Rywale pękają w Bytomiu. "Mają tu mało do powiedzenia"

23.04.2018
Dwóch najgroźniejszych rywali w grze o wygranie ligi odprawili z kwitkiem. Polonia Bytom choć w tempie nieco wolniejszym niż można było się spodziewać pomału "odjeżdża" reszcie IV-ligowej stawki i krok po kroku realizuje cel w postaci awansu do barażu o III ligę.
Tomasz Błaszczyk/PressFocus
Strach i prezenty
Niedzielny mecz Z LKS-em Czaniec przez większość spotkania przebiegał raczej w tempie usypiającym. Z jednej strony goście, którzy - jak przyznał ich trener, Maciej Żak - mieli za zadanie "przetrwać" pierwszą część gry, z drugiej gospodarze, którym z kolei przez bite pół godziny gra do przodu nie chciała się kleić. Czaniec - trzecia siła ligi - rozczarowywał, w dodatku dość nieoczekiwanie po 30 minutach zaczął rozdawać liderowi prezenty. Najpierw Krzysztof Hałgas znalazł się w sytuacji sam na sam z Michałem Majdą po tym, jak piłka odbiła się od pleców jednego z defensorów przeciwnika i wpadła mu prosto pod nogi. Z okazji skorzystał, a chwilę później wynik poprawił Michał Chrabąszcz, który wykorzystał błąd bramkarza gości i z dość ostrego kąta z rzutu wolnego przy bliższym słupku posłał piłkę do siatki. Pierwszą połowę "meczu na szczycie" zakończył Bartosz Giełażyn, który  z asysty Wojciecha Mroza ustalił wynik do przerwy na 3:0. Zdawało się, że jest już po meczu, zwłaszcza, że rywal bytomian wyglądał na... mocno przestraszonego nie tylko przeciwnika, ale i wspierającego go tłumu kibiców, których przy Olimpijskiej tego dnia zjawiło się prawie 1000. - Podobnie było w przypadku LKS-u Bełk. Po kwadransie tamtego meczu powinno być już "posprzątane". Przyjezdnym drużynom gra się u nas na pewno ciężej, niż gdzie indziej. I przez większość spotkań mają mało do powiedzenia - ocenia Krzysztof Markowski, obrońca Polonii.

Minimalizm nieakceptowalny
Ekipa z Czańca coś do powiedzenia jednak miała. Goście wrócili do meczu po 20 minutach drugiej połowy. Pomógł im w tym Patryk Król - 19-letni bramkarz, który skopiował wyczyn golkipera rywala sprzed przerwy i też wpuścił piłkę po - wydawało się - niegroźnym uderzeniu z rzutu wolnego autorstwa Patryka Marczyńskiego. Polonia mogła wrócić na trzybramkowe prowadzenie po strzałach Jarosława Czernysza, czy Marcina Lachowskiego, zamiast tego tuż przed końcem to goście - za sprawą Krystiana Kozieła - złapali kontakt z bytomianami. Na ich nieszczęście stało się to dopiero w doliczonym czasie, bo niespełna kwadrans wcześniej "setkę" wybronił Król, nie dając się pokonać Wojciechowi Wilczkowi. A gdyby Czaniec miał jeszcze trochę czasu na odrabianie strat, mogło skończyć się różnie. - Nie chcę nawet na gorąco komentować tego wszystkiego, pewne słowa wolę zachować na poniedziałek, gdy spotkamy się na treningu. Tak doświadczona drużyna jak nasza powinna uszanować wysokie prowadzenie sprzed przerwy, a my zaprezentowaliśmy taki minimalizm, który nie powinien mieć miejsca - irytował się mimo wygranej trener Jacek Trzeciak. - To samo było w Wodzisławiu, gdzie mielismy prowadzenie i zamiast zamknąć mecz, pozwoliliśmy rywalom zremisować. Dziś straciliśmy pierwszego gola z typowego "centrostrzału" i sami przywróciliśmy przeciwników do życia. Nie możemy tracić takich bramek. Inna sprawa, że skuteczność też wypadałoby poprawić, bo nawet w Bielsku, gdzie wygraliśmy z rezerwami Podbeskidzia 6:0, to był najmniejszy wymiar kary dla tamtejszej młodzieży - wtórował trenerowi Markowski.

