Ślązacy z rekordami. Kto na Memoriale pójdzie w ich ślady?

31.05.2018
W ośmiu dotychczas rozegranych Memoriałach Kamili Skolimowskiej wzięła udział spora grupa zawodników z naszego województwa. Nielicznym udało się jednak w tych zawodach osiągnąć wymierne sukcesy, gdyż tylko czterech zawodników zapracowało sobie na miejsca na podium w swoich dyscyplinach.
Norbert Barczyk/Pressfocus
Cudowny rok dla Ślązaków 
Polskie skoki w dal w ostatnich latach opierały się przede wszystkim na występach Teresy Dobiji. Urodzona w Bielsku-Białej zawodniczka aż pięciokrotnie była mistrzynią Polski, ale na arenie międzynarodowej nigdy nie udało jej się odnieść większych sukcesów. Co innego na Memoriale Kamili Skolimowskiej –  tam Dobija była w stanie zająć odpowiednio trzecie, pierwsze i drugie miejsce w swojej koronnej dyscyplinie. Zdecydowanie najbardziej udany był dla niej Memoriał w 2013 roku, gdyż mająca obecnie 34 lata zawodniczka osiągnęła niezły rezultat 6,44 metra, ale także wygrała pasjonującą rywalizację z Anną Jagaciak o.. 1 centymetr.
 
W ogóle 2013 rok był niezwykle szczęśliwy dla śląskich lekkoatletów. Oprócz zwycięstwa Dobiji, na tym samym turnieju swój życiowy sukces osiągnął pochodzący z Raciborza Artur Noga. Płotkarz nie tylko był zdecydowanie najlepszy w biegu na 110 metrów, ale czasem 13,26 sekund ustanowił nowy rekord Polski. W całej historii Memoriału tylko czterech zawodników uzyskało lepszy wynik od Nogi – najlepszy z nich, Orlando Ortega (wicemistrz olimpijski z Rio de Janeiro), przybiegł na metę o 0,23 sekund szybciej od Polaka. 
 


Sportowe samobójstwo
Podczas czwartego Memoriału ze znakomitej strony pokazał się również pochodzący z Bielska-Białej Tomasz Hamerlak. Ten jeżdżący na wózku sportowiec jest jednym z najbardziej utytułowanych polskich paraolimpijczyków. 42-latek w trakcie swojej kariery zdobył m.in. brązowy medal olimpijski w Atenach (w maratonie w klasie T54), zajął 3. miejsce w Mistrzostwach Świata na dystansie 5000 metrów, a w 2005 roku został uznany Najlepszym Niepełnosprawnym Sportowcem Roku w plebiscycie Przeglądu Sportowego. Na jego liście sukcesów widnieje również triumf we wspomnianym Memoriale - pierwszym w historii, który miał charakter integracyjny. Umożliwiał on bowiem występ w wielu konkurencjach również sportowcom niepełnosprawnym. Na stadionie warszawskiego Orła Hamerlak pokazał plecy wszystkim rywalom, osiągając w jeździe na wózkach na 1500 metrów czas 4.18,58. 
 
Tomasz Hamerlak nie pozostawił swoim rywalom złudzeń w Memoriale Kamili Skolimowskiej w 2013 roku (fot: Wikipedia)

W 2015 roku kariera paraolimpijczyka zmierzała powoli ku końcowi, a jej godnym uhonorowaniem miał być dobry wynik na Igrzyskach Olimpijskich w Rio di Janeiro. Na niespełna kilka miesięcy przed najważniejszą imprezą czterolecia, świat sportowca wywrócił się o 180 stopni. W pobranej od zawodnika próbce moczu wykryto bowiem stanozolol – steryd anaboliczny, który Hamerlak miał zażyć przed pokazowymi zawodnikami w Szwajcarii. Jako że stosowanie wspomnianej substancji jest całkowicie zakazane, Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski postanowił zawiesić go do 18 sierpnia 2019 roku. Uznano, że to zawodnik ponosi wyłączną odpowiedzialność za to, co zostanie wykryte w jego organizmie, a sam Komitet chce eliminować jakikolwiek doping ze sportu paraolimpijskiego. - Ta decyzja była dla mnie ogromnym szokiem. To cios, po którym trudno się pozbierać. Nie czuję się winny, bo świadomie niczego nie przyjmowałem. Nawet nigdy coś podobnego nie przyszło mi do głowy. Na obecnym etapie mojej kariery byłoby to po prostu sportowym samobójstwem. Zostałem wrzucony do jednego worka ze wszystkimi, którzy stosują doping – przyznawał Hamerlak tuż po ogłoszeniu decyzji MKP.
 
