Retro pojedynek na remis. Bramkarz bohaterem, Górnik ponownie na zero z tyłu

20.03.2021

Spotkanie Rakowa Częstochowa z Górnikiem Zabrze, choćby w obliczu pozycji obu drużyn w tabeli czy chęci uczczenia stulecia istnienia przez gospodarzy, słusznie urastało do miana jednego z hitów 22. serii gier PKO Ekstraklasy. Wspomniane zespoły nie spełniły jednak pokładanych w nich nadziei i pomimo nawet dużej ilości tworzonych okazji bramkowych, pojedynek w Bełchatowie zakończył się bezbramkowym remisem. 

Rafał Rusek/PressFocus

W poprzedniej serii gier podopieczni Marcina Brosza wrócili na odpowiednie tory i dzięki osiągniętej znakomitej skuteczności, Górnik ograł u siebie Zagłębie Lubin i ponownie zbliżył się do ekstraklasowego podium. Zabrzanie zamierzali zatem pójść za ciosem, choć stojące przed nimi w ten weekend wyzwanie urastało do miana naprawdę trudnego. „Trójkolorowi” mierzyli się bowiem na stadionie w Bełchatowie z Rakowem, którzy zdążył już udowodnić w trwającym sezonie, że posiada świetny patent na rywala z Górnego Śląska. Popularne „Medaliki” ograły bowiem zabrzan w ostatnim bezpośrednim pojedynku w Ekstraklasie (zwycięstwo Rakowa 3:1 w październiku 2020 roku), a ponadto awansowały ich kosztem do ćwierćfinału krajowego pucharu.

Dodając do tego aktualną sytuację w ligowej tabeli oraz fakt, że właśnie w tą sobotę Raków zamierzał uroczyście uczcić 100-lecie swojego istnienia, nic dziwnego, że to właśnie podopiecznych Marka Papszuna typowano jako delikatnych faworytów pojedynku. Przypuszczenia te niejako potwierdziły się już w pierwszej części spotkania na GIEKSA Arenie - od początku drugiego kwadransa gospodarze zaczęli przyjmować inicjatywę nad boiskowymi wydarzeniami i znacznie częściej operowali piłką na połowie rywala. 

Dodatkowo częstochowianie wykazywali się większą aktywnością w ofensywie i choć ich próby może nie sprawiały Martinowi Chudemu zbyt wielu problemów, nie można im było odmówić zawziętości i wyraźniej nakreślonego planu na grę. Wracając jednak do stworzonych przed przerwą okazji bramkowych - chyba najbliżej otworzenia wyniku rywalizacji był w 27. minucie Marcin Cebula, który chciał wykorzystać daleki wyrzut z autu oraz przedłużenie toru lotu piłki przez Vladislavsa Gutkovskisa, ale golkiper poradził sobie z jego płaskim uderzeniem z ok. 15 metra. Celne uderzenia na swoim koncie zapisali również Ivi Lopez oraz wahadłowy Patryk Kun, ale w ich przypadku albo dobrą interwencją wykazywał się Chudy, albo na posterunku stali dobrze ustawieni defensorzy.

Przyjezdni z kolei zeszli na przerwę bez choćby jednego uderzenia w kierunku bramki Dominika Holca, choć zabrzanie mogli mieć również pretensje do siebie o to, że nie byli w stanie dłużej utrzymać się przy piłce i brakowało w ich grze odpowiedniej ciągłości. Głównie dlatego Marcin Brosz postanowił nie czekać na rozwój wypadków i już w przerwie zdecydował się na dokonanie dwóch roszad. Na placu gry pojawili się Erik Janza oraz Alasana Manneh i początkowo było widać, że zmiany te dodały „Trójkolorowym” sporo animuszu i świeżości. Górnik zaczął prezentować się jak zespół, który odzyskał swój rytm gry, choć za tym nie poszła większa ilość akcji ofensywnych.

Spotkanie co prawda zrobiło się bardziej wyrównane i zacięte, ale wydaje się, że więcej z gry dalej mieli podopieczni Marka Papszuna. Kolejną szansę na zdobycie bramki miał chociażby Ivi Lopez, który w 64. minucie dopadł do wybitej piłki i oddał mocny strzał po koźle. Futbolówka odbiła się jednak od dobrze ustawionego Adriana Gryszkiewicza, a obrońca zdołał tym samym oddalić powstałe zagrożenie. Po stronie Górnika należało z kolei wyróżnić rezerwowego Bartosza Nowaka, który zaledwie kilkadziesiąt sekund po wejściu na plac gry, znakomicie odnalazł się w szesnastce przeciwnika i próbował zaskoczyć bramkarza uderzeniem z półwoleja. Mimo bycia zasłoniętym przez swoich obrońców, Dominik Holec poradził sobie jednak z tą próbą i sparował futbolówkę na rzut rożny.

Wbrew wszelkim oczekiwaniom i świadomości, że mierzą się ze sobą dwie czołowe drużyny Ekstraklasy, momentami na placu gry nie działo się zbyt wiele. Oczywiście, będąca w wręcz fatalnym stanie murawa nie była niczyim sprzymierzeńcem (w końcu dochodziło do sytuacji, że futbolówka podskakiwała na wyrytych fragmentach murawy), ale mimo to bezbramkowy remis nie miał prawa nikogo satysfakcjonować. Co prawda sama końcówka rywalizacji należała już bezwględnie do gospodarzy (sam Jakub Arak miał dwie wręcz stuprocentowe okazje na zdobycie gola), ale tego dnia bramka Martina Chudego stała jak zaczarowana. 

Tym samym piłkarze Rakowa, którzy w ramach uczczenia 100-lecia istnienia wystąpili w okolicznościowych zielono-czarnych strojach, nie uczcili jubileuszu w najlepszym możliwym stylu i nie zdołali umocnić się na trzecim miejscu w tabeli. Górnik z kolei zachował czyste konto w trzecim kolejnym ligowym spotkaniu, a zdobyty punkt pozwolił mu wrócić na piątą lokatę.

Raków Częstochowa - Górnik Zabrze 0:0

Składy:

Raków: Holec - Arsenić, Niewulis, Piątkowski - Kun, Schwarz, Sapała, Tudor (82’ Wdowiak) - Ivi, Cebula (65’ Tijanić) - Gutkovskis (75’ Arak). Trener: Marek Papszun

Górnik: Chudy - Gryszkiewicz, Paluszek, Wiśniewski - Rostkowski (46’ Janza), Kubica, Jimenez, Prochazka, Masouras (75’ Nowak) - Boakye, Krawczyk (46’ Manneh). Trener: Marcin Brosz

Sędzia: Damian Kos (Gdańsk)

Żółte kartki: Gryszkiewicz, Masouras (Górnik)

Widzów: bez publiczności

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również