Jeżdżą po wioskach i zazdroszczą Ruchowi
U siebie Polonia jest niemal bezbłędna. Przegrała tylko raz, na inaugurację z Odrą Wodzisław, potem wygrała 9 z 10 spotkań. Sytuacja znacznie gorzej wygląda na wyjazdach, z których faworytowi zbyt często zdarza się wracać "na tarczy". - Trafne spostrzeżenie - zgadza się Krzysztof Markowski. Doświadczony zawodnik jest jednym z wielu w Polonii, dla których wyjazdy do Gaszowic, Jasienicy, czy Radziechów to - po latach gry na najwyższych szczeblach - nowe doświadczenie. - Taka liga, a nie inna. Pewnie, że wolimy mecze u nas niż w tych małych miasteczkach. Choć w Wodzisławiu grało się całkiem przyjemnie, bo ten obiekt w Ekstraklasie gościł już uznane firmy. Nie ma co jednak patrzeć na to, czy jedziemy do Bielska, czy Landku. Bez względu na to gdzie się wybierzemy musimy przywozić do domu więcej punktów, by awans do baraży zapewnić sobie jak najwcześniej. Dziś w I grupie fajną, komfortową sytuację ma już Ruch Radzionków, a idealny scenariusz byłby dla nas taki, w którym też będziemy mogli w końcówce ligi dać pograć trochę więcej wszystkim zawodnikom. Do tego jednak daleka droga - zaznacza 38-letni defensor.

Wyjadacze dają radę
Istotnie, jeśli Polonia ma grać w barażu o III ligę - a innego scenariusza przy Olimpijskiej przecież sobie nie wyobrażają - dobrze byłoby, gdyby mogła w końcówce ligi trochę odpocząć. Zwłaszcza, że o sile zespołu w dużej mierze stanowią gracze pomału zbliżający się do "czterdziestki". Poza Markowskim miejsce w podstawie mają również Marcin Lachowski, czy Marcin Radzewicz i oni zwłaszcza w czerwcu mogą już odczuwać trudy IV-ligowych rozgrywek. - Ale spokojnie. Ja na przykład odkąd tu trafiłem to gram wszystko od dechy do dechy. Jakoś daję radę, jeśli chodzi o fizykę to wszystko jest w porządku. Solidnie przepracowaliśmy zimę, a to też powinno zaprocentować - zapewnia Markowski. - Tak naprawdę, to po dzisiejszym meczu więcej pretensji miałbym do tych młodszych graczy - dodawał w kontekście starcia z Czańcem trener Trzeciak.

Mógł mieć na myśli na przykład bramkarza. Dla Patryka Króla gol wpuszczony w niedzielę nie był pierwszym, któremu zawinił, choć tym razem nie odbiło się to na dorobku punktowym bytomian. - Spokojnie, to młody, bardzo utalentowany chłopak, a takie rzeczy czasem mogą mu się zdarzać. Z drugiej strony wybronił nam też stuprocentową sytuację. To, że tracimy sporo goli to nie jest wina bramkarza, czy linii obrony, a gry defensywnej całego zespołu - bronił podopiecznego opiekun bytomian. - Młodość ma swoje prawa. Jak mawiał jeden z moich byłych trenerów: raz dobrze, dwa razy słabo. Trzeba dawać Patrykowi szanse, zwłaszcza że niejedną piłkę nam wybronił - podtrzymywał na duchu młodszego kolegę Markowski.

Polonia Bytom po 21 rozegranych meczach ma w tabeli 42 punkty. Dzięki ostatnim, domowym wygranym z LKS-em Bełk i LKS-em Czaniec ma już 5 oczek przewagi nad resztą stawki. Po piętach podopiecznym trenera Trzeciaka próbuje jeszcze deptać Bełk, który ma w zanadrzu mecz zaległy. - Dlatego absolutnie nie myślimy teraz o barażu. Szczerze mówiąc, to dopiero przy okazji derbów Ruchu z Szombierkami przyjrzałem się pierwszy raz tabeli grupy I. My skupiamy się na swojej robocie. Teraz czeka nas wyjazd do Landku, i stamtąd trzeba przywieźć wygraną - deklaruje trener lidera z Olimpijskiej.

Polonia Bytom - LKS Czaniec 3:2 (3:0)
1:0 - Krzysztof Hałgas 33'
2:0 - Michał Chrabąszcz 39'
3:0 - Bartosz Giełażyn 41'
3:1 - Patryk Marczyński 66'
3:2 - Wojciech Wilczek 90'

Polonia: Król - Mróz, Markowski, Buchcik, Radzewicz - Hałgas (55' Sopel), Ignacek, Lachowski, Chrabąszcz, Tylec (59' Czernysz) - Giełażyn. Trener: Jacek Trzeciak.

Czaniec: Majda - Kaczmarczyk, Jurczak, Żak, Borak - Handy (60' Wilczek), T. Kozioł (46' Marczyński), Świerczyński, Nazdryn-Platnitski - Snadny (60' Palarczyk), Lewandowski (78' Zaremba). Trener: Maciej Żak.

Sędzia: Mateusz Bielawski (Mysłowice)
Żółte kartki: Czernysz, Buchcik (Polonia) Jurczak, Palarczyk (Czaniec)
Widzów: 964

autor: ŁM

Przeczytaj również