'Wielu zarzucało nam chęć odpuszczenia awansu"

14.08.2017
W trzech pierwszych meczach nowego sezonu GKS 1962 Jastrzębie podtrzymał znakomitą dyspozycję z rozgrywek trzeciej ligi i zasłużenie zajmuje miejsce na ligowym podium. Jak twierdzi kapitan drużyny Kamil Jadach, największą siłą rewelacyjnego beniaminka jest ich umiejętność gry w piłkę i fakt, że niemal każda osoba przebywająca w klubie jest z nim mocno związana.
Rafał Rusek/Press Focus
Jastrzębianie są prawdziwą rewelacją początku sezonu w drugiej lidze. Po trzech spotkaniach podopieczni trenera Jarosława Skrobacza znajdują się w strefie dającej awans, zdobyli 7 na 9 możliwych punktów i mają efektowny bilans bramkowy 7:1. Tym samym zawodnicy ze stadionu przy ulicy Harcerskiej w świetnym stylu powrócili na szczebel centralny, na którym nie byli obecni od 2010 roku.

Dokładnie 7 lat temu śląska ekipa w swojej drugoligowej grupie zajęła pierwszą pozycję spadkową, jednak następne rozgrywki rozpoczęła nie na czwartym poziomie rozgrywkowym, a w lidze okręgowej. Powodem zaistniałej sytuacji były ogromne problemy finansowe i organizacyjne klubu. Od całkowitego upadku drużyny uratowało ich pomoc działaczy Gosława Jedłownik, którzy właściwie udostępnili swoją licencję jastrzębianom, a rok później przenieśli swoją siedzibę do tegoż miasta. Wszystkie kruche lata w Jastrzębiu przeżył wychowanek MOSiR-u Jastrzębie-Zdrój i obecny kapitan drużyny - Kamil Jadach, który występował w klubie nie tylko podczas ich ostatnich meczów w drugiej lidze w 2010 roku, ale i teraz, gdy GKS-owi udało się powrócić na trzeci poziom rozgrywek. - Teraz jesteśmy dużo młodszym zespołem i przede wszystkim mocno związanym z naszym miastem. To duża siła naszego klubu. Pamiętam jak obserwowałem zespół jako małolat, to piłkarze przyjeżdżali do klubu jak do pracy. Trzeba przyznać, że atmosfera w zespole była dobra, ale teraz widać, że jeden za drugim stanie w ogień i jesteśmy w stanie bardzo daleko zajść. Fajnie jak niektórzy, że tak powiem „obcy” piłkarze przyjeżdżają na treningi w smyczach z GKS-u - świadczy to o przywiązaniu do tych barw - przyznaje napastnik, który akurat z tym regionem jest związany jak mało kto.

Za jedną z przyczyn upadku klubu można uznać niegodne działania prezesów, m.in. Jerzego Woźniaka. Ciekawostką jest fakt, że ten działacz piłkarski, znany także jako Tony Vegas, pełnił funkcję sternika także we Flocie Świnoujście i w Czarnych Żagań, które dość szybko po jego przyjściu żegnały się ze szczeblem centralnym. - 
Przyznam że Pan Woźniak był niezłym czarodziejem. Jednak gdy kilka razy stawiałem się w sądzie jako świadek w sprawie upadłego klubu, na liście oskarżonych był poprzedni prezes i chyba każdy wie o kim mowa (Joachim Langer, który sprawował swoją funkcję od 1999 do 2010 roku - przyp.red.). Można też wspomnieć, że podobny los mógł spotkać dwóch prezesów już nowego zespołu. Żałuję, że ludziom działającym na szkodę klubu uszło wszystko na sucho - powiedział wzburzony zawodnik GKS-u.
 
Nowy zespół GKS-u spędził na niższych szczeblach rozgrywkowych 7 lat i po rundzie jesiennej sezonu 2016/2017 wydawało się, że powrót na szczebel centralny mają na wyciągnięcie ręki. Po znakomitej jesieni, wiosną zawodnicy trenera Skrobacza złapali zadyszkę i dali się dogonić na niebezpieczną odległość punktową Ruchowi Zdzieszowice. Ostatecznie jastrzębianie powstrzymali konkurencję, ale wspomnianych "Zdzichów" wyprzedzili zaledwie o punkt. - Może potrzebowaliśmy solidnego kopniaka w postaci realnego zagrożenia ze strony goniącego nas Ruchu Zdzieszowice? Wszyscy wokół przypisywali nam już ten awans, przez Puchar Polski i pierwszą rundę postawiliśmy sobie bardzo wysoko poprzeczkę, a presja awansu była ogromna. Ludzie myśleli, że w Jastrzębiu jest tzw. eldorado, że mamy więcej niż inni i wszystko musimy wygrywać. To absolutnie nie pomagało – wręcz przeciwnie – niektórzy krytykowali nas po wygranym meczu, ale słabszej grze. Ja z perspektywy czasu nie zapomnę niektórym osobom, będącym blisko klubu, którzy myślą że są wielkimi ekspertami piłki nożnej i zarzucali nam chęć odpuszczenia awansu. Trzeba pamiętać, że to piłka nożna i nie tacy piłkarze jak my przegrywali - dodaje 27-latek, który w minionym, tak udanym dla klubu sezonie zapisał na swoim koncie 5 trafień.

