Piast zremisował wygrany mecz, a Cebula i Raków zrobili show

17.04.2021

Sobota w Ekstraklasie zaobfitowała w dość sporo zaskakujących wydarzeń i zwrotów akcji, którymi można by było obdzielić kilka innych pojedynków naszej ligi. Piast Gliwice po nieprawdopodobnej końcówce ostatecznie zremisował w Gdańsku z Lechią, natomiast finaliści Pucharu Polski z Częstochowy zasłużenie pokonali Lecha i w dobrym stylu pożegnali się ze swoim „domowym” obiektem w Bełchatowie.

Adam Starszyński/PressFocus

Wydarzenie - ten ostatni raz?

Od momentu powrotu na najwyższy szczebel rozgrywkowy w 2019 roku, piłkarze Rakowa nie rozegrali ani jednego oficjalnego spotkania w Częstochowie. Dotychczasowy obiekt przy Limanowskiego nie spełniał bowiem postawionych wymogów licencyjnych, ale wszystko wskazuje na to, że marzenia i oczekiwania miejscowych kibiców w końcu zostaną spełnione. Od wielu dni pod Jasną Górą trwa bowiem wyścig z czasem, by popularne „Medaliki” mogły wrócić do siebie i grać mecze na modernizowanym obiekcie (ten ma być całkowicie zmodernizowany w lipcu tego roku). Sobotnie spotkanie z Lechem Poznań zostało jednak rozegrane jeszcze w Bełchatowie. 

I trzeba uczciwie powiedzieć, że pożegnanie z oddaloną o ok. 80 kilometrów od Częstochowy GIEKSA Areną, wypadło w wykonaniu podopiecznych Marka Papszuna nader okazale. Gospodarze całkowicie zepsuli powrót Macieja Skorży na ławkę trenerską w Ekstraklasie, ogrywając jego nowy-stary zespół 3:1 i momentami deklasując go za sprawą m.in. umiejętnej gry w środku pola czy znacznie celniejszych strzałów. Tym samym częstochowianie odnieśli pierwsze zwycięstwo z Lechem od 23 października 1996 roku, ponownie umocnili się na ligowym podium i nie rezygnują z walki o zakończenie sezonu w roli wicemistrza. W końcu ich strata do aktualnie drugiej Pogoni wynosi zaledwie cztery oczka, a trzeba pamiętać, że przedstawiciel naszego regionu ma jeszcze w zanadrzu zaległy mecz w Mielcu.

Bohater 

Oficjalny profil PKO Ekstraklasy wspomniał w swoim ostatnim poście, dotyczącym omawianej wcześniej rywalizacji, że „choć salony fryzjerskie pozostają w zamknięciu, u Marcina Cebuli nożyce poszły w ruch”. Pochwały w stronę 25-letniego pomocnika były jednak absolutnie uzasadnione, bowiem najpierw popisał się on dwoma dokładnymi asystami przy bramkach Frana Tudora i Kamila Piątkowskiego, a następnie zwieńczył udany dla siebie mecz efektowną przewrotką. 

Rywalizacja z Lechem Poznań tylko potwierdziła, że w Cebuli drzemią naprawdę spore umiejętności, a sezon 2020/2021 jest dla niego prawdziwą „kampanią życia”. Zresztą, jak słusznie zauważył Jakub Białek z portalu Weszło, obecnie bohaterowi soboty brakuje tylko 2 bramek i 3 asyst do wyrównania swojego całego dorobku z Korony Kielce, w której występował przez sześć pełnych lat. Ile zatem znaczy znalezienie się odpowiednim miejscu i czasie, a także jak dobrze trafić na szkoleniowca, który potrafi wydobyć z danego zawodnika pełnię swoich możliwości...

