Niezwykły wtorek, czyli Kurzawa karci Górnika, rollercoaster "Górali" i prezenty dla Rakowa

20.04.2021

Niesamowity przebieg miały wtorkowe spotkania 26. kolejki PKO Ekstraklasy, w których udział wzięli trzej przedstawiciele naszego województwa. Górnik Zabrze uległ rozpędzonej Pogoni Szczecin po golu dobrze znanego przy Roosevelta Rafała Kurzawy, a Raków Częstochowa w dość kuriozalnych okolicznościach zdołał pokonać poznańską Wartę. Z kolei na koniec dnia Podbeskidzie stworzyło wraz z wrocławskim Śląskiem widowisko godne mitycznej Superligi.

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Była gwiazda wypunktowała Górnika

- Po co nam zgniłe jabłko - tak jeszcze w połowie lutego grzmiał w wywiadach Artur Płatek, gdy na panewce spaliły negocjacje transferowe pomiędzy Górnikiem Zabrze, a Rafałem Kurzawą. Choć siedmiokrotny reprezentant Polski był w pewnym momencie bardzo bliski powrotu na Roosevelta, ostatecznie walkę o jego pozyskanie na ostatniej prostej wygrała szczecińska Pogoń. Wspomniany dyrektor sportowy zapewniał wówczas że skrzydłowy wykorzystał „Trójkolorowych” dla wywalczenia lepszego kontraktu w Szczecinie i choć ostatecznie powstały konflikt ucichł, blisko dwa miesiące później 28-latek postanowił odpłacić się pięknym za nadobne. 

Pomocnik zdobył dziś bowiem pierwszą bramkę na polskich boiskach od 3 kwietnia 2018 roku i tak się złożyło, że strzelił ją akurat w domowym pojedynku z… Górnikiem Zabrze. Kurzawa w najlepszy możliwy sposób wykorzystał dokładną wrzutkę Michała Kucharczyka z prawej strony boiska i jak się okazało, jego gol był jedynym, który padł w trakcie wtorkowej rywalizacji przy Karłowicza. Po tym trafieniu pomocnik nie zaprezentował jednak żadnej celebracji, okazując szacunek względem byłego pracodawcy, z którego tak naprawdę wypłynął na szerokie wody. 

Po końcowym gwizdku szczecinianie zdecydowanie mieli co świętować, natomiast w obozie Górnika coraz ciężej znaleźć jakieś powody do optymizmu. Zabrzanie nie wygrali bowiem piątego kolejnego spotkania w PKO Ekstraklasie, osunęli się w tabeli do jej dolnej połowy i co najgorsze, dali się zdominować wiceliderowi i zostali przez niego pozbawieni wszystkich atutów.

Thriller bez happy endu

W Szczecinie mecz stał pod znakiem konsekwentnej i wyrachowanej gry gospodarzy, natomiast we Wrocławiu obserwowaliśmy prawdziwie radosny futbol - w dodatku ze sporą porcją fajerwerków i zwrotów akcji. Dość powiedzieć, że Podbeskidzie Bielsko-Biała przegrywało na stadionie Śląska 0:1 i 1:2, następnie odrobiło straty z nawiązką, by ostatecznie wypuścić prowadzenie z rąk i stracić decydującego gola w 96. minucie. Przy takich spotkaniach kibice muszą zaopatrywać się w nervosol czy melisę, ale co jest najbardziej istotne, piłkarze trenera Roberta Kasperczyka po raz kolejny wracają z wyjazdu na tarczy. 

Zdobycie trzech punktów w 13 meczach na obcych stadionach to dorobek absolutnie zawstydzający, jednak we wtorkowy wieczór naprawdę niewiele brakowało ku temu, by choć trochę został on poprawiony. Po raz kolejny w ofensywie dwoił się i troił Kamil Biliński, długo wyczekiwane przełamanie zaliczył Marko Roginić (pierwsza bramka w oficjalnym meczu od 11 lipca), Robert Kasperczyk świetnie trafił z wprowadzeniem Karola Danielaka i… właściwie wszystko na nic. Trzeba oczywiście oddać „Góralom”, że w wielu momentach zaprezentowali oni iście góralski charakter i rozegrali jedno ze swoich lepszych spotkań nie tylko w 2021 roku, ale właściwie w całym sezonie.

Beniaminek nie wykorzystał jednak kolejnej dobrej okazji na odskoczenie strefie spadkowej i jutro z pewnością będzie nerwowo przyglądał się wydarzeniom ze spotkania Stali Mielec w Białymstoku. -  Jeżeli piłkarze będą mieć takie podejście, tak będą biegać, zapewnimy sobie utrzymanie. Jestem przekonany, że ten cel osiągniemy, ale nie możemy schodzić z tego poziomu. Zmiana naszej gry nie jest przypadkiem. To efekt pracy w lepszych warunkach - powiedział na konferencji prasowej trener Robert Kasperczyk.

"Mecz przypadków"

Nasze wyjazdowe tournée kończymy w Grodzisku Wielkopolskim. Mieliśmy już do czynienia z wymianą ciosów i popisem powtarzalności oraz skuteczności, więc teraz pora na małe… kuriozum. Raków co prawda wygrał z pewną już utrzymania Wartą Poznań 2:0, jednak okoliczności tego zwycięstwa z pewnością trzeba uznać za dość zaskakujące. Rewelacyjny beniaminek nie zdołał bowiem wykorzystać dwóch rzutów karnych w pierwszej połowie (poprzeczka po próbie Kupczaka oraz świetna obrona Dominika Holca po uderzeniu Kuzimskiego), a ponadto dość mocno maczał palce przy obu straconych bramkach.

Przy akcji, która zapewniła otwarcie wyniku, Vladislavs Gutkovskis bardzo umiejętnie wykorzystał kiks obrońcy Aleksa Ławniczaka, a już po zmianie stron gola samobójczego zapisał na swoim koncie Jakub Kiełb. - Spodziewałem się, że będziemy mieli trudne chwile, ale je przetrwamy, więc w tym sensie mogę powiedzieć, że to spotkanie wyglądało tak, jak zakładałem - przyznał „na gorąco” opiekun klubu z Częstochowy, dodając przy okazji, że pojedynek ten śmiało można by było nazwać meczem przypadków. 

Nie zmienia to jednak faktu, że popularne „Medaliki” znacząco umocniły się na podium i wciąż nie rezygnują z walki o jeszcze wyższą pozycję niż trzecia. Aktualnie podopieczni Marka Papszuna tracą choćby cztery punkty do wicelidera ze Szczecina, a przy okazji trzeba pamiętać, że Raków ma jeszcze w zanadrzu zaległy wyjazdowy mecz w Mielcu. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również