Nieskuteczny i rozczarowany Piast poza finałem. "Inaczej to sobie wyobrażaliśmy"

07.04.2021

Na półfinale swój udział w rozgrywkach Pucharu Polski zakończyli zawodnicy gliwickiego Piasta. Podopieczni Waldemara Fornalika bardzo rozczarowali w wyjazdowym starciu z Arką Gdynia i pomimo posiadania optycznej przewagi, z powodu swojej nieskuteczności nie potrafili zmusić defensywy rywala do kapitulacji. Tym samym gliwiczanie nie nawiązali do swoich pucharowych osiągnięć z przełomu lat 70. i 80., a zapewne ich podróż z Pomorza na Śląsk będzie wyjątkowo się dłużyć. 

Łukasz Sobala/PressFocus

W 1983 roku swoją kinową premierę miał legendarny film sensacyjny Wielki Szu, Lady Pank wypuścił na rynek swoją debiutancką płytę o takiej samej nazwie, a Rada Państwa zdecydowała się znieść stan wojenny. Jak widać, czas ten obfitował w naprawdę wiele istotnych społeczno-kulturalnych wydarzeń, natomiast nie sposób nie wspomnieć, że miał on również niebagatelne znaczenie dla historii gliwickiego Piasta. To właśnie wtedy zespół, prowadzony przez Teodora Wieczorka i grający wówczas na drugim poziomie rozgrywkowym, po raz ostatni w swojej historii zameldował się w finale Pucharu Polski. Co prawda śląski zespół nie zdołał sięgnąć po to trofeum i przegrał decydujący pojedynek z Lechią Gdańsk, ale samo uczestnictwo w nim można było potraktować w Gliwicach jako spory sukces.

Po 38 latach przerwy „niebiesko-czerwoni” stanęli przed znakomitą szansą na powtórzenie tamtego sukcesu. Warunkiem koniecznym do jego osiągnięcia było jednak pokonanie na wyjeździe pierwszoligowej Arki, co w porównaniu do wyzwań z poprzednich rund, miało nie sprawić podopiecznym Waldemara Fornalika zbyt wiele trudu. Dotychczasowa forma ich środowego rywala przypomina bowiem istną sinusoidę, a na dodatek w 1/8 oraz 1/4 finału rozgrywek, gliwiczanie po świetnych spotkaniach byli w stanie wyeliminować lidera i wicelidera Ekstraklasy. Trzeba jednak pamiętać, że „żółto-niebieskich” bezwzględnie trzeba nazywać mianem drużyny pucharowej, gdyż w 2017 roku Arka zdołała niespodziewanie sięgnąć po trofeum, a rok później również znalazła się w najlepszej dwójce turnieju.

- Arka na pewno się nie położy i ten mecz z pewnością łatwo nie ułoży się dla nas. Będzie to ciężki pojedynek i im szybciej strzelimy gola, tym będzie łatwiej. To będzie klucz do tego, żeby wygrać - zapowiadał przed pierwszym gwizdkiem Michał Żyro i jak się okazało, słowa te znalazły całkowite potwierdzenie w praktyce. Przez 120 minut przy Olimpijskiej nie padł bowiem żaden gol, a im dalej w las, to w poczynania „niebiesko-czerwonych” zaczęła wkradać się coraz większa nerwowość i niepewność. Nawet pomimo faktu, że po wyrównanej pierwszej połowie i kilku stworzonych okazjach pod obiema bramkami, w kolejnych minutach nieco aktywniejsi byli już podopieczni trenera Fornalika.

Nie oznacza to jednak, że za ich styl czy kulturę gry należały im się takie same pochwały, jak w przypadku ostatnich meczów w PKO Ekstraklasie. W przypadku gliwiczan mocno dawały o sobie znać brak żelaznej dyscypliny oraz całkowicie rozregulowane celowniki. Sam Jakub Świerczok powinien zakończyć środową rywalizację z co najmniej dubletem na koncie, ale albo na posterunku stał młody bramkarz Kacper Krzepisz, albo najlepszy strzelec ekstraklasowicza posyłał futbolówkę obok bramki. Pomijając jednak wspomniane sytuacje, tempo spotkania było momentami naprawdę rwane, a na placu gry wcale nie było widać faktu, że drużyny nie występują na tym samym poziomie rozgrywkowym. 

Ostatecznie o awansie musiał zadecydować konkurs rzutów karnych, które zdecydowanie lepiej wykonywali podopieczne Dariusza Marca. Po stronie gości fatalne pudła zaliczyli Bartosz Rymaniak i Michał Chrapek, a przeniesione problemy z regulaminowego czasu gry do serii jedenastek spowodowały, że Piast nie potwierdził przypiętej mu łatki faworyta i nie powtórzył sukcesu z 1978 oraz 1983 roku. - To nasza wina, że w ogóle doprowadziliśmy swoją nieskutecznością do tej serii jedenastek. Mimo tego, że gra nie układała nam się długimi momentami, stworzyliśmy sobie szereg okazji i powinniśmy którą z nich wykorzystać. Mówi się trudno, odpadamy z pucharu i na pewno to nas boli. Inaczej to sobie wyobrażaliśmy, ale musimy się jak najszybciej podnieść - przyznał „na gorąco” bardzo rozczarowany Jakub Czerwiński. 

W podobnym tonie do środkowego obrońcy wypowiedział się także Waldemar Fornalik, podkreślając, że on i jego podopieczni chcieli rozstrzygnąć losy rywalizacji w regulaminowym czasie gry. - Bardzo żałujemy, że nie zagramy w finale. Gratuluję Arce sukcesu. Nigdy nie jest tak, że nastawiamy się na zdobycie tylko jednej bramki, ale co zostało zauważone, wszystkie mecze Pucharu Polski rozgrywaliśmy na wyjeździe. To był nasz piąty wyjazd i chcieliśmy zagrać tak jak do tej pory. Mogę mieć pretensję o grę w pierwszej połowie, natomiast w drugiej kontrola była po naszej stronie i mieliśmy naprawdę bardzo dobre sytuacje, ale cóż... piłka po raz kolejny pokazała, że jest nieprzewidywalna - dodał opiekun ekstraklasowicza.

Tym samym Piast potknął się na przedostatniej pucharowej przeszkodzie, ale musi szybko wziąć się w garść, gdyż na gliwicki zespół czeka ciężka walka o utrzymanie miejsca w ścisłej ligowej czołówce. W końcu już w poniedziałek podopieczni Waldemara Fornalika rozegrają prestiżowy pojedynek z zabrzańskim Górnikiem i choć w tabeli znajdują się o trzy pozycje wyżej nad rywalem zza miedzy, dzielą je tylko dwa punkty.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również