Rozczarowanie - jak nie wygrywa się 3:0…

− Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że zostawiliśmy dwa punkty w Gdańsku. Gdybyśmy podwyższyli wynik na 3:0 z pewnością nie byłoby takiej sytuacji w końcówce i to w tym upatruję przyczynę tego, że nie zgarnęliśmy kompletu punktów po naprawdę dobrym meczu. Nie jesteśmy zadowoleni z wyniku, takie mecze się zdarzają, ale mamy przed sobą jeszcze pięć spotkań - przyznał Waldemar Fornalik po meczu z Lechią Gdańsk, który miał nieprawdopodobnie duże znaczenie w kontekście walki o czwarte miejsce i udział w europejskich pucharach. Jeszcze do 95. minuty wydawało się, że gliwiczanie znajdą się w tej rywalizacji na pole position - goście po prostu prezentowali się na boisku lepiej i umiejętnie wykorzystali dwa babole, sprokurowane przez Dusana Kuciaka i jego kolegów z defensywy. 

Na dodatek, już w doliczonym czasie gry przy stanie 2:1 dla Piasta, gliwiczanie otrzymali rzut karny, ale wówczas fatalny strzał w środek bramki oddał wydelegowany Tomasz Jodłowiec. Jak wykonuje się jedenastki chwilę później pokazał Flavio Paixao, który w ostatniej akcji spotkania ustalił wynik na 2:2 i sprawił, że walka o miejsce tuż za podium tylko nabrała rumieńców. Zamiast wypracowania sobie przez Piasta trzypunktowej przewagi nad „biało-zielonymi”, w tabeli wciąż mamy do czynienia ze status quo. 

Co ciekawego:

- Mimo, że gliwiczanie po końcowym gwizdku w Gdańsku nie mogli mieć zbyt wiele powodów do radości, wynik pojedynku z Lechią zapewnił im przedłużenie efektownej passy meczów na obcych stadionach. Pomijając w tym miejscu rywalizację w krajowym pucharze i porażkę z pierwszoligową Arką po rzutach karnych, dziś podopieczni Waldemara Fornalika nie przegrali dziewiątego kolejnego spotkania Ekstraklasy na wyjeździe. W tej materii lepszy bilans od jednokrotnego mistrza Polski posiada jedynie dominująca w tym sezonie Legia Warszawa, a także Pogoń Szczecin. 

- Pozostając w temacie ciekawych statystyk, warto jeszcze wspomnieć o Frantisku Plachu i jego rekordzie, który udało mu się pobić, mimo dwukrotnej konieczności wyciągania piłki z siatki. Jako że golkiper po raz pierwszy został pokonany w sobotę dopiero pod koniec regulaminowego czasu gry, Słowak zdołał przebić osiągnięcie Dante Stipicy z tego sezonu i zanotował passę 529 minut bez puszczonego gola.

- Sobotnia rywalizacja z Lechem Poznań była trzydziestym drugim spotkaniem, rozegranym przez Raków w roli gospodarza na stadionie w Bełchatowie. To, że ściany sprzyjały podopiecznym Marka Papszuna niech świadczy bilans, że przez blisko 21 miesięcy ich pobytu w najwyższej klasie rozgrywkowej, częstochowianie wygrali „u siebie” aż 18 spotkań, a także sześciokrotnie dzielili się punktami ze swoimi rywalami.

- Dzisiejsze zwycięstwo miało również jeden szczególny wymiar dla szkoleniowca Rakowa. Jutro minie bowiem dokładnie pięć lat, od kiedy Marek Papszun jest zatrudniony w roli pierwszego trenera „Medalików”. Jak wiele zmieniło się od tego czasu w Częstochowie niech świadczą fakty, że wówczas Raków występował jeszcze w 2. Lidze, a podczas jego oficjalnego debiutu w nowej roli (miał on miejsce 23 kwietnia 2016 roku, mecz z Puszczą Niepołomice), na placu gry pojawili się tacy zawodnicy jak Matheus Bissi, Adrian Klepczyński czy Błażej Radler. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również