Łukasz Bereta: "Finansowo jestem stratny, ale Ruch to dla mnie szansa"

05.07.2019

Jest jednym z najmłodszych trenerów w polskiej piłce klubowej, a jeżeli spojrzymy na uznane ligowe marki, to z pewnością najmłodszym. Łukasz Bereta, bo o nim mowa, ma zaledwie 28 lat i na swoje barki bierze odpowiedzialność za wyniki Ruchu Chorzów. Z trenerem Niebieskich porozmawialiśmy o presji, która może temu towarzyszyć, ale także o drodze, która doprowadziła go do 14-krotnego mistrza Polski i aktualnych problemach w klubie.

Ruch Chorzów

Tadeusz Danisz: Dla trenera Ruchu doba nie jest czasami za krótka? Znajdujesz jeszcze czas na tematy nie związane z klubem?
Łukasz Bereta (trener Ruchu Chorzów): Pierwsze dni spałem po 4-5 godzin i starałem się przez kolejne 3-4 nie myśleć o tym, co się dzieje w klubie. Reszta to cały czas rozmowy telefoniczne i praca w klubie. W pierwszych dniach telefon niemal cały czas dzwonił, było także wiele gratulacji. Gdy w końcu chciałem odpocząć, to inni dzwonili i się przypominali, pytali jak będzie. Wszyscy są wszystkiego ciekawi. W pewnym momencie stało się to uciążliwe. Muszę chyba założyć drugi numer, który będzie prywatnym, tylko dla najbliższych.

Co odpowiadasz na pytania odnośnie tego, co dalej. Bo to chyba na  chwilę najważniejsza kwestia.
Oczywiście. Wszystkie rozmowy odbywam z prezesem Janem Chrapkiem, on o wszystkim decyduje. Jest w klubie, więc nie ma tu większych problemów. Ale oczywiście czekamy na kolejne, wiążące decyzje. Ktoś musi rozmawiać z naszymi przyszłymi zawodnikami lub z tymi, którym kończą się kontrakty, o ich przyszłości. Musi to zrobić prezes lub dyrektor.
 
Śledzisz uważnie kwestię wyboru nowego prezesa Ruchu?
Oczywiście, to będzie mój przełożony, od niego będzie bardzo wiele zależało. Bardzo mnie to interesuje. Im szybciej będzie wybrany, tym my będziemy więcej wiedzieli.
 
Poznałeś już chyba przez te kilkanaście dni życie trenera Niebieskich. Po tym, gdy ogłoszono że chętni piłkarze mogą się zgłaszać do klubu, Ty mogłeś się przekonać, jak wielkie zainteresowanie wzbudza Ruch.  
Nie stresowałem się negatywnymi opiniami, w ogóle nie brałem ich pod uwagę. Wiedziałem, że takowe będą się pojawiać, ale mnie te zgłoszenia i ten test-mecz się podobały i będzie to powtarzane. To nas nic nie kosztuje. Półtorej godziny czasu, opłata sędziowska i kamera do nagrania spotkania. Jesteśmy w stanie ocenić 28 zawodników, tylu było. Nie musimy w związku z tym zapraszać po 2-4 zawodników na kolejne treningi i nie mieć pewności, kto się nada. Po takim meczu wiemy więcej.
 
Ale czy takie spotkanie jest miarodajne? Jeden mecz i na dodatek wszyscy ze sobą zagrają jeden, jedyny raz.  
Większość chłopaków, których zaprosiliśmy, już wcześniej znaliśmy. To nie był przypadek, że akurat ich zaprosiliśmy. Byli z naszego regionu, bo środowisko jest hermetyczne. Ta jednostka pokazała, jak zawodnik jest przygotowany do gry, zwłaszcza w wysokiej temperaturze, a w takiej graliśmy ten mecz. Od razu, po kilku ruchach, było widać opanowanie zawodników. Nie jest też przypadkiem, że sześciu trenerów, którzy obserwowali to spotkanie, niemal jednogłośnie wytypowali tych samych zawodników. Każdy typował po siedem nazwisk. W 80-90 procentach te nazwiska się pokrywały. Wstępna selekcja dotknęła większość.
 
