Mocny kwadrans to za mało. Minimalizm i dwa rzuty rożne pogrążyły „Górali”

11.04.2021

W ostatnim czasie kibice Podbeskidzia Bielsko-Biała przeżywają swoistą huśtawkę nastrojów. Po naprawdę dobrym spotkaniu z Wisłą Kraków i wywalczeniu długo wyczekiwanego zwycięstwa, podopieczni Roberta Kasperczyka nie zdołali pójść za ciosem. Dziś w Lubinie "Górale" wypuścili punktową zdobycz z rąk w doliczonym czasie gry, a o ich porażce z Zagłębiem zadecydowały błędy indywidualne i całkowite oddanie pola gry rywalom po szybko strzelonym golu. 

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Oglądając pierwszą połowę spotkania Podbeskidzia w Lubinie, kibice „Górali” mogli poczuć swoiste deja vu. Podobnie jak w Wielkanocny Poniedziałek podczas starcia z Wisłą Kraków, i tym razem bielszczanie zaliczyli bardzo mocne wejście w mecz i szybko postanowili przejąć inicjatywę. Efektem takiego planu był zdobyty już w 8. minucie gol - po akcji, którą przyjezdni z pewnością zapiszą jako jedną z najbardziej efektownych w swoim wykonaniu. Dalekie podanie z głębi pola, szybki rajd Jakuba Hory prawą stroną boiska i płaskie wykończenie akcji przez niezawodnego Kamila Bilińskiego - w taki sposób goście zapewnili sobie zasłużone prowadzenie i dość znacząco zbliżyli się do pierwszego wyjazdowego zwycięstwa w sezonie 2020/2021.

W tym miejscu trzeba jednak oddać cesarzowi to, co królewskie i ponownie docenić rolę wspomnianego wcześniej napastnika „Górali”. Rasowy napastnik jest w przypadku wielu klubów Ekstraklasy towarem absolutnie deficytowym (za przykład może posłużyć niedzielny rywal Podbeskidzia), a bramki 33-latka są o tyle cenne, że bez nich bielski zespół najprawdopodobniej na dobre osiadłby na ligowym dnie. W niedzielne popołudnie „Bila” wpisał się na listę strzelców już po raz dziesiąty i tym samym stał się trzecim zawodnikiem w historii beniaminka (po Mateuszu Szczepaniaku i Robercie Demjanie), który w jednym sezonie Ekstraklasy przekroczył dwucyfrową barierę goli. 

Od początku drugiego kwadransa gry goście zaczęli jednak za bardzo kusić los i poza kilkoma pojedynczymi akcjami, dało się całkowicie zdominować i oddało pole gry rywalom. Podbeskidzie właściwie zaprezentowało w Lubinie dwa odmienne oblicza, a w powrocie na odpowiednie tory nie pomagały bardzo dosadne motywujące słowa, padające z ust Michala Peskovicia oraz Filipa Modelskiego, czy też dokonywane zmiany. Jedynym zawodnikiem, który faktycznie wniósł ożywienie w ofensywne poczynania był absolutny debiutant na poziomie Ekstraklasy - 21-letni napastnik Bartłomiej Kręcichwost. 

Z kolei na wejście z ławki rezerwowych Petera Wilsona czy przede wszystkim Marco Tulio chyba najlepiej spuścić zasłonę milczenia. W końcu to bierność Brazylijczyka, gubienie przez niego krycia czy notoryczne straty piłki pośrednio spowodowały, że zespół „Górali” ostatecznie zakończył niedzielną rywalizację z zerowym dorobkiem punktowym. Największą rolę w tym, że Zagłębie zdołało ostatecznie odrobić straty i przełamać swoją serię trzech porażek z rzędu, zdecydowanie odegrały jednak umiejętnie wykonywane stałe fragmenty gry. 

Gol Patryka Szysza dał gospodarzom jeszcze więcej animuszu, a ich bardzo odważne starania o wywalczenie kompletu oczek przyniosły efekt na kilkadziesiąt sekund od końcowego gwizdka sędziego Przybyła. Piłkę meczową, za sprawą dokładnej główki, wykorzystał obrońca Damian Oko. - Ciężko opanować emocje po takim spotkaniu. Wiedzieliśmy, że jednym z najmocniejszych atutów rywala są jego stałe fragmenty gry, a w szczególności rzuty rożne. Przy obu sytuacjach zadecydowały nasze błędy indywidualne, ale nie chce tego analizować na gorąco. Z postawy zespołu, w tym składzie personalnym, jestem jednak zadowolony. Szanowalibyśmy ten remis, gdybyśmy ostatecznie go wywalczyli. Ostatni rzut rożny spowodował jednak, że będziemy wracać do domu rozgoryczeni. Musimy szybko pozbierać się do kupy - przyznawał po końcowym gwizdku Robert Kasperczyk, nie ukrywając przy swojej wypowiedzi sporego rozczarowania.

Oczywiście, nie można ująć Podbeskidziu, że starało się jeszcze w końcowych minutach podjąć walkę i próbować zaangażować większą ilość graczy w ofensywę. Nie można jednak wygrać bądź zremisować spotkania, jeżeli popełnia się dwa niemal identyczne błędy i w bardzo prosty sposób umożliwia się rywalowi wykorzystanie swojej największej broni. Można się również zastanowić, co by było, gdyby po szybkim golu „Górale” zdecydowali się pójść za ciosem i postarali się wykorzystać oszołomienie zawodników Zagłębia. Zamiast tego podopieczni trenera Kasperczyka stali się zbyt zachowawczy, a wręcz ospali, dlatego na wyjazdowe zwycięstwo w sezonie 2020/2021 będą oni musieli jeszcze poczekać. 

Sytuacja Podbeskidzia zrobiła się jednak o tyle niekorzystna, bo beniaminek nie wykorzystał strat punktów w wykonaniu Cracovii oraz Stali i nie zdołał przesunąć się na trzecie miejsce od końca.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również