Nie da się ukryć, że miniony sezon był dla zespołu GKS-u wręcz fenomenalny. Oprócz powrotu na szczebel centralny, drużynie udało się awansować do ćwierćfinału Pucharu Polski, eliminując po drodze m.in. ekstraklasowy Górnik Łęczna czy pierwszoligową Olimpię Grudziądz. - Wiadomo, że ubiegły sezon był rewelacyjny i przykro mi to mówić, ale patrząc realnie – kto wie, ile będziemy musieli na następny tak dobry sezon. My jednak nie chcemy się zatrzymać na tym co było i żyć przeszłością - przyznaje kapitan GKS-u 1962 Jastrzębie.

Zapewne przed sezonem kibice, działacze i piłkarze GKS-u zakładali spokojne utrzymanie się na trzecim poziomie rozgrywkowym, ale patrząc na obecne poczynania jastrzębian nie wiadomo, czy faktycznie jest to jedyny cel jak na razie rewelacyjnego beniaminka. - Nie powiem dziś, że gramy o awans, bo nie lubię takich zapowiedzi. Lubię za to mówić inaczej: to jest GKS Jastrzębie i tu w każdym meczu gra się o trzy punkty. A co przyniesie tabela, zobaczymy w czerwcu - powiedział napastnik. 

Ogromną siłą obecnego lidera tabeli jest nie tylko znakomita atmosfera w szatni, ale i znakomite zorganizowanie w grze ofensywnej. - Wydaje mi się, że najprościej w świecie potrafimy grać w piłkę, jesteśmy zespołem dobrze nią operującym. Lubimy kontrolować przebieg meczu i nie nastawiamy się na obronę. W końcu nasz bojowy okrzyk brzmi „Tylko Atak”, więc to coś musi znaczyć - przyznał Jadach, który w tym sezonie już dwukrotnie wpisał się na listę strzelców i wymiernie przyczynił się do dwóch efektownych wygranych drużyny Jastrzębia.
 
Prawdziwym architektem wszystkich wymienionych sukcesów jest jednak osoba trenera Jarosława Skrobacza. Szkoleniowiec pracuje w Jastrzębiu od maja 2016 roku i swoją znakomitą pracą zapracował sobie na tytuł trenera 2016 roku w plebiscycie, zorganizowanym przez naszą stronę. - Trener na pewno nauczył mnie tego czego nigdy nie umiałem - grania w obronie. Kiedyś nie wiedziałem jak wygląda nasze pole karne i nie doceniałem gry w defensywie. Co do samego szkoleniowca jest kilka pewników - rok temu przed przyjściem trenera Skrobacza znajdowaliśmy się w strefie spadkowej 3. ligi i mimo to zdołaliśmy się utrzymać. Właściwie nasze największe sukcesy osiągnęliśmy składem, który właśnie jeszcze kilka miesięcy wcześniej utrzymał się cudem na czwartym poziomie rozgrywkowym. Myślę, że to o czymś świadczy. Jednak czy jest to najlepszy trener w mojej karierze? Kiedy zawieszę buty na kołek to przeanalizuje sobie wszystkich i wtedy będę mógł udzielić odpowiedzi na to pytanie - przyznał napastnik.

W minioną sobotę drużyna GKS-u po raz pierwszy straciła punkty w tym sezonie, gdyż zremisowała na własnym boisku z Błękitnymi Stargard. Choć kapitan zespołu przyznał, że ogromną siłą drużyny jest gra ofensywna, tym razem zawodnikom beniaminka nie udało się skierować piłki do siatki, mimo sporej ilości okazji. W efekcie tego remisu podopieczni trenera Skrobacza zostali wyprzedzeni w tabeli przez Radomiaka Radom i Wartę Poznań, jednak cały czas znajdują się w strefie, dającej awans ligę wyżej. - Na pewno w tym meczu mieliśmy lepsze sytuacje od Błękitnych, ale my musimy szanować każdy punkt. Chcemy wygrywać ale pamiętajmy, że jesteśmy beniaminkiem i uczymy się ciągle tej ligi. Dlatego to "oczko" przyjęliśmy z pokorą. W sobotę natomiast pojedziemy w pełni skoncentrowani do Stalowej Woli i głęboko wierzymy, że zdobędziemy to miasto - kończy czołowa postać rewelacyjnego beniaminka.
źródło: własne/sportslaski.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również