownym ustawieniem składu i załataniem dziury po nim.
 
W tej rundzie mimo to wygraliście jednak tylko 3 mecze i obiektywnie patrząc, na komplet punktów zasłużyliście tylko w spotkaniu z Wisłą. W Białymstoku uratował was samobój oraz indolencja strzelecka zawodników gospodarzy, a z Koroną sam przyznałeś w którymś wywiadzie, że to był wasz najgorszy mecz.
Tak, ale paradoksalnie w tym sezonie już mieliśmy wiele takich meczów, w których to my zasługiwaliśmy na zwycięstwo, a nie udawało nam się zdobyć kompletu punktów. Właściwie ten pech nas dopadł od pierwszych kolejek, gdyż mogliśmy w nich wygrać spotkania bez stresu. Sami jednak spowodowaliśmy przez ten początek taką sytuację, że jest nam do teraz trudno wygrzebać się z dolnych rejonów tabeli. Już na Cracovii spokojnie mogliśmy odnieść jedno, bądź dwubramkowe zwycięstwo. W spotkaniu ze Śląskiem Wrocław też mieliśmy sporo okazji, a jeszcze dochodzą do tego zmarnowane jedenastki. Nie ma co mówić już o tym początku, bo wydaje mi się, że po czterech kolejkach powinniśmy mieć z 10 punktów na koncie.
 
Ważne jest jednak to, że szczególnie w ostatnich meczach na boisku drużyna oddaje całe serce i jest zdeterminowana właściwie do ostatniego gwizdka sędziego.
Dokładnie, bo jeżeli ktoś nie dokłada ze stricte umiejętności czysto piłkarskich, to nadrabia serduchem i walką. Ja myślę, że ta determinacja powinna być podstawą u każdego piłkarza i w tej kwestii każdy powinien dawać z siebie wszystko.
 
Myślę, że nie tylko w Ekstraklasie da się zauważyć piłkarzy, którzy może są z techniką na bakier, ale wszystko nadrabiają tą walką i tym zjednują sobie kibiców.
No tak, myślę, że w naszej lidze jest wielu takich zawodników, którzy swoje braki nadrabiają walecznością. Bardzo się to opłaca, bo nawet jeżeli ktoś nie ma odpowiednich umiejętności, może osiągnąć w piłce wiele.
 
Uczciwie trzeba powiedzieć, że powoli trener Fornalik już odciska piętno na waszej grze. Może to będzie ciężkie, ale da się w pewnych kwestiach porównać wszystkich szkoleniowców, z którymi miałeś możliwość współpracy w Gliwicach?
Myślę, że każdy szkoleniowiec jest inny i przywiązuje wagę do innych futbolowych aspektów. Ciężko jest porównać tych trenerów, nie odważę się oceniać ich warsztatów, ale chyba mogę powiedzieć, że trenerzy Radoslav Latal, Dariusz Wdowczyk i Waldemar Fornalik są absolutnie rożni, np. pod względem charakterologicznym.
 
W Gliwicach zapewne wielu liczy na to, że także tutaj ostatni z wymienionych trenerów zasłuży na przydomek „King”.
Ja zawsze jako zawodnik wspieram każdego trenera i tak samo jest w przypadku Waldemara Fornalika. Jestem przekonany, że pociągnie on nasz wózek do przodu, co będzie korzystne zarówno dla nas jako piłkarzy, ale także dla niego.
 
Czyli na szczęście u Was nie dojdzie do przypadku, że piłkarze zbuntują się przeciwko szkoleniowcowi i doprowadzą do jego zwolnienia.
Nie, absolutnie nie. Myślę, że w Gliwicach do takiej sytuacji nie doszło i nie dojdzie. Tutaj piłkarze nie mają rozdmuchanego ego i każdy wobec siebie zachowuje się absolutnie normalnie.
 
Teraz po czasie żałujesz tego nieudanego wypożyczenia do Latiny Calcio? Co właściwie stało się w trakcie uzgadniania tego ruchu transferowego?
Ja już właściwie o tym zapomniałem i właściwie z nikim o tym nie rozmawiałem już od dłuższego czasu. Cały czas patrzę do przodu i nie oglądam się za siebie. Ale przyznam szczerze, że podobny przypadek zdarzył mi się już wcześniej w trakcie kariery. Kiedy byłem młodszy i poszedłem grać do Bułgarii, to także anulowano transfer do jednego z tamtejszych klubów. A jeżeli chodzi o Latinę, to wszystko działo się właściwie na ostatnią chwilę. W dużym skrócie – Włosi nie dopełnili pewnych formalności na czas. Konkretniej chodzi o protokół dla „international transfer”, ale także testy medyczne. Ja i mój agent właściwie cały czas siedzieliśmy jak na szpilkach i czekaliśmy na rozwój sytuacji. Nie było jednak tak, że byłem zaskoczony, że to wypożyczenie nie wypaliło.
 