Zawodnik długo się zastanawiał, jakim sposobem zabroniona substancja znalazła się w jego organizmie, a przy okazji cały czas walczył o swoje dobre imię oraz o jak najszybszy powrót do startów. Ostatecznie jego karencja nie uległa skróceniu, jednak bielszczanin ani myśli o zakończeniu kariery i już w 2019 roku zamierza wrócić do światowej czołówki w wyścigach na wózku.

Wschodząca gwiazda
Podczas gdy Hamerlak stara się o powrót do sportu, a jego dyspozycja jest jedną wielką niewiadomą, w swojej życiowej formie znajduje się także związany z Bielskiem-Białą sportowiec - Michał Haratyk. Kulomiot, reprezentujący barwy miejscowego klubu Sprint, właściwie utrzymuje dobrą dyspozycję od blisko 2 lat, a swój pierwszy znaczący sukces odniósł na Mistrzostwach Świata w Amsterdamie. Wówczas Polak zdobył srebrny medal, uznając jedynie wyższość utytułowanego Niemca Davida Storla. W kolejnych latach urodzony w Cieszynie zawodnik m.in. aż pięciokrotnie sięgnął po medal Mistrzostw Polski (licząc występy na hali i na stadionie), a także zajął trzecie miejsce w zeszłorocznym Memoriale Kamili Skolimowskiej.


Największą zwyżkę formy 26-latek zanotował jednak kilka dni temu w amerykańskim Eugene. W ramach zawodów Diamentowej Ligi Haratyk pchnął kulę na odległość 21,97 metra - wcześniej żadnemu Polakowi nie udało się osiągnąć tak znakomitego wyniku podczas występu na stadionie. Tym samym cieszynianin pobił blisko 9-letni rekord bardziej utytułowanego Tomasza Majewskiego, który na MŚ w Berlinie pchnął o 6 centymetrów krócej. Ten znakomity rezultat nie dał jednak Haratykowi zwycięstwa w Eugene, gdyż wszystkim rywalom miejsce w szeregu pokazał złoty medalista olimpijski z Rio di Janeiro - Ryan Crouser. Co ciekawe, Amerykanin zdążył już sportowo zaleźć Michałowi za skórę. W wspomnianym wcześniej Memoriale Polak musiał uznać wyższość swojego rówieśnika zza oceanu, który osiągnął wynik 21,68 metra, co zapewniło mu drugie miejsce w zawodach na Stadionie Narodowym.

Haratyk przyjął pobity rekord Polski z radością, ale również z typowym dla siebie flegmatyzmem. - Byłem już zmęczony tym konkursem. Nie skupiałem się nawet specjalnie na tej próbie. Po prostu pchnąłem i wyszedłem z koła. Nie poczułem nawet, żeby ta kula poleciała jakoś specjalnie daleko. Mam nadzieję, że w końcu pokonam te 22 metry. Na razie cieszę się z tego, że uzyskałem lepszy wynik od wieloletniego rekordu Polski Tomka Majewskiego. Fajnie jest pchać tak daleko - przyznał 26-latek w wywiadzie, udzielonemu portalowi sport.onet.pl.

Zadowolenia z osiągniętego rezultatu nie ukrywał również Tomasz Majewski, choć jego rekord Polski w zawodach na stadionie przeszedł już do historii. - O to właśnie chodzi w pchnięciu kulą, żeby na prestiżowych zawodach, w stresie, w mocnej obsadzie walczyć do końca i tam udowadniać, „co się ma”. Michał udowodnił w Eugene, że ma sporo. Rekord Polski w ostatniej próbie zawodów, w dodatku po perturbacjach z sędziami, którzy anulowali mu próbę i kazali pchać jeszcze raz – super. Jest liderem w Europie i jednocześnie głównym kandydatem do złota mistrzostw Europy. 

Być może Haratyk przekroczy tą magiczną barierę już w dziewiątym Memoriale Kamili Skolimowskiej. Z jego ewentualnym występem w Chorzowie można wiązać naprawdę spore nadzieje, choć na wszelkie rozstrzygnięcia odnośnie personaliów sierpniowych zawodów należy jeszcze poczekać.

Sukcesy śląskich lekkoatletów podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej:

Teresa Dobija (skok w dal, Bielsko-Biała):

- 2011 - 3. miejsce (6.13 metrów)
- 2013 - 1. miejsce (6.44 m)
- 2014 - 2. miejsce (6,41 m)

Artur Noga (bieg na 110 m przez płotki, Racibórz):
- 2013 - 1. miejsce (13,26 sekund - rekord Polski)
- 2015 - 3. miejsce (13,54)

Tomasz Hamerlak (1500 metrów na wózkach, Bielsko-Biała)
- 2013 - 1. miejsce (4.18,58)

Michał Haratyk (pchnięcie kulą, Cieszyn)
- 2017 - 3. miejsce (20,92 metrów)
 
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również