Zgłoszeń było dużo więcej?
Około tysiąca. Pogrupowaliśmy ich według gry w drugiej, trzeciej i czwartej lidze. Skupiliśmy się przede wszystkim na regionie. Nawet ci, którzy grali w trzeciej lidze wszystkie mecze „od deski do deski”, ale jednak nie są z regionu, a tym samym generują większe koszty utrzymania, znaleźli się na dalszym planie. Zaskoczyło nas to, że w ogóle było tak wiele zgłoszeń, wiele osób chce grać w Ruchu. Wiele osób dzwoni nawet jeszcze teraz, nie tylko z niższych klas rozgrywkowych. Cały czas odzywają się kolejni, chcemy jednak ostatecznie zdecydować się na czterech-pięciu piłkarzy. Musimy szybko podejmować decyzje.
 
znane nazwiska w tym gronie?
Niektórzy byli już w Ruchu wcześniej, w czasach ekstraklasy. Wtedy jednak nie mieli szans się przebić. Teraz grają w trzeciej lidze, mogą podnieść poziom drużyny. Są w tym gronie także zawodnicy czwartoligowi, również innych śląskich ekip borykających się z problemami. Stawiamy na młodych, przyglądaliśmy się zawodnikom od rocznika 1995 do 2000. Taki był nasz przedział.  
 
Drużyna Ruchu ma się opierać na chłopakach stąd?
W regionie młodzież ma potencjał. Chcemy chłopaków, którzy identyfikują się ze Śląskiem, będą chcieli się tu wybić, ale nie uciekać stąd w pierwszej chwili, gdy pojawią się kłopoty. Tym na miejscu jest zawsze łatwiej.  
 
Młodzież z akademii UKS-u również ma szansę się przebić?
Współpracujemy ze sobą, trafiają do nas czołowi zawodnicy. Na przykład na pierwszych zajęciach było 5-6 zawodników z UKS, teraz zostało dwóch. Taka selekcja jest prowadzona również wśród chłopaków z Akademii Piłkarskiej. Wybierzemy z nich najlepszych.

Porozmawiajmy chwilę o Tobie. W bardzo młodym wieku zostałeś trenerem. Ciężko się było przestawić z myślenia „chcę być piłkarzem”, grałeś przecież w młodzieżowych reprezentacjach Polski, na myślenie „będę trenerem"?
Nie było to łatwe. Do 18. roku życia tylko i wyłącznie grałem, czy to w Gwieździe Ruda Śląska, Grunwaldzie czy też w Ruchu. Będąc na boisku miałem cechy przywódcze, byłem liderem. Nawet w Ruchu w juniorach starszych byłem kapitanem. Lubiłem dawać sygnał do pressingu, przewidywać jak drużyna będzie ustawiona. Lubiłem również typować skład czy taktykę na dany mecz. Traktowałem to jako formę zabawy. Nie myślałem jednak, że będę się zajmował trenerką. Skupiałem się na graniu, bo dobrze mi to wychodziło. Gdy w 2010 roku byłem w Rozwoju Katowice zacząłem jednocześnie studia na AWF. Trenerem katowiczan był wówczas Mirosław Smyła. Wpajał mi, bym nie rezygnował pod żadnym pozorem z nauki. Gdy pół roku później rozstawałem się z katowickim klubem, miałem wówczas kontuzję, a do drużyny wchodził za mnie między innymi Arek Milik, trener Smyła ponownie zwrócił uwagę na edukację. Wziąłem to sobie do serca. To był dla mnie trudny okres. Miałem problem ze znalezieniem klubu, nie trenowałem, nikt mi nie chciał pomóc. Uczyłem się na AWF, aż w końcu trafiłem do Akademii Ruchu, gdzie zacząłem trenować dzieci. Skupiałem się wtedy jeszcze na graniu, ale trenowanie innych coraz mocniej mnie pochłaniało.

Wiesz, że trener Smyła optował za tym byś został szkoleniowcem Ruchu?
Tak, wiem. Dziękuje mu za to, że mnie rekomendował.