Chyba jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W końcu Latina w tym roku zbankrutowała i zaczęła na nowo istnieć w Serie D.
Tak jest, niestety tak się dzieje często we Włoszech. Małym zespołom albo udaje się piąć wysoko do góry, albo bardzo szybko zostają bankrutami i kończą przygodę z poważną piłką. Latina nie miała takiego szczęścia i mam tylko nadzieję, że ja do tego się nie przyczyniłem. W końcu byłem tam tylko parę dni.
 
Nie mieli faktycznie szczęścia, bo bodajże w pierwszym sezonie po awansie do Serie B, zakwalifikowali się do baraży o promocję do najwyższej ligi, jednak nie udało im się dalej ostatecznie awansować.
Dokładnie. Pamiętam jak przyjechałem tam i zobaczyłem, jak funkcjonuje ten klub wiedziałem, że wszyscy są bardzo ambitni i zależy im na rozwoju zespołu. Trenerowi także, jednak było minęło. Tak jak wspomniałem wcześniej, nie jest dla mnie zaskoczeniem, że klub upadł, bo taka sytuacja we Włoszech to nie pierwszyzna.
 
Abstrahując już od Piasta i zamieszania we Włoszech – dla ciebie jako Słoweńca ostatnie wyniki Mariboru w Lidze Mistrzów były szokiem? W końcu zespół ten potrafił już sprawić kilka pozytywnych niespodzianek w LM, jednak w dwumeczu z Liverpoolem się totalnie skompromitował.
Oczywiście, różnica klas pomiędzy NK Mariborem a Liverpoolem jest ogromna, jednak nie spodziewałem się, że Słoweńcy przegrają pierwszy mecz aż 0:7. Myślę, że Maribor zaprezentował się w tym meczu zupełnie inaczej niż zawsze. W zespole zagrało trochę młodych zawodników (np. Martin Kramarić z rocznika 1997 – przyp. Red.) i tylko nie wiem, czy klub chce ich sprzedać i ten mecz miał posłużyć jako okno wystawowe dla nich. W dodatku Liverpool zagrał w Słowenii swoim pierwszym składem, gdyż jego celem jest pierwsze miejsce w grupie, a to był już trzeci mecz w tej fazie rozgrywek. Maribor co prawda chciał założyć pressing Liverpoolowi, jednak wszystko wyszło nie tak jak trzeba. Na Anfield było już jednak dużo lepiej, bo z pewnością wielu się spodziewało nawet dwucyfrowego wyniku, tymczasem zespół przegrał 3:0, zachowując przynajmniej w pierwszej połowie czyste konto. Maribor to jednak na skalę Słowenii naprawdę ogromny klub, który ma dobry system szkolenia i swoich zawodników może sprzedać za okazałe sumy. Oni właściwie dzięki temu dobrze funkcjonują i myślę, że po tym sezonie w LM i tak sprzedadzą z 2-3 młodziaków na sto procent.
 
Maribor słynie z niezłej szkółki, a wypłynął z niej także m.in. Goran Cvijanović, który w ostatnich tygodniach robi furorę w barwach kieleckiej Korony.
Goran mieszkał w tym samym mieście co ja i tam też kształcił się piłkarsko. Bardzo dobrze go znam i jest to bardzo dobry i doświadczony zawodnik. O ile pamiętam, to miał kiedyś trafić do naszego klubu, jednak ostatecznie ten ruch nie wypalił.
 
I na koniec kwestia twojego powrotu na boisko - kiedy można się tego spodziewać? W końcu u trenera Fornalika na razie rozegrałeś tylko jedno spotkanie w Ekstraklasie (z Arką Gdynią) oraz 78 minut w meczu pucharowym w Głogowie.
Odbyłem już 4 jednostki treningowe z drużyną i obecnie jestem już do dyspozycji trenera. Właściwie teraz tylko od niego zależy, czy już w następnym meczu ligowym z Cracovią już pojawię się na boisku. Zobaczymy jak to wszystko pójdzie.

źródło: własne/sportslaski.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również