Bramka w końcówce dobiła „Trójkolorowych”. Górnik przegrywa z Jagiellonią

14.02.2022

To nie były udane walentynki dla kibiców zabrzańskiego Górnika. W drugiej połowie meczu przeciwko Jagiellonii Białystok rywale odwrócili wynik spotkania, ostatecznie wygrywając w ostatnich minutach gry.

Tomasz Kudala/PressFocus

Górnik do starcia z Jagiellonią Białystok podszedł w najsilniejszym możliwym składzie. W kadrze meczowej zabrakło jednak Mateusza Cholewiaka, który zmaga się z lekkim urazem ręki i musiał przejść zabieg. Piłkarz ma powrócić na zajęcia w najbliższym czasie, jest to zatem jakieś pocieszenie dla trenera Urbana, który nie może sobie pozwolić na stratę jakiegokolwiek gracza pierwszej drużyny.

W pierwszym zespole Górnika pojawił się za to Piotr Krawczyk, który w trzecim spotkaniu z rzędu zapewnił sobie miejsce w pierwszej jedenastce. W starciach ze Stalą i Piastem Gliwice pokazał się z nienajlepszej strony, wielokrotnie popełniając błędy podczas przyjęcia piłki. Filmy z jego kiksami po inauguracji rundy wiosennej obiegły Internet.

Lukas Podolski i Bartosz Nowak, grający w ofensywnym tercecie wraz z napastnikiem, zdawali się tracić wiarę w Krawczyka. Na boisku bardzo często - nawet w sytuacjach, w których podanie do „dziewiątki” byłoby najlepszą opcją, wymieniali oni futbolówkę między sobą. W końcu jednak przy piłce znalazł się Robert Dadok, który długo się nie zastanawiał, posyłając mocną piłkę w pole karne. Na drugim końcu znalazł się właśnie Krawczyk, któremu pozostało tylko skierować piłkę do siatki. Anty-bohater ostatnich dni tego wieczoru jako pierwszy wpisał się na listę strzelców.

– W pierwszej połowie nie byliśmy sobą. Było wiele głupich strat, których nie było łatwo wytłumaczyć. Zawodnicy czuli te 120 minut w Pucharze Polski i gra była rwana – mówił trener Urban, wspominając również sytuację Piotra Krawczyka, którą ten mógł dać swojej drużynie większy spokój. Napastnik Górnika stanął oko w oko z golkiperem, lecz nie udało mu się go pokonać. – Zabrakło mi chłodnej głowy. Powinienem zejść na lewą nogę, uciec od Pazdana i wtedy szukać dalszego słupka – mówił po meczu strzelec jedynej dla zabrzan bramki.

Po przerwie obaj szkoleniowcy zdecydowali się na zmiany. Te w Górniku nadeszły kilka minut po wznowieniu spotkania. Trener Urban na boisko wpuścił dwóch młodzieżowców, Dariusza Stalmacha i Jakuba Szymańskiego. Graczom tym najbliżej do tego, aby zapisać swoje nazwisko w tabeli Pro Junior System, jeśli spojrzeć na zespół z Zabrza. Defensor po 21. kolejce ekstraklasy potrzebuje jeszcze czterech minut, a pomocnik – 129.

Niestety dla gospodarzy, białostoczanie od samego początku drugiej połowy rozpoczęli zmasowany atak, wysoko podchodząc do pressingu. Zespół z Zabrza dał się zdominować, czego efektem były kolejne sytuacje Jagielloni. Po jednej z nich Tomas Prikryl pokonał Daniela Bielicę i choć sędzia Stefański długo analizował tę bramkę przy pomocy systemu VAR, nie było podstaw do tego, aby nie uznać trafienia gości. Górnik męczył się i nie potrafił wyprowadzić żadnej sensownej akcji. Dopiero na kwadrans przed końcem starcia defensorom gości serca zabiły nieco szybciej. Ze świetnego podania Manneha skorzystał Bartosz Nowak, przerzucając golkipera białostoczan, jednak Michał Pazdan zdążył w ostatniej chwili wybić piłkę sprzed linii bramkowej.

Podczas, gdy gospodarze zaliczali dobrych kilkanaście minut, goście odpoczywali, aby w końcówce zadać ostateczny cios. Najpierw na skrzydle w sytuacji jeden na dwóch rozegrany został Janża, a dogranie Prikryla z prawej strony boiska wykorzystał niepilnowany przez obrońców Struski. Bramkę zapisać można na konta Stalmacha i Mvondo – obaj gracze środka pola zachowali się wyjątkowo pasywnie w defensywie.

– Stworzyliśmy sobie wystarczającą ilość sytuacji, aby nie przegrać tego spotkania. Nie wykorzystaliśmy ich i dziś się to na nas zemściło. Nie był to nasz najlepszy mecz, ale można było to „przepchać”, zdobyć trzy punkty. Nie udało się – kończy trener Jan Urban.

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również