Masz obecnie częsty kontakt z trenerem Smyłą?Jest kimś w rodzaju mentora dla Ciebie?
Właśnie, że nie mamy zbyt często kontaktu. Jak się widzimy, to oczywiście porozmawiamy, bo jesteśmy na stopie koleżeńskiej. Ale tak naprawdę nie miałem z trenerem Smyłą kontaktu od dwóch lat. A to, że wstawił się za mną czy wystawił mi dobrą opinię, to mnie pozytywnie zaskoczyło. Zresztą byłem u niego też później na stażu w Rozwoju. Wprowadził mnie do szatni, zaznajomił z wszelkimi tajnikami swojego warsztatu. A różnie z tym bywa w innych klubach...

Praca trenerska pochłonęła Cię od razu?
Nie, zdecydowanie nie. Nie było łatwo odrzucić marzeń o byciu piłkarzem. Wielu kadrowiczów, z którymi spotykałem się na reprezentacjach młodzieżowych, gra do dzisiaj, chociażby Łukasz Skorupski, Ariel Borysiuk czy Bartosz Salamon. Też o tym marzyłem. Wielkim atutem dla mnie w najtrudniejszym momencie, gdy zaczynałem pracę trenerską, było to, że wiedzę teoretyczną mogłem weryfikować w praktyce. To czego dowiedziałem się na AWF, od razu sprawdzałem w życiu. To chyba jest najlepsze podejście. Pewne rzeczy weryfikowałem, inne analizowałem na sobie, potem wprowadzałem do swoich drużyn i wiedziałem co jest dobre, a co złe. To na pewno pomogło w tym, że ta praca mnie wciągnęła.
 
W poprzednim roku całkowicie Ci "pomogła" zrezygnować z piłki Twoja choroba. Jesteś cukrzykiem.
W pewnym sensie jest to moje szczęście, że choroba pojawiła się teraz, bo byłoby mi dużo trudniej rezygnować ze sportu, gdybym był zawodowym piłkarzem. Początki były ciężkie, musiałem położyć się na tydzień do szpitala. Miałem jednak swoją pracę, więc musiałem szybko wyjść do trenowania Gwarka, nie myślałem o chorobie. Na pewno jednak ten początkowy okres jest najtrudniejszy. Są skoki, raz jest cukier wysoko, raz jest niedocukrzenie. Trzeba poznać siebie i swój organizm, jak reagujesz na posiłki. I nie są istotne tabelki, tylko rzeczywistość, jak Twój organizm reaguje. Trzeba wszystko perfekcyjnie planować, przerwy w pracy i dbać o siebie. Może to być utrudnienie, zwłaszcza dla osób, które wcześniej mniej dbały o siebie. Ja prawidłowo się odżywiałem i dbałem o swoje zdrowie. Teraz już jest chyba mało osób, które bardziej dbają o siebie i swoje zdrowie niż ja.

Twój początek kariery trenerskiej przebiegał wręcz "książkowo". Kursy na których byłeś najmłodszym, wyjazdy, szkolenia zagraniczne i praca trenerska, z coraz lepszymi wynikami od niższych klas rozgrywkowych. A czy paradoksalnie nie jest tak, że najwięcej Ci dały dwa tygodnie w Ruchu, między sezonami, gdzie musisz zmagać się nieraz z problemami, o których pewnie na żadnym kursie nie mówią?
Prawda, borykamy się obecnie z wieloma kłopotami. Siedzimy z trenerem Łukaszem Molkiem po 9-10 godzin w klubie, a potem wracamy do domu i dalej ślęczymy nad tematami związanymi z Ruchem. Czasem nasze żony i partnerki już zaczynają mieć tego dosyć. Nikt się nie domyśla, ile jest tej pracy. Inaczej bowiem ocenia się inny klub trzecioligowy, a inaczej Ruch. Tu jest zdecydowanie większe wyzwanie, bo jednak Niebiescy wzbudzają dużo większe zainteresowanie.
 
To zainteresowanie z jednej strony to ogromny atut, bo Ruch dzięki temu żyje w świadomości kibiców w całej Polsce, z drugiej jednak może to być kula u nogi. Zawsze będzie bowiem towarzyszyła piłkarzom presja. Ty chyba też się już z tym mierzysz. Nie wszystkim się spodobała Twoja wypowiedź, że o awans Ruch może powalczyć, ale dopiero za rok.
Kibiców trochę trzeba wyedukować. Ci wszyscy, którzy krytykowali test-mecz, czy takie właśnie słowa, są chyba niedoinformowani lub żyją klubem dwie godziny w tygodniu, przy okazji meczu. Osoby, które wiedzą ile jest problemów, które wiedzą ile trzeba włożyć w budowanie nowej drużyny, która na dodatek miała już w poprzednich latach awansować, a potem spadała, są mniej krytyczne. Teraz znowu ma ktoś powiedzieć, że chcemy awansować i znowu ma być inaczej? Nie wiadomo jak będzie. To wszyscy muszą zaakceptować i dać nam czas. Jeżeli czasu nie będzie, to po jednej, drugiej porażce może się znowu wydarzyć najgorsze.

Większość kibiców jednak wychodzi z założenia płacę za bilet i wymagam. Może i od poniedziałku do piątku rozumieją sytuacje klubu, ale w weekend na stadionie biorą górę emocje. W pewnym sensie można ich rozumieć.
Na pewno w drużynie będzie i jest dużo zmian. Musimy dostać czas. Zespół może wyglądać średnio, więc czas będzie potrzebny, bo to może wypalić. Wtedy zimą wymienimy kilku zawodników z dotychczasowej kadry i będziemy budować dalej ten zespół. Nie wiadomo czy ktoś jeszcze nie odejdzie, ilu przyjdzie nowych graczy. Deklaracji więc składać żadnych nie możemy.

Ma to dla Ciebie znaczenie, że zostałeś „namaszczony” na trenera przez kibiców?
Ktoś kiedyś musiał przedstawić kandydaturę. Tu to byli kibice, bo z nimi mam też styczność. Kibice obserwują klub, pewnie niejednego trenowałem, może ich dzieci również, cały czas byłem w Chorzowie, więc kibice mnie znają, również moje wyniki w innych klubach. Dla mnie to nie ma znaczenia, ale pewnie zawsze są tacy, którym to może przeszkadzać. Najczęściej ktoś kogoś do klubu musi wprowadzić. Ale prawda jest też inna. Jak będą dobre wyniki, to nie będzie miało znaczenia przez kogo byłem „namaszczony”, a jak będą złe wyniki, to się skończy, tak jak zawsze.

Gdyby nie oferta z Ruchu, dalej byłbyś w Gwarku?
Tak. Miałem tam pewność i spokój pracy. Po dobrej rundzie miałem kilka innych ofert, ale jednak tylko oferta z Chorzowa spowodowała, że zmieniłem barwy. W Ornontowicach jest szansa na bardzo dobry wynik, zwłaszcza po ewentualnej wymianie dwóch-trzech zawodników.

Z ręką na sercu... miałeś duże wątpliwości przy ofercie Ruchu?
Względy finansowe musiałem odłożyć na drugi plan, pod tym względem jestem stratny. Ale nie patrzyłem na finanse w pierwszej kolejności. Skupiłem się na tym, że to dla mnie szansa. W przyszłości, będąc starszym trenerem, mającym pewną pozycję, jak chociażby trener Smyła, mógłbym odmawiać, ale teraz nie mam nic do stracenia. Musiałem ze wszystkich swoich rzeczy zrezygnować dla Ruchu. Trzeba poświęcić tej pracy naprawdę mnóstwo czasu. Zaryzykowałem, ale wierzę, że nie będę żałować.
 
Mam jeszcze kilka pytań od internautów. O zawodnikach z regionu już mówiliśmy, mają być podstawą tej drużyny. Czy możliwe, że w trzecioligowym Ruchu pojawią się natomiast obcokrajowcy?
Może się ktoś taki pojawić, jeżeli dostaniemy sygnał. Ale musi być to chłopak, który grał wcześniej w naszym regionie. Jeżeli ktoś mieszkał daleko, to nie wchodzi w grę.

Jak mocno obecny zespół, który masz na treningach, różni się od Ruchu, który chciałby w akcji widzieć Łukasz Bereta.
To na pewno jeszcze nie jest zespół, który bym chciał w 100%. Za mało czasu mamy, za dużo zmiennych. Ale z tych zawodników, których będziemy mieć wybierzemy optymalny skład, oparty na młodych, ambitnych zawodnikach. Wierzymy, że to odpali.
 
W swoich działaniach masz autonomię. Na przykład przy wyborze asystenta.
Mam. Ale zobaczymy jak to będzie wyglądało z czasem, przy kolejnych działaniach.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również